Madredeus od lat cieszy się nie słabnącym powodzeniem. Albumy zespołu sprzedają się w półmilionowych nakładach, a artyści, którzy 15 lat temu (grupa istnieje od 1986 r.) występowali rzadko i przed niewielką widownią - w kościołach, ogrodach, teatrzykach - dwa lata temu w Meksyku zaśpiewali przed 80-tysięczną publicznością! Mimo to ich muzyka zachowała ujmujący klimat intymności, spokoju, delikatności.
Znany nie tylko miłośnikom świata muzyki, ale i kinomanom, którzy pamiętają film Wima Wendersa "Lisbon Story", zespół Madredeus stał się ambasadorem kultury portugalskiej. 27 maja wystąpi w warszawskim kościele Nawiedzenia Najświętszej Marii Panny na koncercie promującym jego najnowszą płytę "Movimento". Będzie to już druga wizyta zespołu w Polsce - podczas pierwszej kilka lat temu wystąpił w warszawskim Teatrze Muzycznym Roma i w Kazimierzu nad Wisłą. Oba koncerty wywołały aplauz tłumu słuchaczy, których przyciągnął cieszący się powodzeniem film Wendersa. Dziś w Polsce o grupie zapewne trochę mniej się pamięta, choć nadal ma ona wiernych fanów.
Portugalski styl
Trudno jednoznacznie zdefiniować styl Madredeus. - Jedno jest istotne: że to muzyka wypływająca z języka portugalskiego i dla niego stworzona - podkreśla solistka zespołu Teresa Salgueiro. Pierwiastek nostalgii zawarty w śpiewanych przez nią piosenkach kojarzy się z typowo portugalskim pojęciem saudade. To właśnie, a także język metafor i symboli charakterystycznych dla poezji portugalskiej - "rekwizyty" takie jak morze, ptaki, rzeka, natura - przybliża piosenki Madredeus do fado, ballad ludowych wykonywanych z towarzyszeniem gitary, które jeszcze dziś można usłyszeć wieczorami w kawiarniach lizbońskiej dzielnicy Alfama. Niezorientowani często powtarzają, że Madredeus śpiewa fado. - To mit - protestuje Pedro Ayres Magalhaes, współzałożyciel i szef zespołu. - Fado ma całkiem inny charakter. To dramatyczne opowieści z tragicznym zakończeniem przypominające argentyńskie tanga; zwykle mają też morał. Tego w naszej twórczości nie ma. Jest natomiast refleksja nad życiem, wędrowaniem, przeznaczeniem. Naszą muzykę łączy z fado pojęcie przeznaczenia - wyraz ten oznacza właśnie fatum. Z tego gatunku przejęliśmy usytuowanie śpiewaczki w środku kręgu muzyków - taki układ stosuje się też jednak we flamenco czy piosence francuskiej. Z fado pochodzą również ornamenty melodii, ale podobne można znaleźć w muzyce tureckiej czy egipskiej.
Fado, flamenco i bossa nova
Teresa Salgueiro - która swój kontakt z muzyką rozpoczęła od słuchania płyt Amalii Rodriguez - nie odżegnuje się od fado, a także flamenco czy brazylijskiej bossa novy. Artystka przyznaje, że styl Madredeus powstał z połączenia bardzo różnych inspiracji. Muzyka zespołu sprawia jednak wrażenie niezwykle jednolitej. Każdy koncert - przeciętnie przed kilkutysięczną publicznością - jest dokładnie przemyślanym spektaklem, wykorzystującym światło i elementy ruchu scenicznego solistki (taniec, a niekiedy znieruchomienie), z niezawodną reżyserią dźwięku. Teresa Salgueiro, obdarzona wspaniałym głosem, urodą i bezpośredniością przekazu, jest bez wątpienia główną bohaterką tych spektakli. Znalazła się się też w gronie bohaterów filmu "Lisbon Story". - To się stało w sposób bardzo naturalny, po prostu zagrałam samą siebie - wspomina. Mimo że już wtedy zespół cieszył się pewną popularnością, wydawał płyty w różnych krajach i coraz więcej podróżował, Wim Wenders zrobił mu wielki prezent, tworząc - można powiedzieć - pełnometrażowy wideoklip. - Zawsze wiedzieliśmy, że nasza muzyka jest jak ścieżka dźwiękowa do naszego pejzażu - mówi Teresa Salgueiro.
Zarówno nazwa zespołu, jak i przekazywane treści sugerują związek z duchowością chrześcijańską. Artyści występowali przed Janem Pawłem II na koncercie bożonarodzeniowym. Nie uprawiają jednak twórczości religijnej. - Nie jesteśmy grupą misjonarzy - deklaruje Pedro Ayres Magalhaes - ale w tym, co robimy, widoczne jest, że zostaliśmy ukształtowani przez chrześcijaństwo. Nasze teksty odzwierciedlają wiarę w człowieka w wymiarze fizycznym i duchowym, a także wiarę w Tajemnicę.
Znany nie tylko miłośnikom świata muzyki, ale i kinomanom, którzy pamiętają film Wima Wendersa "Lisbon Story", zespół Madredeus stał się ambasadorem kultury portugalskiej. 27 maja wystąpi w warszawskim kościele Nawiedzenia Najświętszej Marii Panny na koncercie promującym jego najnowszą płytę "Movimento". Będzie to już druga wizyta zespołu w Polsce - podczas pierwszej kilka lat temu wystąpił w warszawskim Teatrze Muzycznym Roma i w Kazimierzu nad Wisłą. Oba koncerty wywołały aplauz tłumu słuchaczy, których przyciągnął cieszący się powodzeniem film Wendersa. Dziś w Polsce o grupie zapewne trochę mniej się pamięta, choć nadal ma ona wiernych fanów.
Portugalski styl
Trudno jednoznacznie zdefiniować styl Madredeus. - Jedno jest istotne: że to muzyka wypływająca z języka portugalskiego i dla niego stworzona - podkreśla solistka zespołu Teresa Salgueiro. Pierwiastek nostalgii zawarty w śpiewanych przez nią piosenkach kojarzy się z typowo portugalskim pojęciem saudade. To właśnie, a także język metafor i symboli charakterystycznych dla poezji portugalskiej - "rekwizyty" takie jak morze, ptaki, rzeka, natura - przybliża piosenki Madredeus do fado, ballad ludowych wykonywanych z towarzyszeniem gitary, które jeszcze dziś można usłyszeć wieczorami w kawiarniach lizbońskiej dzielnicy Alfama. Niezorientowani często powtarzają, że Madredeus śpiewa fado. - To mit - protestuje Pedro Ayres Magalhaes, współzałożyciel i szef zespołu. - Fado ma całkiem inny charakter. To dramatyczne opowieści z tragicznym zakończeniem przypominające argentyńskie tanga; zwykle mają też morał. Tego w naszej twórczości nie ma. Jest natomiast refleksja nad życiem, wędrowaniem, przeznaczeniem. Naszą muzykę łączy z fado pojęcie przeznaczenia - wyraz ten oznacza właśnie fatum. Z tego gatunku przejęliśmy usytuowanie śpiewaczki w środku kręgu muzyków - taki układ stosuje się też jednak we flamenco czy piosence francuskiej. Z fado pochodzą również ornamenty melodii, ale podobne można znaleźć w muzyce tureckiej czy egipskiej.
Fado, flamenco i bossa nova
Teresa Salgueiro - która swój kontakt z muzyką rozpoczęła od słuchania płyt Amalii Rodriguez - nie odżegnuje się od fado, a także flamenco czy brazylijskiej bossa novy. Artystka przyznaje, że styl Madredeus powstał z połączenia bardzo różnych inspiracji. Muzyka zespołu sprawia jednak wrażenie niezwykle jednolitej. Każdy koncert - przeciętnie przed kilkutysięczną publicznością - jest dokładnie przemyślanym spektaklem, wykorzystującym światło i elementy ruchu scenicznego solistki (taniec, a niekiedy znieruchomienie), z niezawodną reżyserią dźwięku. Teresa Salgueiro, obdarzona wspaniałym głosem, urodą i bezpośredniością przekazu, jest bez wątpienia główną bohaterką tych spektakli. Znalazła się się też w gronie bohaterów filmu "Lisbon Story". - To się stało w sposób bardzo naturalny, po prostu zagrałam samą siebie - wspomina. Mimo że już wtedy zespół cieszył się pewną popularnością, wydawał płyty w różnych krajach i coraz więcej podróżował, Wim Wenders zrobił mu wielki prezent, tworząc - można powiedzieć - pełnometrażowy wideoklip. - Zawsze wiedzieliśmy, że nasza muzyka jest jak ścieżka dźwiękowa do naszego pejzażu - mówi Teresa Salgueiro.
Zarówno nazwa zespołu, jak i przekazywane treści sugerują związek z duchowością chrześcijańską. Artyści występowali przed Janem Pawłem II na koncercie bożonarodzeniowym. Nie uprawiają jednak twórczości religijnej. - Nie jesteśmy grupą misjonarzy - deklaruje Pedro Ayres Magalhaes - ale w tym, co robimy, widoczne jest, że zostaliśmy ukształtowani przez chrześcijaństwo. Nasze teksty odzwierciedlają wiarę w człowieka w wymiarze fizycznym i duchowym, a także wiarę w Tajemnicę.
Więcej możesz przeczytać w 21/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.