Nie każdy muzułmanin jest terrorystą, ale terroryzm jest w większości islamistyczny
Podczas niedawnego eleganckiego obiadu, wydanego przez polskiego ministra obrony w pałacu w Helenowie zbudowanym przez Potockich, analityk polityczny pracujący dla paryskiego Institute d'tudes de Sécurité Unii Europejskiej zaprotestował, gdy przemawiający uznał radykalny islam za przyczynę terroryzmu. Sfrustrowany, wyrzucił z siebie: "Co religia ma wspólnego z dżihadem?". Otóż dżihad ma wiele wspólnego z religią, gdyż jest to pojęcie religijne, wykorzystywane dziś na polach walki zarówno przeciw muzułmanom, jak i przeciw niewiernym. Za brutalne wykorzystywanie pojęcia "święta wojna" tysiące ludzi zapłaciły życiem, a tysiące jeszcze zapłacą.
Ten komentarz pokazuje, jak elitom, łącznie z medialnym, akademickim i politycznym establishmentem w Europie i USA, trudno jest rozpoznać źródła współczesnych zagrożeń dla zbiorowego bezpieczeństwa. Najważniejsza jest tu rola mediów: komentatorów, redaktorów, reporterów i prezenterów. Ci, którzy w mediach podejmują decyzje, tak samo jak ich odpowiedniki w rządach, od Lizbony po Tokio, nie mają wiedzy na temat drugiej najpopularniejszej religii świata, aby móc analizować wydarzenia i wyznaczać priorytety.
Od lat, przed 11 września i po nim, w wyjaśnianiu światu nieislamskiemu problemów islamu i muzułmanów media uciekają się do znanych wzorców. Odnosi się to w takim samym stopniu do USA, jak do Rosji, Indii czy Chin. Wszystkie wymienione kraje ponoszą za ten stan rzeczy odpowiedzialność. A fundamentaliści islamscy ochoczo zapełniają próżnię "wyjaśnieniami" i usprawiedliwieniami dokonywanych potworności. Czynią to na przykład Bracia Muzułmańscy, organizacja światowa, która podobnie jak będący jej palestyńskim odgałęzieniem Hamas łączy działalność dobroczynną z terrorem.
Dzielny mudżahedin
Gdy w latach 70. i 80. XX wieku USA walczyły z ZSRR o dominację w świecie, ideą dżihadu usprawiedliwiano napływ ochotników w góry Afganistanu. Ta idea była głęboko zakorzeniona w muzułmańskiej historii - w ciągu ponad 1400 lat istnienia islamu zostało wypowiedzianych i wygranych wiele dżihadów.
Przywódcy świata anglosaskiego wiedzieli zatem - lub powinni wiedzieć - że wzywając do dżihadu w Afganistanie i planując dżihad w Azji Środkowej gwoli pozbycia się stamtąd ZSRR, wypuszczają z butelki potężnego dżina. Mimo to media nie podjęły żadnych prób wyjaśnienia, co naprawdę oznacza dżihad. Na Zachodzie nie tylko media antykomunistyczne, lecz także liberalne i lewicujące podziwiały mudżahedina, a charakteryzując tego bojownika, stworzyły krótką listę frazesów opiewających jego umiłowanie wolności, wytrzymałość i odwagę. Trwało to, dopóki mudżahedini nie przyjęli antyzachodniego kursu. Niestety, ani administracja Busha seniora, ani Clintona nie podjęły wysiłku, aby zamknąć dżina dżihadu w butelce, kiedy problem Afganistanu "został rozwiązany" i radziecka armia opuściła ten kraj. Świat był zajęty upadkiem wschodnioeuropejskiego imperium i walką z Saddamem w Kuwejcie.
W Afganistanie pierwsze kroki w mordowaniu "niewiernych" stawiał Osama bin Laden, zapewniający pomoc organizacyjną swym arabskim i pasztuńskim braciom, którzy zabijali szurawi - Sowietów i ich afgańskich sprzymierzeńców. Określenie "dżihad defensywny" odnosi się do każdego terytorium okupowanego czy kontrolowanego przez niewiernych. Po wycofaniu się ZSRR Afganistan opuścili też Amerykanie, podczas gdy ich pakistańscy i saudyjscy sojusznicy wspomagali talibów.
Talibowie sprzymierzyli się z Osamą bin Ladenem i Al-Kaidą po tym, jak w 1998 r. został on wydalony z Sudanu. Jednakże Afganistan był daleko, biedny i niebezpieczny, toteż media nie interesowały się specjalnie bin Ladenem, nawet gdy wykupił w londyńskim "Timesie" całostronicowe ogłoszenia, obwieszczając rozpoczęcie dżihadu przeciw USA i Zachodowi. Al-Kaida i inne organizacje dżihadystów walczą z niewiernymi za pomocą terroru, ale także mediów, edukacji i ideologii, nazywając to "dżihadem pióra".
Papugi i fałszywki
Zachodnie media słabo odpierają szturm islamistycznej propagandy. Wielu pracujących tam ludzi wie, że radykałowie islamscy nawołują do totalnego zniszczenia Izraela i od dziesięcioleci wykorzystują nazistowską i europejską propagandę. W politycznym programie Hamasu można się natknąć na cytaty z "Protokołów mędrców Syjonu" - tej carskiej fałszywki, a ponadto w dramatycznym tonie twierdzi się w nim, że "za większością wojen stoją Żydzi". Wiele arabskich mediów powtarza, że Żydzi kontrolują prasę i system bankowy USA oraz Hollywood. Były syryjski minister obrony Mustafa Tlas napisał książkę i wyprodukował serial pod subtelnym tytułem "Mace Syjonu", gdzie przedstawia się Żydów jako używających krwi islamskiego chłopca w obrzędach święta Pesach. Inni siewcy nienawiści twierdzili w mediach, jakoby Żydzi stosowali krew do wypieku ciasta spożywanego w święto Purim.
Mimo to niektóre twierdzenia arabskiej i islamistycznej propagandy są często przywoływane w liberalnych zachodnich mediach jako prawdziwe. Dziennikarze jak papugi powtarzają twierdzenie, że "podstawową przyczyną" zamachów samobójczych i ataków terrorystycznych jest "izraelska okupacja". Nie zważają na to, że Hamas i Islamski Dżihad odmawiają uznania Izraela nawet w granicach z 1967 r. i są wspierane przez Iran, którego prezydent ustawicznie wzywa do unicestwienia Izraela. Zachodnie media i wielu przedstawicieli klasy politycznej, w szczególności ci, którzy mają dobre kontakty z Arabią Saudyjską, Iranem i innymi państwami finansującymi terrorystów, mówią, że problem zniknie wtedy, gdy Izrael się wycofa lub przestanie istnieć. Pragnący zachować anonimowość członek Izby Lordów parlamentu brytyjskiego powiedział, że "wszyscy wiedzą, iż dyplomaci z Arabii Saudyjskiej płacą dziennikarzom i politykom", aby wspierali stanowisko tego kraju w różnych sprawach, w szczególności w kwestii stosunków arabsko--izraelskich. Nie jest tajemnicą, że były szef saudyjskiego wywiadu, książę Turki bin Fajsal, w latach 80. finansował afgański dżihad przeciw ZSRR i miał bezpośrednie kontakty z bin Ladenem. Do ubiegłego roku był ambasadorem Arabii Saudyjskiej na brytyjskim dworze, a dziś jest ambasadorem w Waszyngtonie.
Fatwa za poglądy
Holandię i Europę zszokował okrutny los, jaki spotkał holenderskiego reżysera Theo van Gogha. Zastrzelił go islamski fanatyk, który protestował w ten sposób przeciw filmowi "Submission", nakręconemu przez Holendra wespół z byłą liberalną członkinią holenderskiego parlamentu Ayaan Hirsi Ali. Zabójca przybił reżyserowi do ciała nożem list, połączył zabójstwo van Gogha z jego filmem i poglądami na islam, a także wzywał do dżihadu przeciw niewiernym, Ameryce, Europie, Holandii i Hirsi Ali. Ta Somalijka, która trafiła do Holandii jako uchodźca, potrzebowała stałej ochrony z powodu gróźb ze strony dżihadystów. Holenderscy sąsiedzi Hirsi Ali doprowadzili do jej eksmisji ze wspólnego bloku, bo czuli się zagrożeni. Somalijka wyjechała do USA. Należy do zespołu doradców American Enterprise Institute w Waszyngtonie. Również Salman Rushdie, obłożony fatwą przez ajatollaha Chomeiniego za "Szatańskie wersety" i zmuszony do życia przez dziesięć lat w ukryciu, przenosi się do Ameryki. Przyjął stanowisko na Uniwersytecie Emory w Atlancie.
Warto zauważyć, że dzisiaj ani chrześcijańscy duchowni, ani żydowscy rabini nie wydają edyktów wzywających do mordowania tych, którzy obrażają Chrystusa bądź Mojżesza (a nawet Boga), a islamscy pisarze i reżyserzy nie muszą żyć w krajach muzułmańskich w ukryciu w obawie przed wytropieniem i zabiciem przez wojowniczych katolików czy chasydów. Jeśli islamscy dziennikarze, pisarze czy reżyserzy giną, zostają ranni bądź uwięzieni, dzieje się to za sprawą wyznawców islamu. Salah Uddin Shoaib Choudhury, redaktor naczelny gazety w Bangladeszu, został aresztowany na lotnisku w Dhace, bo chciał uczestniczyć w konferencji na temat stosunków islamsko-żydowskich w Izraelu. Ostatecznie oskarżono go o szpiegostwo. Naguib Mahfouz, egipski zdobywca literackiej Nagrody Nobla, padł ofiarą fanatyka, który próbował poderżnąć mu gardło za wsparcie udzielane inicjatywie zawarcia pokoju z Izraelem (przeżył zamach).
Exodus chrześcijan
Zachodnie media nie zauważyły jednego z kluczowych wydarzeń naszych czasów, a mianowicie exodusu chrześcijan z Bliskiego Wschodu. Za naszego życia chrześcijańska większość w Libanie ustąpiła miejsca szyickiej. W czasie wojny domowej i po niej (1975-1990) wyjechało stamtąd do Kanady, Australii i Afryki 900 tys. chrześcijan. Dawniej również w Nazarecie i Betlejem 70 proc. mieszkańców stanowili chrześcijanie, a dziś są to bastiony islamskich radykałów, gdzie 70 proc. ludności to muzułmanie. Koptowie, egipscy chrześcijanie i potomkowie starożytnych Egipcjan, stanowiący 15 proc. mieszkańców Egiptu, doświadczają wielkiego ucisku ze strony Braci Muzułmańskich, którzy żądają dla nich statusu dhimmi, czyli obywateli drugiej kategorii, i płacenia specjalnego podatku dżizja.
Fundamentaliści islamscy roszczą sobie prawo do Hiszpanii, którą nazywają Al-Andaluz, do Kosowa, Bośni, północnego Kaukazu, Tatarstanu, części Syberii i innych terytoriów, które w odległej przeszłości znajdowały się pod panowaniem islamskim. Najwięksi radykałowie wzywają do ustanowienia kalifatu - teokratycznej dyktatury, która będzie prowadzić ofensywny dżihad w celu islamizacji Europy i Azji. To nie jest już tylko marzenie kilku fanatyków - radykałowie w coraz większym stopniu przejmują kontrolę nad programem religii i islamskimi mediami, a także promują przemoc.
Czy media będą miały odwagę i hart ducha, aby rozpoznawać złożone procesy, które pojawiają się od Casablanki po Filipiny? Rośnie zrozumienie tego, że nie każdy muzułmanin jest terrorystą, ale światowy terroryzm jest w przeważającej mierze islamistyczny. Dziennikarzy mogą powstrzymywać od działania polityczna poprawność, strach i obsesja rządów na punkcie innych problemów, na przykład antyamerykanizmu. Można tylko mieć nadzieję, że media w porę odzyskają czujność.
Ten komentarz pokazuje, jak elitom, łącznie z medialnym, akademickim i politycznym establishmentem w Europie i USA, trudno jest rozpoznać źródła współczesnych zagrożeń dla zbiorowego bezpieczeństwa. Najważniejsza jest tu rola mediów: komentatorów, redaktorów, reporterów i prezenterów. Ci, którzy w mediach podejmują decyzje, tak samo jak ich odpowiedniki w rządach, od Lizbony po Tokio, nie mają wiedzy na temat drugiej najpopularniejszej religii świata, aby móc analizować wydarzenia i wyznaczać priorytety.
Od lat, przed 11 września i po nim, w wyjaśnianiu światu nieislamskiemu problemów islamu i muzułmanów media uciekają się do znanych wzorców. Odnosi się to w takim samym stopniu do USA, jak do Rosji, Indii czy Chin. Wszystkie wymienione kraje ponoszą za ten stan rzeczy odpowiedzialność. A fundamentaliści islamscy ochoczo zapełniają próżnię "wyjaśnieniami" i usprawiedliwieniami dokonywanych potworności. Czynią to na przykład Bracia Muzułmańscy, organizacja światowa, która podobnie jak będący jej palestyńskim odgałęzieniem Hamas łączy działalność dobroczynną z terrorem.
Dzielny mudżahedin
Gdy w latach 70. i 80. XX wieku USA walczyły z ZSRR o dominację w świecie, ideą dżihadu usprawiedliwiano napływ ochotników w góry Afganistanu. Ta idea była głęboko zakorzeniona w muzułmańskiej historii - w ciągu ponad 1400 lat istnienia islamu zostało wypowiedzianych i wygranych wiele dżihadów.
Przywódcy świata anglosaskiego wiedzieli zatem - lub powinni wiedzieć - że wzywając do dżihadu w Afganistanie i planując dżihad w Azji Środkowej gwoli pozbycia się stamtąd ZSRR, wypuszczają z butelki potężnego dżina. Mimo to media nie podjęły żadnych prób wyjaśnienia, co naprawdę oznacza dżihad. Na Zachodzie nie tylko media antykomunistyczne, lecz także liberalne i lewicujące podziwiały mudżahedina, a charakteryzując tego bojownika, stworzyły krótką listę frazesów opiewających jego umiłowanie wolności, wytrzymałość i odwagę. Trwało to, dopóki mudżahedini nie przyjęli antyzachodniego kursu. Niestety, ani administracja Busha seniora, ani Clintona nie podjęły wysiłku, aby zamknąć dżina dżihadu w butelce, kiedy problem Afganistanu "został rozwiązany" i radziecka armia opuściła ten kraj. Świat był zajęty upadkiem wschodnioeuropejskiego imperium i walką z Saddamem w Kuwejcie.
W Afganistanie pierwsze kroki w mordowaniu "niewiernych" stawiał Osama bin Laden, zapewniający pomoc organizacyjną swym arabskim i pasztuńskim braciom, którzy zabijali szurawi - Sowietów i ich afgańskich sprzymierzeńców. Określenie "dżihad defensywny" odnosi się do każdego terytorium okupowanego czy kontrolowanego przez niewiernych. Po wycofaniu się ZSRR Afganistan opuścili też Amerykanie, podczas gdy ich pakistańscy i saudyjscy sojusznicy wspomagali talibów.
Talibowie sprzymierzyli się z Osamą bin Ladenem i Al-Kaidą po tym, jak w 1998 r. został on wydalony z Sudanu. Jednakże Afganistan był daleko, biedny i niebezpieczny, toteż media nie interesowały się specjalnie bin Ladenem, nawet gdy wykupił w londyńskim "Timesie" całostronicowe ogłoszenia, obwieszczając rozpoczęcie dżihadu przeciw USA i Zachodowi. Al-Kaida i inne organizacje dżihadystów walczą z niewiernymi za pomocą terroru, ale także mediów, edukacji i ideologii, nazywając to "dżihadem pióra".
Papugi i fałszywki
Zachodnie media słabo odpierają szturm islamistycznej propagandy. Wielu pracujących tam ludzi wie, że radykałowie islamscy nawołują do totalnego zniszczenia Izraela i od dziesięcioleci wykorzystują nazistowską i europejską propagandę. W politycznym programie Hamasu można się natknąć na cytaty z "Protokołów mędrców Syjonu" - tej carskiej fałszywki, a ponadto w dramatycznym tonie twierdzi się w nim, że "za większością wojen stoją Żydzi". Wiele arabskich mediów powtarza, że Żydzi kontrolują prasę i system bankowy USA oraz Hollywood. Były syryjski minister obrony Mustafa Tlas napisał książkę i wyprodukował serial pod subtelnym tytułem "Mace Syjonu", gdzie przedstawia się Żydów jako używających krwi islamskiego chłopca w obrzędach święta Pesach. Inni siewcy nienawiści twierdzili w mediach, jakoby Żydzi stosowali krew do wypieku ciasta spożywanego w święto Purim.
Mimo to niektóre twierdzenia arabskiej i islamistycznej propagandy są często przywoływane w liberalnych zachodnich mediach jako prawdziwe. Dziennikarze jak papugi powtarzają twierdzenie, że "podstawową przyczyną" zamachów samobójczych i ataków terrorystycznych jest "izraelska okupacja". Nie zważają na to, że Hamas i Islamski Dżihad odmawiają uznania Izraela nawet w granicach z 1967 r. i są wspierane przez Iran, którego prezydent ustawicznie wzywa do unicestwienia Izraela. Zachodnie media i wielu przedstawicieli klasy politycznej, w szczególności ci, którzy mają dobre kontakty z Arabią Saudyjską, Iranem i innymi państwami finansującymi terrorystów, mówią, że problem zniknie wtedy, gdy Izrael się wycofa lub przestanie istnieć. Pragnący zachować anonimowość członek Izby Lordów parlamentu brytyjskiego powiedział, że "wszyscy wiedzą, iż dyplomaci z Arabii Saudyjskiej płacą dziennikarzom i politykom", aby wspierali stanowisko tego kraju w różnych sprawach, w szczególności w kwestii stosunków arabsko--izraelskich. Nie jest tajemnicą, że były szef saudyjskiego wywiadu, książę Turki bin Fajsal, w latach 80. finansował afgański dżihad przeciw ZSRR i miał bezpośrednie kontakty z bin Ladenem. Do ubiegłego roku był ambasadorem Arabii Saudyjskiej na brytyjskim dworze, a dziś jest ambasadorem w Waszyngtonie.
Fatwa za poglądy
Holandię i Europę zszokował okrutny los, jaki spotkał holenderskiego reżysera Theo van Gogha. Zastrzelił go islamski fanatyk, który protestował w ten sposób przeciw filmowi "Submission", nakręconemu przez Holendra wespół z byłą liberalną członkinią holenderskiego parlamentu Ayaan Hirsi Ali. Zabójca przybił reżyserowi do ciała nożem list, połączył zabójstwo van Gogha z jego filmem i poglądami na islam, a także wzywał do dżihadu przeciw niewiernym, Ameryce, Europie, Holandii i Hirsi Ali. Ta Somalijka, która trafiła do Holandii jako uchodźca, potrzebowała stałej ochrony z powodu gróźb ze strony dżihadystów. Holenderscy sąsiedzi Hirsi Ali doprowadzili do jej eksmisji ze wspólnego bloku, bo czuli się zagrożeni. Somalijka wyjechała do USA. Należy do zespołu doradców American Enterprise Institute w Waszyngtonie. Również Salman Rushdie, obłożony fatwą przez ajatollaha Chomeiniego za "Szatańskie wersety" i zmuszony do życia przez dziesięć lat w ukryciu, przenosi się do Ameryki. Przyjął stanowisko na Uniwersytecie Emory w Atlancie.
Warto zauważyć, że dzisiaj ani chrześcijańscy duchowni, ani żydowscy rabini nie wydają edyktów wzywających do mordowania tych, którzy obrażają Chrystusa bądź Mojżesza (a nawet Boga), a islamscy pisarze i reżyserzy nie muszą żyć w krajach muzułmańskich w ukryciu w obawie przed wytropieniem i zabiciem przez wojowniczych katolików czy chasydów. Jeśli islamscy dziennikarze, pisarze czy reżyserzy giną, zostają ranni bądź uwięzieni, dzieje się to za sprawą wyznawców islamu. Salah Uddin Shoaib Choudhury, redaktor naczelny gazety w Bangladeszu, został aresztowany na lotnisku w Dhace, bo chciał uczestniczyć w konferencji na temat stosunków islamsko-żydowskich w Izraelu. Ostatecznie oskarżono go o szpiegostwo. Naguib Mahfouz, egipski zdobywca literackiej Nagrody Nobla, padł ofiarą fanatyka, który próbował poderżnąć mu gardło za wsparcie udzielane inicjatywie zawarcia pokoju z Izraelem (przeżył zamach).
Exodus chrześcijan
Zachodnie media nie zauważyły jednego z kluczowych wydarzeń naszych czasów, a mianowicie exodusu chrześcijan z Bliskiego Wschodu. Za naszego życia chrześcijańska większość w Libanie ustąpiła miejsca szyickiej. W czasie wojny domowej i po niej (1975-1990) wyjechało stamtąd do Kanady, Australii i Afryki 900 tys. chrześcijan. Dawniej również w Nazarecie i Betlejem 70 proc. mieszkańców stanowili chrześcijanie, a dziś są to bastiony islamskich radykałów, gdzie 70 proc. ludności to muzułmanie. Koptowie, egipscy chrześcijanie i potomkowie starożytnych Egipcjan, stanowiący 15 proc. mieszkańców Egiptu, doświadczają wielkiego ucisku ze strony Braci Muzułmańskich, którzy żądają dla nich statusu dhimmi, czyli obywateli drugiej kategorii, i płacenia specjalnego podatku dżizja.
Fundamentaliści islamscy roszczą sobie prawo do Hiszpanii, którą nazywają Al-Andaluz, do Kosowa, Bośni, północnego Kaukazu, Tatarstanu, części Syberii i innych terytoriów, które w odległej przeszłości znajdowały się pod panowaniem islamskim. Najwięksi radykałowie wzywają do ustanowienia kalifatu - teokratycznej dyktatury, która będzie prowadzić ofensywny dżihad w celu islamizacji Europy i Azji. To nie jest już tylko marzenie kilku fanatyków - radykałowie w coraz większym stopniu przejmują kontrolę nad programem religii i islamskimi mediami, a także promują przemoc.
Czy media będą miały odwagę i hart ducha, aby rozpoznawać złożone procesy, które pojawiają się od Casablanki po Filipiny? Rośnie zrozumienie tego, że nie każdy muzułmanin jest terrorystą, ale światowy terroryzm jest w przeważającej mierze islamistyczny. Dziennikarzy mogą powstrzymywać od działania polityczna poprawność, strach i obsesja rządów na punkcie innych problemów, na przykład antyamerykanizmu. Można tylko mieć nadzieję, że media w porę odzyskają czujność.
Więcej możesz przeczytać w 3/2007 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.