Gdy po Warszawie gruchnęła wieść o tym, że Szymon Hołownia, pisarz, dziennikarz, celebryta, wieloletni współprowadzący programu „Mam Talent!” w TVN, postanowił zostać prezydentem, szef SLD Włodzimierz Czarzasty powiedział: kolejny dziennikarz TVN z ambicjami. Lider SLD, jak się okazało, miał na myśli Magdalenę Ogórek, która występowała w TVN jako ekspertka, a w 2015 r. Sojusz postanowił zrobić z niej prezydenta. Szymon Hołownia o tyle różni się od Magdaleny Ogórek, że twierdzi, iż do przyszłorocznych wyborów prezydenckich wystawił się sam, bo jest kandydatem obywatelskim, a jego głównym celem jest przełamanie podziałów politycznych. Ale droga od talent show do Pałacu Prezydenckiego może być równie trudna jak Magdaleny Ogórek.
Tajemnice kandydata
Trzeba przyznać, że Hołownia potrafi zaskakiwać. Przed laty, gdy ten katolicki publicysta, niedoszły dominikanin, postanowił zostać prowadzącym talent show w TVN, wywołało to ogromne zdziwienie. Nikt nie przypuszczał, że odnajdzie się w masowej rozrywce. Tym bardziej że elementem tego programu były wzajemne docinki (współprowadzącym był Marcin Prokop) nie najwyższych lotów, które też średnio pasowały do wyrafinowanego publicysty. No ale lata mijały, Hołownia zyskiwał na popularności, zaangażował się w promowanie wegetarianizmu, w walkę o prawa zwierząt, w działalność charytatywną. Pisał kolejne książki i jeździł po Polsce, żeby je promować, założył dwie fundacje pomagające biednym w Afryce i nawiązał przy tym kontakt z wielkim biznesem, który takie działania sponsoruje. Jego najnowszą inicjatywą było zebranie za pośrednictwem internetu 2 mln zł na telefon zaufania dla dzieci i młodzieży, prowadzony przez fundację Dajemy Dzieciom Siłę, której MEN odmówiło w tym roku dofinansowania.
Z tej sumy 1 mln 650 tys. zł przekazała na ten cel fundacja Dominiki Kulczyk. To dlatego, gdy zaczęły się spekulacje o tym, kto sfinansuje Hołownię, pierwsze skojarzenia dotyczyły właśnie spadkobierczyni najbogatszego polskiego biznesmena. Sama Dominika Kulczyk jednak szybko odcięła się od spekulacji, że to ona wspiera Hołownię polityka. Najwyraźniej tych wszystkich aktywności było Hołowni za mało, skoro któregoś dnia wstał rano i pomyślał, że będzie prezydentem. Z jego wystąpienia, podczas którego ogłosił swój start w wyborach prezydenckich, wynika, że postanowił pozostawić swojej dwuletniej córce coś więcej niż zbiór książek czy felietonów – lepszą Polską, o którą zawalczy prezydent Hołownia. Profesor Kazimierz Kik, politolog z Uniwersytetu w Kielcach, w następujący sposób komentuje tę opowieść: – Kilku inteligentych ludzi się zebrało, postanowili zagospodarować część sceny politycznej, dobrali sobie inteligentnych wykonawców i mamy projekt „Hołownia na prezydenta”, w którym sam dziennikarz jest tylko wykonawcą.
Kandydatura Hołowni jest zagadką. Wiemy, że kandydat wydał już na kampanię 200 tys. zł – własnych, jak podkreśla. Mówi, że bawią go pytania o pieniądze, choć to jest kluczowe zagadnienie, bo ten, kto finansuje projekt polityczny, później będzie wymagał. Nikt zaś nie wierzy, że dziennikarz wyłoży kilkanaście czy choćby tylko kilka milionów złotych z własnych oszczędności, żeby uczestniczyć w walce o władzę, która może zakończyć się jego porażką. Wiemy także, że jego najbliższym współpracownikiem jest Michał Kobosko, były dziennikarz, przez ostatnich kilka lat zatrudniony w think tanku Atlantic Council. To właśnie od niego uzyskaliśmy ogólnikową informację, że Hołownia sfinansuje kampanię z własnych oszczędności i indywidualnych darowizn przewidzianych prawem.
Eksdziennikarz, który sam siebie nazywa kandydatem na szefa sztabu Hołowni, dodał też, że w ciągu jednej nocy na listę wolontariuszy zgłosiło się 1200 osób, a informacja o starcie Hołowni w wyborach prezydenckich została wyświetlona 500 mln razy. Ale już na pytania, ile środków kandydat zgromadził na kampanię, kto konkretnie będzie z nim współpracował, jakie będzie główne przesłanie jego kampanii i jakie wydarzenia są zaplanowane – nie uzyskaliśmy odpowiedzi. Za to dowiedzieliśmy się, że planowane są rozmowy z Polkami i Polakami, dotyczące „diagnozy sytuacji, w której jest Polska”. Że opozycja zajmuje się głównie sobą, a nie obywatelami, co powoduje nienawistne zakleszczenie. I że kandydat Szymon Hołownia będzie odnajdywał to, co dobre, i to, co nas łączy.
– Do tego potrzebny jest izolator nienawistnego sporu i tym kimś może być tylko kandydat spoza partyjnych układów, którego ludzie chcą słuchać i któremu wierzą – przekonuje Kobosko. Kandydat na szefa sztabu Hołowni nie jest całkowitym nowicjuszem w polityce. Współpracował już z Ryszardem Petru w czasach największej popularności tego polityka. W 2016 r. podczas XXVI Forum Ekonomicznego w Krynicy prowadził debatę z udziałem lidera Nowoczesnej. A uczestnicy późniejszego zamkniętego spotkania wspominają, że obaj panowie zachowywali się jak bliscy współpracownicy. Politycy Nowoczesnej wspominają Koboskę jako człowieka o ogromnych ambicjach. On sam w wywiadzie dla „Dziennika Gazety Prawnej” przyznaje, że myślał wtedy o wejściu w politykę, ale ostatecznie się wycofał. Hołownia – jak twierdzi Kobosko – przekonał go do swojego projektu, choć nie w pięć minut. Z projektem Hołowni związani są też inni ludzie, którzy niegdyś współpracowali z Nowoczesną. To właśnie oni od października skrzykują sympatyków. Również biznes, który kręcił się kiedyś przy Ryszardzie Petru, dziś pojawia się przy ludziach Hołowni. Czyżby dziennikarz miał być nowym lepszym Petru? Z liderem Nowoczesnej nie wyszło z powodu jego cech charakterologicznych, skłonności do lapsusów językowych i braku politycznego wyczucia. Może wyjdzie z Hołownią, który nie pomyli nazwy Święta Trzech Króli i nie wypuści się na wypoczynek w samym środku kryzysu politycznego.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.