Aleksander Kropiwnicki: Czy wystawienie "Ślubu" stanie się wielką promocją kultury polskiej?
Andrzej Seweryn: Bardzo bym chciał. Przyjęcie przedstawienia jest na razie bardzo dobre. Fakt, że "Ślub" został wystawiony na pierwszej scenie Francji, mówi sam za siebie.
Ful: Jak kolano?
- W ogóle nie chodzi o kolano, nie złamałem nogi, nie zerwałem ścięgna. Natomiast zerwałem torebkę stawową. Przeszkadza mi to, ponieważ chodzę o kulach, które odkładam przed przedstawieniem. Próbuję nawet, skoro już doszło do takiej sytuacji, wykorzystać to w "Ślubie". Przede wszystkim kontroluję - jak nigdy w życiu - wszystko, co robię na scenie; bo przecież istnieje niebezpieczeństwo, że w czasie gry źle stanę i ta torebka znowu się zerwie.
Siogun: Wielu polskich aktorów występuje w reklamach. Jak pan to ocenia?
- Nie oceniam. Nigdy nikt mi nie zaproponował 100 tys. dolarów za reklamę, więc nie chcę być hipokrytą.
Wurm: Ile z paryskiej perspektywy brakuje Polsce do poziomu Unii Europejskiej pod względem kultury?
- Nie będę takich ocen dokonywał, mam za mało informacji o tym, czym jest UE, czym jest kultura w Polsce. Dlaczego w ogóle zakładać, że nam czegoś brak w dziedzinie kultury na forum europejskim? Nie sądzę, żeby świadectwem poziomu kultury europejskiej było to, że się ma więcej komputerów czy lepsze światło w teatrze.
Cecylia: Czy aktorzy mają prawo do wyrażania publicznie swoich poglądów, jak robią to często w Polsce? Czy nie mylą autorytetu z popularnością?
- Trzeba by się zastanowić nad każdą sytuacją osobno, nie można generalizować. Myślę, że każdy obywatel każdego państwa ma prawo się wypowiadać w każdej sprawie. To jest najlepiej sformułowane w Deklaracji Praw Człowieka. Natomiast inną sprawą jest odpowiedzialność za to, co człowiek mówi, żeby nie prowokować takich pytań jak to, na które teraz odpowiadam.
Wurm: Co pan sądzi o Kmicicu w Zachęcie?
- Uważam, że Daniel, mój przyjaciel, dokonał czegoś ważnego. Mam na myśli szablę, za pomocą której wyraził swój stosunek do sztuki. Nie zniszczył wystawy, ponieważ istnieją negatywy tych zdjęć. Zwrócił natomiast uwagę na problem. Tytuł wystawy - "Naziści" - był niefortunnie sformułowany. Grałem wielokrotnie esesmana i gdyby tam była moja fotografia, pozwoliłbym Danielowi ją pociąć, tak jak pozwolił w telefonicznej rozmowie Jean-Paul Belmondo.
Tadek: Gratuluję roli Sędziego! Dzięki panu zrozumiałem tę postać. Czy pan też uważa tę rolę za tak udaną? Czy to była ciekawa przygoda?
- Dla mnie to było szczególne święto - praca w "Panu Tadeuszu". Po pierwsze - film polski. Po drugie - Andrzej Wajda, powrót do pracy z nim po wielu, wielu latach. Po trzecie - "Pan Tadeusz". Po czwarte - możliwość operowania językiem polskim, zetknięcie się z nim po latach i to w jakim wydaniu - to język Mickiewicza! Jeśli chodzi o rolę Sędziego, oparłem się na tekście, starałem się go uważnie przeczytać. I znalazłem tam bardzo konkretne gesty, sytuacje, których nie było w scenariuszu, które mnie stymulowały.
Christine: O ile wiem, jest pan pierwszym aktorem polskim w Comédie Franaise. Czy to znaczy, że właśnie pan osiągnął największy sukces w historii polskiej sceny?
- Nie lubię nazywać tego sukcesem, nie wiem, co oznacza to słowo. Często mam wrażenie, że dla mnie oznacza całkiem co innego niż dla osoby pytającej. Myślę, że to po prostu bardzo ważne, iż polski aktor gra główne role, reżyseruje przedstawienia w Comédie Franaise i siłą rzeczy przynosi pewną polskość tej instytucji, a że ma zaszczyt pracować także w Polsce - przynosi tam francuskość.
Pafik: Którą swoją rolę - teatralną lub filmową - uważa pan za najważniejszą?
- Tę, której premiera odbyła się ostatnio. Gdyby pan spytał mnie cztery miesiące wcześniej, powiedziałbym, że to "Pan Jourdain", jeszcze wcześniej, że "Prymas" i tak dalej... a sześć lat temu byłby to "Don Juan". Ale oczywiście są role szczególne, które nami potrząsają, role ważne, które wyznaczają nowe kierunki naszej pracy.
Andrzej Seweryn: Bardzo bym chciał. Przyjęcie przedstawienia jest na razie bardzo dobre. Fakt, że "Ślub" został wystawiony na pierwszej scenie Francji, mówi sam za siebie.
Ful: Jak kolano?
- W ogóle nie chodzi o kolano, nie złamałem nogi, nie zerwałem ścięgna. Natomiast zerwałem torebkę stawową. Przeszkadza mi to, ponieważ chodzę o kulach, które odkładam przed przedstawieniem. Próbuję nawet, skoro już doszło do takiej sytuacji, wykorzystać to w "Ślubie". Przede wszystkim kontroluję - jak nigdy w życiu - wszystko, co robię na scenie; bo przecież istnieje niebezpieczeństwo, że w czasie gry źle stanę i ta torebka znowu się zerwie.
Siogun: Wielu polskich aktorów występuje w reklamach. Jak pan to ocenia?
- Nie oceniam. Nigdy nikt mi nie zaproponował 100 tys. dolarów za reklamę, więc nie chcę być hipokrytą.
Wurm: Ile z paryskiej perspektywy brakuje Polsce do poziomu Unii Europejskiej pod względem kultury?
- Nie będę takich ocen dokonywał, mam za mało informacji o tym, czym jest UE, czym jest kultura w Polsce. Dlaczego w ogóle zakładać, że nam czegoś brak w dziedzinie kultury na forum europejskim? Nie sądzę, żeby świadectwem poziomu kultury europejskiej było to, że się ma więcej komputerów czy lepsze światło w teatrze.
Cecylia: Czy aktorzy mają prawo do wyrażania publicznie swoich poglądów, jak robią to często w Polsce? Czy nie mylą autorytetu z popularnością?
- Trzeba by się zastanowić nad każdą sytuacją osobno, nie można generalizować. Myślę, że każdy obywatel każdego państwa ma prawo się wypowiadać w każdej sprawie. To jest najlepiej sformułowane w Deklaracji Praw Człowieka. Natomiast inną sprawą jest odpowiedzialność za to, co człowiek mówi, żeby nie prowokować takich pytań jak to, na które teraz odpowiadam.
Wurm: Co pan sądzi o Kmicicu w Zachęcie?
- Uważam, że Daniel, mój przyjaciel, dokonał czegoś ważnego. Mam na myśli szablę, za pomocą której wyraził swój stosunek do sztuki. Nie zniszczył wystawy, ponieważ istnieją negatywy tych zdjęć. Zwrócił natomiast uwagę na problem. Tytuł wystawy - "Naziści" - był niefortunnie sformułowany. Grałem wielokrotnie esesmana i gdyby tam była moja fotografia, pozwoliłbym Danielowi ją pociąć, tak jak pozwolił w telefonicznej rozmowie Jean-Paul Belmondo.
Tadek: Gratuluję roli Sędziego! Dzięki panu zrozumiałem tę postać. Czy pan też uważa tę rolę za tak udaną? Czy to była ciekawa przygoda?
- Dla mnie to było szczególne święto - praca w "Panu Tadeuszu". Po pierwsze - film polski. Po drugie - Andrzej Wajda, powrót do pracy z nim po wielu, wielu latach. Po trzecie - "Pan Tadeusz". Po czwarte - możliwość operowania językiem polskim, zetknięcie się z nim po latach i to w jakim wydaniu - to język Mickiewicza! Jeśli chodzi o rolę Sędziego, oparłem się na tekście, starałem się go uważnie przeczytać. I znalazłem tam bardzo konkretne gesty, sytuacje, których nie było w scenariuszu, które mnie stymulowały.
Christine: O ile wiem, jest pan pierwszym aktorem polskim w Comédie Franaise. Czy to znaczy, że właśnie pan osiągnął największy sukces w historii polskiej sceny?
- Nie lubię nazywać tego sukcesem, nie wiem, co oznacza to słowo. Często mam wrażenie, że dla mnie oznacza całkiem co innego niż dla osoby pytającej. Myślę, że to po prostu bardzo ważne, iż polski aktor gra główne role, reżyseruje przedstawienia w Comédie Franaise i siłą rzeczy przynosi pewną polskość tej instytucji, a że ma zaszczyt pracować także w Polsce - przynosi tam francuskość.
Pafik: Którą swoją rolę - teatralną lub filmową - uważa pan za najważniejszą?
- Tę, której premiera odbyła się ostatnio. Gdyby pan spytał mnie cztery miesiące wcześniej, powiedziałbym, że to "Pan Jourdain", jeszcze wcześniej, że "Prymas" i tak dalej... a sześć lat temu byłby to "Don Juan". Ale oczywiście są role szczególne, które nami potrząsają, role ważne, które wyznaczają nowe kierunki naszej pracy.
Więcej możesz przeczytać w 21/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.