Boh Trojcu lubit: zawaliła się prawica, pewne jest zwycięstwo wyborcze lewicy, nie mieścimy się w Europie
1 Boh Trojcu lubit - mówią Rosjanie, dolewając wódki. Trzy katastrofy to może jednak za dużo na jeden, średniej wielkości naród europejski. Spróbujmy te katastrofy wyliczyć. Po pierwsze, zawaliła się prawica. Po drugie, pewne jest zwycięstwo wyborcze lewicy. Po trzecie, nie mieścimy się w Europie, a dokładniej - brakuje dla nas w niej miejsca. To naprawdę za dużo.
2"Dwie prawice!" - doniosły gazety. Dwie prawice to już doprawdy jest jakiś dziwoląg, bywają mańkuci, mówi się, że jak ktoś ma dwie lewe ręce, to do niczego się nie nadaje, ale obustronnie praworęczny to jest doprawdy jakiś nowy wynalazek. Dwie prawice mają się niczym nie różnić poza materiałem ludzkim. Żeby tylko dwie prawice, ale zdaje się, że jest ich więcej. Mecenas Jan czyha przecież też z prawej strony, platforma przecież też prawica, a już najbardziej prawa zawsze była UPR, nowy koalicjant PO. Czy w takim razie rację mają ci, którzy uważają, że prawicy w Polsce jest za dużo? Za dużo, więc nie mieści się w jednej partii czy nawet koalicji, przelewa się. Przychylam się do innej opinii - że prawicy w ogóle w Polsce nie ma. Z pewnymi wyjątkami. Tak jak nie ma w Polsce lewicy. Z indywidualnymi wyjątkami jak pan Syczewski, poseł SLD, który dopiero w białoruskim Mińsku może się szczerze wypowiedzieć, bo w kraju nawet szef własnej partii ma doń o to pretensje.
3 Prawicy nie ma, bo u nas nie ma ani prawicy, ani lewicy (z wyjątkami), mamy natomiast jakąś zupę nieokreślonej barwy i treści, w której pływają odpadki rozmaitych zamierzchłych przesądów i ideologii. Mieszanina ta, pospolicie zwana bryją, odgrzewana była codziennie przez dziesięciolecia Polski Ludowej, a teraz - mimo że doprawiają ją rozmaici kuchmistrzowie - nie zyskuje ani smaku, ani blasku. Znajdziemy tam bowiem wszystko: pejsatego Żyda z chrześcijańskim niemowlakiem przerobionym na macę, biało-czerwone chorągiewki łopocące w szarży na zachodnioniemieckich rewizjonistów, chciwego księdza łomoczącego za szafą swoją gospodynię, bezproduktywnych kapitalistów i produktywne huty, sprawiedliwość społeczną i niepodległość. Wszystko wymieszane tak, jak to było w popaździernikowej Polsce Ludowej, czyli dla każdego coś miłego. I to wszystko odnajdziemy też w tzw. polskiej prawicy i tzw. polskiej lewicy: po obu stronach kapitaliści, robotnicy, dyrektorzy, sportowcy, artyści i profesorowie, urzędnicy i zatroskane gospodynie domowe. Po pierwszych próbach zróżnicowania tego świata nikt już nie pamięta, dlaczego jest tu, a nie po drugiej stronie. Przecież Rakowski wraz z Olechowskim popierali wolność działalności gospodarczej, Jaruzelski wraz z Olszewskim bronili rodzimej gospodarki przed wykupem przez obcych, Miller z Buzkiem martwili się o los najbiedniejszych, a Mazowiecki z Waniek walczyli o wykształcenie młodzieży. Lewicowi liberałowie przepychają się z prawicowymi, mamy chłopów prawicowych i lewicowych, a także ludowych. Łączy ich wyniesiona z pańszczyzny niechęć i nieufność wobec miastowego pana. Jednym słowem, po zamieszaniu bryja ustała się i wróciła do stanu wyjściowego.
Na tym tle jawi się druga katastrofa - przewidywane i nie dające się odepchnąć żadnymi zaklęciami zwycięstwo jednej grupy, która nazywa się lewicą. Widmo klęski jest przyczyną przyspieszonego rozmnażania się prawicy. Gdy zagłada zagląda w oczy, pękają dotychczasowe lojalności, puszczają nerwy i zwycięża instynkt przetrwania. Wiadomo, że nie przetrwają wszyscy, więc potrzebny jest podział. "Solidarność" podjęła decyzję o wycofaniu się z polityki, żeby w ogóle w klęsce nie brać udziału. AWS dzieli się na dwa odłamy, a ile ich będzie do wyborów, jeszcze nie wiemy. Liberałowie oddzielili się od tonącej Unii Wolności, wpuszczając na platformę innych rozbitków. Jak nie dopuścić do nieuniknionego zwycięstwa? Przetrwanie nie wystarczy, trzeba jeszcze się wydobyć z matni - najlepiej na szyi zwycięzcy. Prof. Jadwiga Staniszkis proponuje więc sojusz Platformy Obywatelskiej i Sojuszu Lewicy Demokratycznej. I Staniszkis ma rację, bo to, co by raziło u polityków Unii Wolności, mimo że sami nie wykluczali takiej możliwości, nie będzie razić u polityków Platformy Obywatelskiej. Nie mają widocznych blizn po PRL.
4 Nie tylko przeciwieństwa się przyciągają. Tego samego dnia, co wywiad z prof. Staniszkis, ukazał się w "Gazecie Wyborczej" artykuł byłego premiera Włodzimierza Cimoszewicza i Bogdana Góralczyka. "Sytuacja Polski jest naprawdę poważna. Sam Miller może temu nie sprostać, z Kalinowskim, czyli z PSL, też może mu się nie udać. Z tamtymi udać się może" - brzmią ostatnie słowa prof. Staniszkis. "Wejść do Unii Europejskiej jednemu obozowi politycznemu się nie uda - czy będzie to AWS czy SLD. Najwyższy czas zacząć myśleć w kategoriach państwa i jego interesów, a nie tylko własnej formacji politycznej, często - jakże słusznie - traktowanej przez trzeźwe na ogół społeczeństwo jako klika, sitwa czy wręcz gang. Powiedzmy sobie jasno - żadna partia z osobna do unii nas nie wprowadzi i sama tam nie wejdzie" - piszą Cimoszewicz (poseł SLD) i Góralczyk. Piszą to w obliczu trzeciej, tym razem poważnej katastrofy, jaką jest nabierająca coraz wyraźniejszych kształtów możliwość opóźnienia wejścia Polski do UE, czyli tego, co znawcy pieszczotliwie nazywają "sturczeniem" Polski, a co sprowadza się do solidnego krzesła w europejskiej poczekalni.
5 Fakty polityczne są nieraz tworzone poprzez odpowiednie przygotowanie medialne i coś takiego właśnie dzieje się na naszych oczach. Wypowiedzi Staniszkis, Cimoszewicza i Góralczyka nie są jeszcze faktami politycznymi, tworzą tylko pewną propozycję. Jej wynikiem mógłby być rząd mający poparcie zdecydowanej większości w Sejmie, także ze strony tych rodzynków z UW, które prześlizną się przez pięcioprocentową zaporę. Taki rząd byłby zapewne zaskoczeniem dla Europy, gdzie nikt nie wierzy, że Polacy potrafią być aż tak rozsądni. "Rozsądni aż do bólu" - żeby użyć ulubionej formuły Donalda Tuska i liberałów gdańskich. Jakkolwiek to wszystko byłoby dziwne, sojusz platformy z SLD ma za sobą wieloletnie już doświadczenie rządzenia Warszawą.
2"Dwie prawice!" - doniosły gazety. Dwie prawice to już doprawdy jest jakiś dziwoląg, bywają mańkuci, mówi się, że jak ktoś ma dwie lewe ręce, to do niczego się nie nadaje, ale obustronnie praworęczny to jest doprawdy jakiś nowy wynalazek. Dwie prawice mają się niczym nie różnić poza materiałem ludzkim. Żeby tylko dwie prawice, ale zdaje się, że jest ich więcej. Mecenas Jan czyha przecież też z prawej strony, platforma przecież też prawica, a już najbardziej prawa zawsze była UPR, nowy koalicjant PO. Czy w takim razie rację mają ci, którzy uważają, że prawicy w Polsce jest za dużo? Za dużo, więc nie mieści się w jednej partii czy nawet koalicji, przelewa się. Przychylam się do innej opinii - że prawicy w ogóle w Polsce nie ma. Z pewnymi wyjątkami. Tak jak nie ma w Polsce lewicy. Z indywidualnymi wyjątkami jak pan Syczewski, poseł SLD, który dopiero w białoruskim Mińsku może się szczerze wypowiedzieć, bo w kraju nawet szef własnej partii ma doń o to pretensje.
3 Prawicy nie ma, bo u nas nie ma ani prawicy, ani lewicy (z wyjątkami), mamy natomiast jakąś zupę nieokreślonej barwy i treści, w której pływają odpadki rozmaitych zamierzchłych przesądów i ideologii. Mieszanina ta, pospolicie zwana bryją, odgrzewana była codziennie przez dziesięciolecia Polski Ludowej, a teraz - mimo że doprawiają ją rozmaici kuchmistrzowie - nie zyskuje ani smaku, ani blasku. Znajdziemy tam bowiem wszystko: pejsatego Żyda z chrześcijańskim niemowlakiem przerobionym na macę, biało-czerwone chorągiewki łopocące w szarży na zachodnioniemieckich rewizjonistów, chciwego księdza łomoczącego za szafą swoją gospodynię, bezproduktywnych kapitalistów i produktywne huty, sprawiedliwość społeczną i niepodległość. Wszystko wymieszane tak, jak to było w popaździernikowej Polsce Ludowej, czyli dla każdego coś miłego. I to wszystko odnajdziemy też w tzw. polskiej prawicy i tzw. polskiej lewicy: po obu stronach kapitaliści, robotnicy, dyrektorzy, sportowcy, artyści i profesorowie, urzędnicy i zatroskane gospodynie domowe. Po pierwszych próbach zróżnicowania tego świata nikt już nie pamięta, dlaczego jest tu, a nie po drugiej stronie. Przecież Rakowski wraz z Olechowskim popierali wolność działalności gospodarczej, Jaruzelski wraz z Olszewskim bronili rodzimej gospodarki przed wykupem przez obcych, Miller z Buzkiem martwili się o los najbiedniejszych, a Mazowiecki z Waniek walczyli o wykształcenie młodzieży. Lewicowi liberałowie przepychają się z prawicowymi, mamy chłopów prawicowych i lewicowych, a także ludowych. Łączy ich wyniesiona z pańszczyzny niechęć i nieufność wobec miastowego pana. Jednym słowem, po zamieszaniu bryja ustała się i wróciła do stanu wyjściowego.
Na tym tle jawi się druga katastrofa - przewidywane i nie dające się odepchnąć żadnymi zaklęciami zwycięstwo jednej grupy, która nazywa się lewicą. Widmo klęski jest przyczyną przyspieszonego rozmnażania się prawicy. Gdy zagłada zagląda w oczy, pękają dotychczasowe lojalności, puszczają nerwy i zwycięża instynkt przetrwania. Wiadomo, że nie przetrwają wszyscy, więc potrzebny jest podział. "Solidarność" podjęła decyzję o wycofaniu się z polityki, żeby w ogóle w klęsce nie brać udziału. AWS dzieli się na dwa odłamy, a ile ich będzie do wyborów, jeszcze nie wiemy. Liberałowie oddzielili się od tonącej Unii Wolności, wpuszczając na platformę innych rozbitków. Jak nie dopuścić do nieuniknionego zwycięstwa? Przetrwanie nie wystarczy, trzeba jeszcze się wydobyć z matni - najlepiej na szyi zwycięzcy. Prof. Jadwiga Staniszkis proponuje więc sojusz Platformy Obywatelskiej i Sojuszu Lewicy Demokratycznej. I Staniszkis ma rację, bo to, co by raziło u polityków Unii Wolności, mimo że sami nie wykluczali takiej możliwości, nie będzie razić u polityków Platformy Obywatelskiej. Nie mają widocznych blizn po PRL.
4 Nie tylko przeciwieństwa się przyciągają. Tego samego dnia, co wywiad z prof. Staniszkis, ukazał się w "Gazecie Wyborczej" artykuł byłego premiera Włodzimierza Cimoszewicza i Bogdana Góralczyka. "Sytuacja Polski jest naprawdę poważna. Sam Miller może temu nie sprostać, z Kalinowskim, czyli z PSL, też może mu się nie udać. Z tamtymi udać się może" - brzmią ostatnie słowa prof. Staniszkis. "Wejść do Unii Europejskiej jednemu obozowi politycznemu się nie uda - czy będzie to AWS czy SLD. Najwyższy czas zacząć myśleć w kategoriach państwa i jego interesów, a nie tylko własnej formacji politycznej, często - jakże słusznie - traktowanej przez trzeźwe na ogół społeczeństwo jako klika, sitwa czy wręcz gang. Powiedzmy sobie jasno - żadna partia z osobna do unii nas nie wprowadzi i sama tam nie wejdzie" - piszą Cimoszewicz (poseł SLD) i Góralczyk. Piszą to w obliczu trzeciej, tym razem poważnej katastrofy, jaką jest nabierająca coraz wyraźniejszych kształtów możliwość opóźnienia wejścia Polski do UE, czyli tego, co znawcy pieszczotliwie nazywają "sturczeniem" Polski, a co sprowadza się do solidnego krzesła w europejskiej poczekalni.
5 Fakty polityczne są nieraz tworzone poprzez odpowiednie przygotowanie medialne i coś takiego właśnie dzieje się na naszych oczach. Wypowiedzi Staniszkis, Cimoszewicza i Góralczyka nie są jeszcze faktami politycznymi, tworzą tylko pewną propozycję. Jej wynikiem mógłby być rząd mający poparcie zdecydowanej większości w Sejmie, także ze strony tych rodzynków z UW, które prześlizną się przez pięcioprocentową zaporę. Taki rząd byłby zapewne zaskoczeniem dla Europy, gdzie nikt nie wierzy, że Polacy potrafią być aż tak rozsądni. "Rozsądni aż do bólu" - żeby użyć ulubionej formuły Donalda Tuska i liberałów gdańskich. Jakkolwiek to wszystko byłoby dziwne, sojusz platformy z SLD ma za sobą wieloletnie już doświadczenie rządzenia Warszawą.
Więcej możesz przeczytać w 22/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.