Songi Bertolta Brechta i Kurta Weilla inspirują kolejne pokolenia rockowych buntowników
To były doskonałe korepetycje brane u najlepszego mistrza - mówi Kazik Staszewski o pracy nad wydaną właśnie płytą "Melodie Kurta Weilla". - Na początku przegryzanie się przez jego muzykę było dla mnie mordęgą, cieszę się jednak, że odrobiłem tę lekcję. Z rockowego liceum od razu trafiłem na ostatnie lata muzycznego uniwersytetu - dodaje Kazik, największy rebeliant polskiej sceny niezależnej.
Kurt Weill według Kazika
Nie byłoby tej płyty, gdyby nie Roman Kołakowski. Ten poeta, a zarazem dyrektor artystyczny Przeglądu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu, zaprosił Staszewskiego do udziału w koncercie poświęconym stuleciu urodzin i pięćdziesiątej rocznicy śmierci Kurta Weilla, która przypadała w 2000 r. Co ważniejsze, wkład Kołakowskiego nie ograniczył się jedynie do organizacji koncertu. Poeta na nowo przetłumaczył najsłynniejsze Brechtowskie songi z "Opery za trzy grosze".
- Znane od niemal 70 lat tłumaczenia Broniewskiego nie pasują do współczesnego języka. A ja chciałem, aby zawsze aktualny przekaz tych perełek dwudziestowiecznej piosenki trafił do młodych ludzi w Polsce, którzy, jak wywnioskowałem z literackich spotkań z młodzieżą, w ogóle go nie znają - opowiada Roman Kołakowski. Kazik Staszewski przystał na projekt, zastrzegając sobie jednak, że pieśni skomponowane pod koniec lat 20. wykona w najbliższej mu stylistyce rockowej, współpracując z muzykami swoich dwóch zespołów: Kult i Kazik na Żywo. Decyzja przyniosła artystyczny sukces. Mimo że w spektaklu wystąpiły takie gwiazdy piosenki, jak Agnieszka Fatyga czy Anna Maria Jopek, to przełamujące polskie konwencje, ostre, rockowe wykonanie Kazika wywołało największy aplauz.
Owocem zeszłorocznego występu jest płyta świeżo wydana przez S.P. Records, macierzystą wytwórnię Kazika. Znajdziemy na niej "Song o Alabamie", "Mandalay", "Człowieku, jak masz żyć" czy bardzo kazikową "Balladę o kobiecie żołnierza", zagraną o wiele szybciej i dynamiczniej niż jakiekolwiek dotychczasowe wykonanie. Utwór ten, emitowany przez największe polskie radiostacje, zyskuje z dnia na dzień coraz większą popularność. Prócz songów Weilla do słów Brechta Kazik umieścił na krążku pieśń "Krzesło łaski" z repertuaru Nicka Cave’a. Utwór ten pojawia się nieprzypadkowo. Cave, rockowy bard ciemnych stron życia, chętnie wplata songi Brechta i Weilla między autorskie piosenki.
- Całą twórczość Nicka Cave’a można wpisać w szeroko rozumiany nurt brechtowsko-weillowski - wskazuje na muzyczne paralele Roman Kołakowski.
Śladem The Doors
To, co na krajowej scenie jest nowością, należy już do szacownej tradycji na Zachodzie. Zapoczątkował ją w latach 60. zespół The Doors słynną interpretacją "Alabama Song". W połowie lat 70. utwory Brechta-Weilla włączała do swego repertuaru Dagmar Krause, pierwsza dama europejskiej awangardy rockowej. Pod koniec dekady nowofalowy The Flying Lizards umieścił "Mahagony" na swoim debiutanckim albumie. Sporym wydarzeniem było też wydanie w roku 1985 płyty "Lost in the Stars". Na jednym krążku udało się utrwalić piosenki Weilla w interpretacji takich gigantów, jak Sting, Lou Reed czy Tom Waits. Na lata 90. przypada kolejna płyta. Na składance "September Songs" śpiewają PJ Harvey, Elvis Costello oraz Nick Cave. Muzyczna asymilacja liczących kilkadziesiąt lat pieśni wydaje się nie mieć końca. Nie tak dawno niemiecki zespół Köpfe Der Tiefen Fre-quen nagrał płytę, na której songi Brechta wyśpiewywane są w rytmie hip-hopu.
Dwóch Brechtów
Skąd bierze się siła i nieustająca atrakcyjność melodii Weilla? - Jego geniusz polegał na tym, że doskonale łączył różne gatunki. W jego utworach pojawiają się równocześnie elementy muzyki poważnej, kabaretowych czy estradowych piosenek oraz jazzu - mówi Roman Kołakowski. Wydaje się jednak, że dla buntowników rocka równie ważna jest postać Brechta. Ten rewolucyjny poeta był pierwowzorem dwudziestowiecznego muzycznego rebelianta. Po mieszczańskim Augsburgu "najchętniej chodził bez krawata, w koszuli z otwartym kołnierzem, w starej skórzanej kurtce". W dzikich monachijskich czasach sam akompaniował sobie na gitarze, śpiewając własne ballady w podejrzanych spelunkach. Skomponował muzykę do swoich pierwszych trzech sztuk. "Były to proste, rytmiczne melodie, chropawe i niesforne, a przy tym nie pozbawione liryki i wdzięku" - napisał w książce o Brechcie Roman Szydłowski. Czyż w ten sam sposób nie można opisać piosenek Jima Morrisona, Lou Reeda lub Kazika?
Podział na "zachodniego" Brechta anarchistę, z którego twórczości czerpali geniusze rocka, i na "wschodniego" Brechta propagandystę jest już w kulturze utrwalony. Roman Herzog, prezydent Niemiec, z okazji setnej rocznicy urodzin poety powiedział: "Do dziś istnieje dwóch Brechtów: ekspresjonistyczny młody gniewny w zachodnich Niemczech i wschodnioniemiecki zwolennik systemu". Kazik Staszewski, najświeższy interpretator jego songów, odżegnuje się stanowczo od tego drugiego Brechta, znanego przecież nie tylko w NRD, ale w całym bloku wschodnim: - Nie lubię go. Nie zgadzam się z jego postawą. Śpiewam jego piosenki z przekonaniem, że na krytykę negatywnych zjawisk na świecie komuniści nie mają monopolu.
Więcej możesz przeczytać w 22/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.