Gdy Andrzej Duda wygłosił przemówienie inauguracyjne w Sejmie X kadencji, wzywające posłów do dialogu i współpracy, po czym uścisnął ręce politykom ze wszystkich stron sceny politycznej, od lewa do prawa, nikt nie miał wątpliwości, że prezydent właśnie rozpoczął swój marsz po reelekcję. – Bronimy tezy, że kampania jeszcze się nie zaczęła, ale średnio nam to wychodzi – śmieje się jeden z prezydenckich ministrów.
Milczenie lepsze od gadulstwa
W ubiegłym tygodniu w „Super Expressie” został opublikowany sondaż, według którego poparcie dla Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, prawdopodobnej kandydatki Koalicji Obywatelskiej na prezydenta i potencjalnej głównej rywalki Andrzeja Dudy, niebezpiecznie zbliżyło się do poparcia urzędującej głowy państwa. W sondażu poparło ją 47 proc. badanych, jego 53 proc. Niby różnica jest bezpieczna dla prezydenta, ale Andrzej Duda jako pełniący swój urząd jest nieustannie na świeczniku – przemawia, otwiera, spotyka się z ludźmi i w ten sposób prowadzi permanentną kampanię.
Wszyscy też wiedzą, że będzie walczył o reelekcję i że jego zgłoszenie jest tylko formalnością. Tymczasem Kidawa-Błońska jeszcze nie rozpoczęła walki o prezydenturę, a nawet jeszcze nie wygrała prawyborów w Platformie Obywatelskiej. Zatem w tym momencie to ona ma większe możliwości mobilizowania wokół siebie elektoratu niż on. Najwyraźniej tak samo myślą współpracownicy Andrzeja Dudy, którzy nie ukrywają, że prezydent w kampanii będzie miał trudne zadanie do wykonania. – Już dziś widać, że wygrana Dudy w drugiej turze nie będzie znacząca. To nie będzie zwycięstwo na 60 proc., raczej na 52, a o zwycięstwie w pierwszej turze w ogóle nie ma co marzyć – mówi nasz rozmówca. Być może dlatego prezydent, za radą swoich współpracowników, w kampanii postawił na zgodę, bo dzięki temu może poszerzać swój elektorat o wyborców centrum.
To właśnie jego PR-owcy wymyślili mu chwyt z podaniem ręki posłom zaraz po orędziu. Oni też wpisali do przemówienia cytat z Tadeusza Mazowieckiego. Andrzej Duda, przywołując słowa pierwszego niekomunistycznego premiera po 1989 r., trochę rozsierdził Jarosława Kaczyńskiego, który od lat kontestuje III RP. Ale dla opozycji jednak było to jak uderzenie w twarz – jak tu nie oklaskiwać Dudy, skoro cytuje jedną ze sztandarowych postaci jej środowiska. – Takie wystąpienia jak na inauguracji Sejmu X kadencji są bardzo fajne, ale za dwa tygodnie już nikt nie będzie o tym pamiętał. W kampanii każdego dnia trzeba wymyślać jakieś nowe akcje – mówi były sztabowiec PiS. A za chwilę dodaje: – Radzimy prezydentowi, żeby w czasie kampanii jeździł dużo po Polsce, ale mało się wypowiadał. Im więcej będzie mówił, tym więcej błędów może popełnić, zatem na gadulstwie może tylko przegrać. Współpracownicy głowy państwa uważają bowiem, że Andrzej Duda ma dobry wizerunek i jego najważniejszym celem jest tego wizerunku nie zepsuć. Według naszych informacji prezydent, który objechał już wszystkie regiony Polski, teraz skupia się na tych, w których wyborów nie wygrał. – Przekonuje nieprzekonanych – słyszymy.
Drużyna pierścienia znowu razem
Według naszych informacji na Nowogrodzkiej, czyli w centrali PiS, pojawił się pomysł, żeby szefową sztabu kampanii Andrzeja Dudy została Beata Szydło. – Można by to ładnie ograć. Andrzej i Beata, zwycięski duet z 2015 r., drużyna pierścienia, znowu razem – słyszymy. Jak twierdzi inny z naszych informatorów, Beata Szydło podobno sama bardzo chce znów wrócić do politycznej gry w Polsce. – Nie odnalazła się w europarlamencie. Jako premier miała ochronę i limuzynę z kierowcą do dyspozycji, a teraz sama dźwiga bagaże do samolotu do Brukseli. To smutny widok.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.