Przepisy, które wyróżniają rządzących, są pozostałością po czasach feudalnych, gdy władcy mogli się wyzywać od bękartów, ale poddanych za takie słowa pozbawiano głów
Niedawno w czasie obrad komisji sejmowej jeden z posłów raczył określić drugiego mało zaszczytnym mianem "kutasa". I co? I nic! Co wolno posłowi, tego nie wolno obywatelowi. Sąd Okręgowy w Gdańsku skazał Andrzeja Leppera, lidera Samoobrony, na karę roku i czterech miesięcy więzienia za znieważenie prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego i dwóch byłych wicepremierów. Wyrok zapadł na podstawie przepisów chroniących z urzędu organa władzy państwowej. Tymczasem zdaniem 66 proc. respondentów, osoby sprawujące władzę w państwie powinny podlegać takiej ochronie prawnej jak każdy obywatel.
Przepisy wyróżniające rządzących są pozostałością po czasach feudalnych, kiedy to władcy mogli się wyzywać od bękartów, lecz poddanych za takie słowa pozbawiano głów. Także totalitarne reżimy chroniły władzę przed krytyką ze strony społeczeństwa. Tymczasem w demokratycznym świecie politycy godzą się nawet z brutalnymi atakami, gdyż wyborcy nie tolerowaliby ograniczania prawa do krytyki, a tym samym kontrolowania rządzących. Nie do pojęcia jest, żeby politycy wykorzystywali aparat państwa do obrony przed obraźliwymi słowami. Co więcej, do wyjątków należą sytuacje, gdy rządzący - jak to uczynił niegdyś prezydent Kwaśniewski w wypadku "Życia" - wnoszą wobec krytyków sprawę z powództwa cywilnego. Aż 66 proc. Polaków uważa, że politycy obraźliwe sformułowania na swój temat powinni uznać za ryzyko zawodowe. Tymczasem feudalne, antydemokratyczne przepisy czynią z nich kastę walczących z sobą za pomocą ciosów poniżej pasa, ale nietykalnych dla "plebsu".
Więcej możesz przeczytać w 19/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.