Do wypadku samochodowego, w którym zginął poseł Rafał Wójcikowski, doszło 19 stycznia 2017 r. Od tego czasu minął ponad rok, ale oficjalnie wciąż nie wiemy, jakie są ostateczne ustalenia Prokuratury Okręgowej w Łodzi, która prowadzi tę sprawę. Z naszych informacji wynika, że śledczy nie zdołali ustalić, dlaczego Wójcikowski stracił panowanie nad autem, nie wiadomo też, czy kierowca forda transita, który uderzył w samochód posła, mógł uniknąć zderzenia. Pytań bez odpowiedzi i niecodziennych okoliczności w tej historii nie brakuje.
Na początku przypomnijmy sekwencję wydarzeń. Poseł Wójcikowski wychodzi ok. godz. 6 rano ze swojego domu w Tomaszowie Mazowieckim. Trasą S8 jedzie w kierunku Warszawy. Z niewyjaśnionych przyczyn traci panowanie nad autem. Samochód lewą stroną uderza w barierę ochronną, odbija się od niej i staje w poprzek drogi na prawym pasie. Lewą stroną omija go volkswagen caddy, ale nie udaje się to fordowi transitowi, który uderzył w auto posła. Wójcikowski doznaje rozległych, wielonarządowych obrażeń wewnętrznych, co staje się bezpośrednią przyczyną śmierci. Jak wykazuje sekcja zwłok – nawet najszybciej udzielona pomoc nie uratowałaby jego życia. To obala zarzuty jednego ze świadków – Pawła Bednarza, który twierdził, że gdyby służby szybciej interweniowały, parlamentarzysta mógłby przeżyć.
Niewykluczony udział osób trzecich
Tajemnicze jest to, że po wypadku akumulator znaleziono w odległości 20 m od auta, choć maska samochodu była zamknięta. W pierwszej fazie wypadku, po uderzeniu w barierę ochronną, mocowanie akumulatora zostało uszkodzone, ale nadal nie wiadomo, jak wydostał się on z auta. Nie podano też informacji, że ktoś go wyjął. Tuż po zderzeniu – według części świadków – poseł miał wysiąść z samochodu, obejść go dookoła, następnie wsiąść do środka i wtedy uderzył w niego ford.
Po kilku miesiącach odnalazł się kolejny świadek. Kierowca białego tira. Ciężarówka, której nie zarejestrował monitoring zainstalowany na S8, miała ominąć samochód Wójcikowskiego prawą stroną (pasem awaryjnym!). Podczas przesłuchania kierowca twierdził, że auto posła miało włączone światła awaryjne, było uszkodzone z przodu, ale nie widział nikogo na zewnątrz i uznał, że nie ma potrzeby się zatrzymywać. Te zeznania wykluczają się z relacją kierowcy forda transita, który twierdził, że volkswagen posła nie był oświetlony, dlatego go nie zauważył. Nie było też oświetlenia ulicznego. Ponadto eksperci nie mają wątpliwości, że bez akumulatora auto nie mogło mieć zapalonych świateł.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.