Jak smakujemy naszej sitwie? Czy pożera nas ona łapczywie, czy też rozkoszuje się nami powoli? Sitwy lokalne pasożytują na społecznościach lokalnych i zabijają demokrację lokalną z taką samą skutecznością, z jaką sitwy ogólnokrajowe pasożytują na społeczeństwach całych krajów i zabijają demokrację ogólnokrajową. Tam, gdzie nie ma naprawdę wolnej prasy i naprawdę konkurujących z sobą ugrupowań politycznych, gdzie nie ma prawdziwego politycznego sporu i stojących naprzeciw siebie liderów - jak Leszek Miller i Marian Krzaklewski, tam z pewnością triumfuje sitwokracja, tam sitwa rośnie w siłę i żyje coraz dostatniej. "Sitwa to struktura mniejsza i sprawniejsza od oficjalnej administracji, bo skonsolidowana bardzo wyraźnymi osobistymi więziami. Tyle że nastawiona jest wyłącznie na załatwianie interesów własnych i klienteli. Sitwa nie zastępuje administracji, ona ją zjada" - zauważył politolog Samuel Huntington w "Sitwokracji", cover story tego numeru "Wprost".
Ale Leszek Miller i Marian Krzaklewski mają zrobić znacznie więcej, niż tylko gwarantować, że nie pożre nas ogólnopolska sitwa. Ba, w stosunku do kanclerza Millera (jak go nazwał "Wprost" w 1996 r.) oczekiwania są ostatnio tak bardzo rozbudzone, jakby były skrojone nie na zwykłego polityka, lecz na Batmana sceny politycznej. Po pierwsze, Miller musi zrealizować program SLD oraz zmierzającej do wyborów w sojuszu z sojuszem Unii Pracy - i to jest jasne jak słońce. Nie ma jednak co ukrywać przed opinią publiczną, że są w Polsce środowiska, które chciałyby, aby Miller równocześnie zrealizował spory kawałek programu Unii Wolności oraz Platformy Obywatelskiej, to znaczy podnosząc obciążenia podatkowe, zwłaszcza dla najlepiej zarabiających (co postuluje Unia Pracy), jednocześnie znacznie je obniżył (co postuluje Unia Wolności), najlepiej od ręki wprowadzając piętnastoprocentowy podatek liniowy (co postuluje Platforma Obywatelska). A przy okazji błyskawicznie zlikwidował deficyt budżetowy i radykalnie zliberalizował prawo pracy, wprowadzając Polskę na ścieżkę szybkiego wzrostu (najlepiej 7-8 proc. PKB rocznie). Polska potrzebuje wspólnych rządów SLD i Platformy Obywatelskiej - postulowała niedawno na łamach "Wprost" prof. Jadwiga Staniszkis, która nie jest w tych oczekiwaniach osamotniona. Lekko na razie zliberalizowany Leszek Miller, któremu w zasadzie nie tylko skompletowano już koalicję do współrządzenia Polską w latach 2001-2005 (SLD-UP plus Platforma Obywatelska i ewentualnie Unia Wolności), ale również wybrano nowe imię - Tony (ewentualnie Gerhard), powinien przejść z socjaldemokratycznego liberalizmu na liberalizm najpóźniej nocą z 23 na 24 września 2001 r., powiedzmy około czwartej nad ranem.
Warto dodać, że nie od rzeczy byłoby jednak równoczesne, pilne zrealizowanie przez Millera także kawałka programu PSL, najlepiej w części poświęconej szybkiej poprawie opłacalności produkcji rolnej, a choćby przez podniesienie tego poziomu opłacalności o jakieś - żeby się nie bawić w detal - sto, dwieście procent. Miller nie powinien też pod żadnym pozorem zapominać o programie AWS, na przykład w części poświęconej reprywatyzacji i ochronie polskiej rodziny. Z kolei bezrobotni nie kryją, że oczekują od niego natychmiastowego zlikwidowania w Polsce problemu bezrobocia, pracownicy nisko opłacani - szybkich i znaczących podwyżek płac, pracownicy zbrojeniówki - zbrojeń na potęgę, chorzy - uzdrowienia służby zdrowia a może i samych siebie, euroentuzjaści - natychmiastowego poprawienia naszych notowań w Brukseli i zamknięcia do końca 2001 r. co najmniej czterech rozdziałów negocjacyjnych, a zakładnicy lokalnych sitw - rozgromienia polskiej sitwokracji, zaczynając na przykład od tych sitw, w których pierwsze skrzypce grają lokalni politycy SLD. Co ciekawe, pojawiają się też głosy, że Leszek Miller powinien dokonać tego wszystkiego, uprzednio starając się z całych sił - najmocniej jak tylko potrafi - jak najsłabiej wygrać wybory (najlepiej uzyskując maksymalnie 25 proc. poparcia), a potem oczywiście odstępując fotel premiera na przykład Krzysztofowi Janikowi, szefowi sztabu wyborczego SLD (vide: "Lewym okiem").
Więcej możesz przeczytać w 22/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.