Co dalej z zanieczyszczeniem powietrza, jak z nim skutecznie walczyć? Taki był temat debaty zorganizowanej 10 listopada w siedzibie redakcji „Wprost”. Dyskusję prowadził Jacek Pochłopień, redaktor naczelny tygodnika, a wzięli w niej udział Agnieszka Cybulska-Małycha, dyrektor departamentu zrównoważonego rozwoju w Urzędzie Miejskim Wrocławia, profesor Politechniki Warszawskiej Lech Łobocki oraz dr Andrzej Kassenberg, współfundator Instytutu na rzecz Ekorozwoju.
Co jest nie tak
Zanieczyszczenie powietrza w Polsce nie jest niczym nowym, jednak dopiero mniej więcej od roku jest o nim głośno. – Problem był powszechnie lekceważony – ocenia prof. Łobocki, który nagłośnienie tematu wiąże m.in. z aplikacją Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska umożliwiającą monitorowanie stanu powietrza. Dzięki temu oraz innym podobnym narzędziom Polacy mogli sami się przekonać, czym oddychają. –Swoją rolę odegrali też aktywiści z Polskiego Alarmu Smogowego – uważa Andrzej Kassenberg i dodaje, że wcześniej uwagę przykuwały przede wszystkim zanieczyszczenia pochodzenia przemysłowego. Emisja tlenków azotu, siarki czy pyłów z tego źródła została jednak ograniczona. Pociecha to niewielka, bo niska emisja, czyli przede wszystkim emisja zanieczyszczeń z domowych pieców grzewczych oraz pochodząca z transportu samochodowego, jest zmorą wielu polskich miast. Potwierdzają to raporty różnych instytucji, takich jak Europejska Agencja Środowiska czy organizacja HEAL. Jak podkreśla prof. Łobocki, na tle krajów europejskich wypadamy szczególnie źle, jeśli chodzi o zanieczyszczenia pyłowe i wszystko, co się z nimi wiąże, a więc np. benzo(a) piren, groźne są m.in. związki rtęci uwalniane przy spalaniu węgla brunatnego. – Są trzy rejony w Europie, które wyróżniają się negatywnie: przede wszystkim południowa część Polski, czyli Śląsk i tereny kiedyś nazywane czarnym trójkątem, dolina Padu we Włoszech oraz Benelux, który ma problem z silnikami Diesla – mówi naukowiec. – Do listy zagrożeń trzeba dodać m.in. tlenki azotu związane z transportem, a przy słonecznej pogodzie ozon przyziemny z transportu – dodaje Andrzej Kassenberg i wylicza, że według EAS wśród 20 miast w Europie najgorszych pod względem jakości powietrza cztery są z Bułgarii, pozostałe – z Polski. Jak przypomina, nasze normy i tak są wysokie. Jeśli wziąć pod uwagę np. normy francuskie dotyczące pyłu PM10, to okaże się, że w 2017 r. w Krakowie (stan na początek listopada) mieliśmy 46 dni z przekroczeniami, w Warszawie 32, w Łodzi – 27, we Wrocławiu – 17, a w Zakopanem – 18.
Czy warto straszyć ludzi
– Wiedza na temat zanieczyszczeń oraz ich konsekwencji podwyższa świadomość. A to od współodpowiedzialności naszych mieszkańców zależy, czy osiągniemy cel – czystsze powietrze – ocenia dyrektor Cybulska-Małycha. Profesor Łobocki przypomina, że długotrwałe narażenie na zanieczyszczenia pyłowe prowadzi do chorób układu oddechowego i układu krążenia. Przewlekła obturacyjna choroba płuc, astma czy alergie – o tym wszystkim trzeba myśleć w kontekście zanieczyszczeń. Dlatego Unia Europejska przymierza się do zaostrzenia norm, może do tego dojść w połowie następnej dekady. – Wynika to z bardzo bogatego już materiału statystycznego dotyczącego chorób i zgonów związanych z zanieczyszczeniem – podkreśla Andrzej Kassenberg.
Co można robić
Problem smogu jest o tyle złożony, że mimo podobieństw sytuacja w różnych miejscach w Polsce jest odmienna. W mniejszych ośrodkach sprawą numer jeden pozostaje niska emisja z przestarzałych pieców. – W dużych miastach, takich jak Wrocław i Warszawa, trzeba zwrócić uwagę na transport – indywidualny, miejski, na pojazdy dostawcze. W Warszawie jest to źródło nawet 60-80 proc. zanieczyszczeń – ocenia Andrzej Kassenberg. Nie chodzi tylko o silniki. Andrzej Kassenberg wskazuje jeszcze na wtórne pylenie, gdy jadące samochody podnoszą kurz z drobinami z całą tablicą Mendelejewa. Władze stolicy Dolnego Śląska ostro walczą z zanieczyszczeniami. Celem jest wyeliminowanie dni, kiedy normy zanieczyszczenia powietrza są przekraczane. – Chcemy to osiągnąć w perspektywie 10 lat. Ogłoszony ostatnio przez prezydenta Dutkiewicza program kontynuuje i rozszerza działania samorządu – opowiada dyrektor Cybulska-Małycha. We Wrocławiu wymieniono już prawie dwie trzecie palenisk najmniej pożądanych, czyli pieców wszystkopalnych pozaklasowych. Zostało jeszcze ok. 30 tys. Zasadnicze problemy są dwa: kwestia świadomości – tu potrzebne są działania edukacyjne – oraz pieniądze. Mieszkańcy Wrocławia mogą otrzymać na wymianę źródła ciepła dofinansowanie m.in. z dobiegającego końca programu „Kawka”. – Będziemy jednak nadal oferować mechanizm działający na podobnych zasadach, aby każdy mieszkaniec wyrażający gotowość zmiany źródła ciepła mógł liczyć na wsparcie gminy. Już teraz zwiększyliśmy poziom finansowania, aby żaden z wniosków nie został odrzucony z powodu braku pieniędzy – podkreśla Agnieszka Cybulska-Małycha. Zakłada się, że paleniska na paliwa stałe zostaną zlikwidowane we Wrocławiu do 2028 r. Koszt wymiany indywidualnego źródła ciepła to wydatek rzędu kilkunastu tysięcy złotych, bo w mieszkaniach, których to dotyczy, przeważnie nie ma instalacji centralnego ogrzewania. Ostateczna kwota zależy m.in. od tego, czy mówimy o podłączeniu do sieci ciepłowniczej, czy instalowaniu pieca na gaz. – W ramach programu „Kawka” dofinansowywaliśmy do 70 proc. wydatków – wyjaśnia Agnieszka Cybulska. Wymiana źródła ciepła to jednak za mało, aby osiągnąć bardzo dobry efekt. Piętą achillesową Polski jest termomodernizacja, ocieplanie budynków. Wielu Polaków na to nie stać i dlatego tutaj również niezbędne są programy dofinansowania przez samorząd, ale i rząd. To pokazuje, że kluczem do sukcesu w walce ze smogiem są kompleksowe rozwiązania.
Co z przepisami
Osobny problem wiąże się z regulacjami. W tym roku pojawiło się wreszcie rozporządzenie dotyczące jakości kotłów, ale brakuje norm dotyczących paliw do nich. – Nie bez znaczenia są protesty górników, aby nie obniżać zużycia węgla, choć tak naprawdę mówimy w tym przypadku o miałach i flotach. Nawiasem mówiąc, paleniska zatruwają Górny Śląsk, górników i ich rodziny – komentuje Andrzej Kassenberg. – Mieliśmy wprowadzić normy na węgiel rosyjski, aby zablokować import, ale okazało się, że jest on lepszy niż nasze rodzime muły i floty, i pomysł upadł – dodaje. Z kolei samorządom przydałyby się szersze możliwości działania. Mowa na przykład o regulacji wjazdu do centrów miast pojazdów spełniających określone warunki, z zakazem dla aut z najbardziej przestarzałymi silnikami. Dzisiaj lokalne władze nie mają takiego prawa. Ekspert Instytutu na rzecz Ekorozwoju zaleca przy tym lokalnym włodarzom wyważenie kija i marchewki. Ograniczeniom powinny towarzyszyć propozycje w postaci sprawnie funkcjonującego transportu publicznego czy rozwiniętego układu ścieżek rowerowych (rowery miejskie świetnie się w Polsce przyjęły). Wrocław inwestuje m.in. w nowe torowiska tramwajowe. Andrzej Kassenberg podkreśla, że na walkę ze smogiem trzeba patrzeć we właściwy sposób. – Wydatki na ten cel nie są kosztem ludzi, gmin czy państwa. To inwestycja w zdrowie. Koniec końców i państwo, i my, obywatele, zaoszczędzimy – dodaje. Przywołuje również koncepcję filozofa nauki Jeremy’ego Rifkina, który uważa, że przyszłość energetyki jest podobna do internetu i leży w rozproszeniu. W Strategii na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju wicepremiera Morawieckiego zapisano samowystarczalne, a w każdym razie dążące do takiego stanu hybrydowe układy lokalne. Jak zgodnie stwierdzili uczestnicy debaty, gdyby połączyć wymianę źródeł ciepła z głęboką termomodernizacją, uwzględnić szersze wykorzystanie odnawialnych źródeł energii, np. fotowoltaicznych, pozwolić na elastyczność samorządom i Polakom, to radykalnie poprawiłby się stan powietrza. I wszystkim by się opłacało.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.