Nienawiść. To się samo nie zatrzyma

Nienawiść. To się samo nie zatrzyma

Nienawiść jest jak pożoga. Sama siebie nakręca, rozdmuchuje, syci. Nie zatrzymała jej śmierć prezydenta Gdańska

Znowu kogoś pobito. Bo nie tak się ubiera, porusza, mówi. Na warszawskim Grochowie jakiś facet bił i dusił Michała, mojego znajomego, wrzeszcząc: „Co mi zrobisz, pedale, cwelu, chujozo, cioto” (cytuję za postem Michała na FB, w którym opisał atak). Patrol, który przyjechał na miejsce, nawet nie chciał wysłuchać pobitego, rozmawiali tylko z napastnikiem, wysłuchali tylko jego wersji. Kilka dni wcześniej brutalnie poturbowano we Wrocławiu publicystę „Krytyki Politycznej” Przemysława Witkowskiego za negatywne komentarze wobec homofobicznych napisów. Tam na szczęście policja zachowała się jak trzeba i potraktowała ofiarę poważnie.

Szybko ujęto sprawcę. W polskim prawie nie istnieje pojęcie przestępstwa z nienawiści w związku z płcią, orientacją czy tożsamością seksualną, z niepełnosprawnością też nie. A powinno, bo to demokratyczny standard zapisany w wielu europejskich i międzynarodowych konwencjach i aktach prawnych. Nienawiść. Coraz jej więcej, jest coraz głośniejsza, coraz bardziej agresywna. Nie mam wątpliwości, że to się samo nie zatrzyma. Bo nienawiść jest jak pożoga. Sama siebie nakręca, rozdmuchuje, syci. Nie zatrzymała jej śmierć prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. Mogłoby ją wziąć w ryzy państwo – przede wszystkim politycy. Ale oni nie chcą. Ona się im opłaca. Nienawiść jest dobrym paliwem wyborczym. Można ją przeliczyć na głosy w wyborach. Jest tak silną emocją, że wyłącza racjonalne myślenie. Łatwo sterować ludźmi będącymi pod jej wpływem. Kościół ustami biskupa Jędraszewskiego wskazuje cel – „tęczowa zaraza”, biskup Milewski przestrzega przed „chorą ideologią LGBT”. Sygnał do ataku dał poseł Kaczyński, strasząc seksualizacją dzieci.

Mają w tym interes. Kościół odwraca uwagę od swoich skandali pedofilskich, partia od kolejnych afer. Kościół i partia, dbając o swoje partykularne interesy, organizują nagonkę, rozpętują wojnę. Robią to cynicznie, z wyrachowaniem, nie licząc się z konsekwencjami. Jak śpiewa zespół Dezerter: „Wszyscy politycy mają los spokojny Biorą szmal za to, że wywołują wojny Nienawiść i wojna Nienawiść i wojna Nienawiść i wojna – tego uczą nas”. PiS mobilizuje elektorat wokół wspólnego wroga, bo finansowo chyba już nie ma co obiecać, nawet Kaczyński rozumie, że budżet państwa to nie worek bez dna. A nic tak nie łączy jak wróg i nienawiść do niego. Nie wierzę, że ci ludzie nie zdają sobie sprawy, do czego to prowadzi. Biskupi, Jarosław Kaczyński, który swoją potęgę buduje głównie na mobilizacji wobec kolejnych wrogów – uchodźcy roznoszący choroby, potomkowie komunistów, wdowy ubeckie, gorszy sort, ci, którzy stoją tam, gdzie ZOMO, totalna opozycja, a teraz LGBT. Albo Jacek Kurski, który szefuje telewizji szczującej na ludzi, ostatnio na prezydentkę Gdańska Aleksandrę Dulkiewicz, która już teraz dostaje więcej pogróżek niż dostawał jej poprzednik. Nie wierzę, że tego nie wiedzą. Podejrzewam, że oni chcą krwi. Prawica marzy o niej od dawna. Jarosław Marek Rymkiewicz, jej wieszcz, uważa, że w 1989 r. mitem założycielskim nowej Polski powinny być szubienice dla komunistów. Prezydent Andrzej Duda w 2018 r., mówiąc o porozumieniach okrągłego stołu, stwierdził: „Gdyby doszło do rozlewu krwi, wówczas nie powstałaby III RP, a pozostałości komunizmu nie zatruwałyby życia publicznego w Polsce”. Czyli byłoby lepiej, gdyby polała się krew. No bo jak inaczej to interpretować? Już się leje, Panie Prezydencie, na pewno będzie jej więcej.

Więcej możesz przeczytać w 33/2019 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.