Telewizji można się wyrzec lub ją oglądać. Wtedy miarą naszej klasy może się okazać umiejętność używania pilota
Od dawna wiadomo, że jednym z najszybszych sposobów poznawania nowych przyjaciół jest rozmowa o gustach muzycznych. W ciągu zaledwie kilku minut możemy się dzięki niej tyle dowiedzieć o sobie, że właściwie każde nawiązywanie znajomości obowiązkowo przechodzi przez ten etap. Zaczyna się niewinnie: Włączmy jakąś muzykę; czego lubisz słuchać?
Odpowiedź daje nam mnóstwo informacji: jeśli jest ogólna i nieprecyzyjna - powiada dużo o tym, jakie miejsce zajmuje muzyka w życiu przepytywanej osoby, w tym wypadku niezbyt ważne. Jeśli otrzymujemy wyliczankę tytułów i nazwisk wykonawców, mamy gust jak na dłoni. Bo upodobania muzyczne określają człowieka. Nie tylko to, co lubi, ale także - w pewnym sensie - jego przynależność do grupy społecznej. Z pewnością tak się dzieje w wypadku miłośników disco polo, hard rocka albo muzyki techno. Przyzwyczailiśmy się do tego i często w życiu posługujemy się tą "metodą badawczą".
Od niedawna podobnym testem stały się upodobania telewizyjne. Uważam, że można już stosować zasadę - powiedz mi, co oglądasz w telewizji, a powiem ci, kim jesteś. Dawniej, gdy były tylko dwa kanały telewizyjne, a potem kilka, wszyscy oglądali właściwie to samo. Rozmowy kleiły się łatwo, a bohaterowie telewizyjni byli powszechnie znani. Jedyną specyficzną, wyraźnie określającą się kulturowo grupę stanowili ci, którzy kontestowali i chwalili się tym, że nie mają w domu telewizora. Jeśli robili tak w wyniku świadomego wyboru, a nie ubóstwa, pretendowali do miana wyrafinowanych inteligentów, odpornych na szerzoną przez telewizję kulturę masową.
Dziś, gdy dostępnych jest kilkadziesiąt polskojęzycznych kanałów, a dla chętnych następnych kilkaset w obcych językach, wybór oglądanych stacji stał się koniecznością. Kanały zróżnicowały swoją ofertę, próbując dotrzeć do różnych odbiorców i tę obietnicę dotarcia sprzedają reklamodawcom. Widzowie zaś zorientowali się, że z pewnością nie obejrzą już wszystkiego.
Mamy więc wyraźne grupy widzów, zdradzające swoje gusty. Gdy na przykład ktoś deklaruje, że głównie ogląda Polsat, możemy z góry założyć, iż należy do polskiej większości: nie jest wyrafinowany, ma tradycyjny i raczej plebejski zestaw upodobań, lubi disco polo, telenowele lub kino akcji. Jednym słowem - lubi przeżywać emocje, nie przywiązując wagi do niuansów.
Jeśli słyszymy, że to oddany wielbiciel programu "Big Brother" i stylistyki TVN, możemy się domyślać, że pochodzi raczej z miasta, aspiruje do tego, by miano go za człowieka nowoczesnego i "światowego", uwielbia gadżety i luksusowy wizerunek zachodniej kultury popularnej.
Co innego, gdy słyszymy deklaracje bardziej skomplikowane: na przykład ktoś ogląda głównie filmy w HBO lub Ale kino!. Jasne, że to zdradza kinomana, ale tu też mamy kilka dostępnych wariantów. Abonent HBO to poszukiwacz nowości i wierny czciciel amerykańskich produkcji z Hollywood. Ten, który chełpi się oglądaniem kanałów Ale Kino! (Cyfra Plus) bądź Le Cinema (Wizja), to widz wyrafinowany, lubiący smaczne kąski. Tu bowiem znajdzie nie tylko filmy europejskie, ale także iberoamerykańskie, a nawet amerykańską produkcję niezależną. No i dużo polskich, kochanych staroci. Ci, którzy lubią historię kina, na pewno nie omieszkają dodać, że ich ulubionym kanałem jest TCM, codziennie oferujący amerykańskie "perły z lamusa".
Jak wiele można się dowiedzieć o człowieku, który przyznaje, że ogląda Animal Planet! Ten na pewno lubi zwierzęta. Ma dla nich wiele zrozumienia, bo je kocha lub... czuje się bardzo samotny. Tak, tak - takich rzeczy też można się o sobie dowiedzieć, rozmawiając o telewizji.
Podobno muzułmańscy duchowni rzucili klątwę na pokémony, jak niegdyś zrobili to w odniesieniu do "Szatańskich wersetów" Salmana Rushdiego. Przypadek Rushdiego był bulwersujący, ale stosunkowo jasny - wiadomo było, o co chodziło. Ale co muzułmanom przeszkadzają japońskie pokémony dla dzieci? Zapewne doszli oni do wniosku, że pokémony otumaniają, sprowadzają myśli i uczucia ich wielbicieli na manowce. Chyba nawet się z tym zgadzam, choć nie przyszło mi wcześniej do głowy, że można wykląć zabawki.
Telewizja jako główny element współczesnej kultury masowej wciąż pozostaje taką zabawką. Można się jej wyrzec i dalej nie mieć telewizora w domu (z latami taki pomysł wydaje mi się coraz bardziej nęcący) albo ją oglądać. Wtedy miarą naszej klasy może się okazać umiejętność właściwego używania pilota.
Odpowiedź daje nam mnóstwo informacji: jeśli jest ogólna i nieprecyzyjna - powiada dużo o tym, jakie miejsce zajmuje muzyka w życiu przepytywanej osoby, w tym wypadku niezbyt ważne. Jeśli otrzymujemy wyliczankę tytułów i nazwisk wykonawców, mamy gust jak na dłoni. Bo upodobania muzyczne określają człowieka. Nie tylko to, co lubi, ale także - w pewnym sensie - jego przynależność do grupy społecznej. Z pewnością tak się dzieje w wypadku miłośników disco polo, hard rocka albo muzyki techno. Przyzwyczailiśmy się do tego i często w życiu posługujemy się tą "metodą badawczą".
Od niedawna podobnym testem stały się upodobania telewizyjne. Uważam, że można już stosować zasadę - powiedz mi, co oglądasz w telewizji, a powiem ci, kim jesteś. Dawniej, gdy były tylko dwa kanały telewizyjne, a potem kilka, wszyscy oglądali właściwie to samo. Rozmowy kleiły się łatwo, a bohaterowie telewizyjni byli powszechnie znani. Jedyną specyficzną, wyraźnie określającą się kulturowo grupę stanowili ci, którzy kontestowali i chwalili się tym, że nie mają w domu telewizora. Jeśli robili tak w wyniku świadomego wyboru, a nie ubóstwa, pretendowali do miana wyrafinowanych inteligentów, odpornych na szerzoną przez telewizję kulturę masową.
Dziś, gdy dostępnych jest kilkadziesiąt polskojęzycznych kanałów, a dla chętnych następnych kilkaset w obcych językach, wybór oglądanych stacji stał się koniecznością. Kanały zróżnicowały swoją ofertę, próbując dotrzeć do różnych odbiorców i tę obietnicę dotarcia sprzedają reklamodawcom. Widzowie zaś zorientowali się, że z pewnością nie obejrzą już wszystkiego.
Mamy więc wyraźne grupy widzów, zdradzające swoje gusty. Gdy na przykład ktoś deklaruje, że głównie ogląda Polsat, możemy z góry założyć, iż należy do polskiej większości: nie jest wyrafinowany, ma tradycyjny i raczej plebejski zestaw upodobań, lubi disco polo, telenowele lub kino akcji. Jednym słowem - lubi przeżywać emocje, nie przywiązując wagi do niuansów.
Jeśli słyszymy, że to oddany wielbiciel programu "Big Brother" i stylistyki TVN, możemy się domyślać, że pochodzi raczej z miasta, aspiruje do tego, by miano go za człowieka nowoczesnego i "światowego", uwielbia gadżety i luksusowy wizerunek zachodniej kultury popularnej.
Co innego, gdy słyszymy deklaracje bardziej skomplikowane: na przykład ktoś ogląda głównie filmy w HBO lub Ale kino!. Jasne, że to zdradza kinomana, ale tu też mamy kilka dostępnych wariantów. Abonent HBO to poszukiwacz nowości i wierny czciciel amerykańskich produkcji z Hollywood. Ten, który chełpi się oglądaniem kanałów Ale Kino! (Cyfra Plus) bądź Le Cinema (Wizja), to widz wyrafinowany, lubiący smaczne kąski. Tu bowiem znajdzie nie tylko filmy europejskie, ale także iberoamerykańskie, a nawet amerykańską produkcję niezależną. No i dużo polskich, kochanych staroci. Ci, którzy lubią historię kina, na pewno nie omieszkają dodać, że ich ulubionym kanałem jest TCM, codziennie oferujący amerykańskie "perły z lamusa".
Jak wiele można się dowiedzieć o człowieku, który przyznaje, że ogląda Animal Planet! Ten na pewno lubi zwierzęta. Ma dla nich wiele zrozumienia, bo je kocha lub... czuje się bardzo samotny. Tak, tak - takich rzeczy też można się o sobie dowiedzieć, rozmawiając o telewizji.
Podobno muzułmańscy duchowni rzucili klątwę na pokémony, jak niegdyś zrobili to w odniesieniu do "Szatańskich wersetów" Salmana Rushdiego. Przypadek Rushdiego był bulwersujący, ale stosunkowo jasny - wiadomo było, o co chodziło. Ale co muzułmanom przeszkadzają japońskie pokémony dla dzieci? Zapewne doszli oni do wniosku, że pokémony otumaniają, sprowadzają myśli i uczucia ich wielbicieli na manowce. Chyba nawet się z tym zgadzam, choć nie przyszło mi wcześniej do głowy, że można wykląć zabawki.
Telewizja jako główny element współczesnej kultury masowej wciąż pozostaje taką zabawką. Można się jej wyrzec i dalej nie mieć telewizora w domu (z latami taki pomysł wydaje mi się coraz bardziej nęcący) albo ją oglądać. Wtedy miarą naszej klasy może się okazać umiejętność właściwego używania pilota.
Więcej możesz przeczytać w 20/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.