Na zaledwie dwugodzinne spotkanie z Władimirem Putinem w Lublanie prezydent Stanów Zjednoczonych poleci z Warszawy
Porównywanie stylu, w jakim sprawuje władzę George Bush, i metod rządzenia Billa Clintona to studium kontrastów. Rządy Clintona były nieustanną improwizacją, z dyktowaną wynikami sondaży zmianą strategii i "gaszeniem pożarów" wywoływanych kolejnymi skandalami, w które zamieszany był prezydent. Na tym tle administracja George’a Busha Jr - pierwszego prezydenta USA, który skończył wydział zarządzania i administracji na Uniwersytecie Harvarda - sprawia wrażenie dobrze naoliwionego mechanizmu. Działa jak perfekcyjnie zarządzana firma.
Amerykanie dobrze oceniają nowego prezydenta po pierwszych kilkunastu tygodniach piastowania przez niego urzędu. Redukcja podatków, próby naprawy systemu szkolnictwa i opieki społecznej, a także zdecydowanie w polityce zagranicznej wskazują, że Bush chce konsekwentnie realizować swój program wyborczy. Dobrych notowań nie psuje nawet niechęć amerykańskich elit do zbyt konserwatywnego - ich zdaniem - "Teksańczyka w Białym Domu".
Nowa era w Waszyngtonie
W Białym Domu najwyżej cenioną cechą jest lojalność wobec szefa. Nawet jeśli się pojawiają obecnie konflikty personalne i spory kompetencyjne, tak częste w administracji Clintona, żadne informacje na ten temat nie przedostają się do wiadomości publicznej. Wszystkie spotkania rozpoczynają się punktualnie. Nie ma zaskakujących zmian w programie - polityka waszyngtońska stała się bardziej przewidywalna. Dziennikarze, którzy za czasów Clintona przyzwyczaili się do nagłych zmian i konferencji prasowych o najbardziej nieprawdopodobnych porach, z niedowierzaniem przyjmują zapowiedź lid on news o 16.30. W slangu Białego Domu oznacza to, że nie będzie już nowych oświadczeń, komunikatów, zapowiedzi. Najstarsi weterani sceny politycznej Waszyngtonu narzekają wręcz, że administracja Busha jest równie nudna i przewidywalna, jak niegdyś "wojskowa" administracja Dwighta Eisenhowera.
Pierwsza rodzina
George Bush Jr weekendy spędza albo w prezydenckim ośrodku wypoczynkowym w Camp David, albo na swoim ranczo w Teksasie. Kiedy zdesperowany były pracownik urzędu skarbowego zaczął wymachiwać pistoletem przed Białym Domem, a agenci tajnej służby zamknęli wszystkie ulice wokół siedziby głowy państwa - George Bush ćwiczył właśnie w siłowni. Żona prezydenta, w przeszłości bibliotekarka w szkole - w przeciwieństwie do Hillary Clinton i na wzór swojej teściowej Barbary Bush - unika rozgłosu. Wątpliwe, by prezydencka rodzina dostarczyła wiele materiału plotkarskim pismom. Na razie mogły się one zająć tylko młodzieńczym wybrykiem Jenny i Barbary, córek bliźniaczek prezydenta. 19-letnia Jenna Bush, uchodząca za nieco niesforną, została przyłapana w Austin na piciu piwa (co jest dozwolone dopiero po ukończeniu 21 lat) w barze studenckim. Jak na ironię, surowe przepisy antyalkoholowe wprowadził w Teksasie sam George Bush, kiedy był gubernatorem tego stanu. Dwa tygodnie później niepomna nauczki dziewczyna - tym razem z siostrą Barbarą - usiłowała zamówić drinka w restauracji Chuy’s w Austin. Co więcej, wylegitymowała się fałszywym dokumentem. W Camp David odbyło się wkrótce rodzinne spotkanie na szczycie z udziałem dziadków Barbary i George’a Bushów. Jak się skończyło - nie wiadomo. "To prywatna sprawa rodziny" - powtarza rzecznik Białego Domu Ari Fleischer.
Przede wszystkim konsekwencja
Bush w przeciwieństwie do poprzednika nie pragnie uchodzić za intelektualistę. Nie mogą mu tego wybaczyć akademickie i intelektualne elity Stanów Zjednoczonych. Prezydent, krytykowany za lapsusy i "reformowanie" angielskiej składni, broni się autoironią. "Pomyślcie, do czego mógłbym dojść, gdybym miał lepsze oceny" - powiedział, uśmiechając się szelmowsko podczas ceremonii zakończenia roku roku akademickiego w swojej pierwszej Alma Mater - na Uniwersytecie Yale.
Nawet demokraci byli zaskoczeni tempem realizacji obietnic wyborczych przez nowego prezydenta. Szczególnie zdziwił ich fakt, że najpierw Bush zaczął realizować swe najbardziej kontrowersyjne propozycje polityczne: reformę systemu edukacji publicznej, plan zmniejszenia opodatkowania wszystkich grup majątkowych, wprowadzenie ulg przy zakupie leków przez rencistów i zwiększenie roli organizacji pozarządowych w realizacji rządowych programów socjalnych. Pierwszą decyzją nowego prezydenta było wydanie zakazu finansowania przez agencje rządu federalnego międzynarodowych organizacji planowania rodziny, jeśli te w swojej działalności "dokonują aborcji bądź nakłaniają do zabiegów przerywania ciąży". Nagle wszyscy uświadomili sobie, że George Bush Jr jest konserwatywnym republikaninem - co w czasach rządów Clintona brzmiało prawie jak obelga.
Twardy język
Po stu dniach sprawowania władzy większość ankietowanych przez dziennik "The Washington Post" i sieć telewizyjną ABC stwierdziła, że prezydent należycie wywiązuje się ze swych obowiązków. 63 proc. poparcia dla pierwszych decyzji Busha znaczy w istocie o wiele więcej, jeśli się uwzględni, iż w wyniku wyborczych zawirowań prezydent miał o ponad 30 dni mniej na sformowanie gabinetu niż jego poprzednicy. Na domiar złego przejmował władzę w czasie, gdy gospodarce amerykańskiej groziła recesja.
Paradoksalnie, najwyżej Amerykanie oceniają dziś politykę zagraniczną Busha, mimo że podczas kampanii wyborczej często zarzucano mu słabe rozeznanie w problematyce międzynarodowej. Musiał stawić czoło najpoważniejszemu od wielu lat kryzysowi w stosunkach z Chinami. Właśnie doprowadzenie do zwolnienia przez władze chińskie załogi amerykańskiego samolotu EP-3 przyczyniło się do wzrostu jego notowań.
Amerykanom podobało się zdecydowanie Busha podczas "chińskiego kryzysu". To samo zdecydowanie, które okazuje także w stosunkach z Rosją. Przestał traktować upadłe imperium jak globalne mocarstwo. Dla Busha globalnym wyzwaniem nie jest już Rosja, lecz Chiny. Niektórzy obserwatorzy przewidują, że punkt ciężkości amerykańskiej polityki zagranicznej może się przesunąć z Europy w region Pacyfiku. Europa w oczach Ameryki jest dziś wystarczająco bezpieczna.
Trudna kadencja
Spośród obietnic wyborczych prezydentowi udało się przede wszystkim przeforsować projekt znaczącej redukcji podatków o 1,350 bln USD przez 10 lat. Teraz wśród Amerykanów najwięcej emocji budzi reforma systemu edukacji publicznej. Jak zauważyli doradcy prezydenta - kiedy mówi on o szkolnictwie, jego notowania natychmiast wzrastają.
Realizacja kolejnych reform będzie jednak utrudniona po niespodziewanym trzęsieniu ziemi w Senacie. Senator James Jeffords ze stanu Vermont zdecydował się opuścić szeregi Partii Republikańskiej i głosować jako niezależny (czytaj: jak większość demokratów). W ten sposób demokraci uzyskali w Senacie przewagę. Przed wyborami do Kongresu w listopadzie 2002 r. nie mają ochoty pomagać prezydentowi w realizacji jego planów. Bush natomiast nie może zrezygnować ze swoich zamierzeń. Musi się koncentrować na polityce wewnętrznej, ponieważ tylko sukcesy w tej dziedzinie mogą mu otworzyć drogę do drugiej kadencji w Białym Domu.
Amerykanie dobrze oceniają nowego prezydenta po pierwszych kilkunastu tygodniach piastowania przez niego urzędu. Redukcja podatków, próby naprawy systemu szkolnictwa i opieki społecznej, a także zdecydowanie w polityce zagranicznej wskazują, że Bush chce konsekwentnie realizować swój program wyborczy. Dobrych notowań nie psuje nawet niechęć amerykańskich elit do zbyt konserwatywnego - ich zdaniem - "Teksańczyka w Białym Domu".
Nowa era w Waszyngtonie
W Białym Domu najwyżej cenioną cechą jest lojalność wobec szefa. Nawet jeśli się pojawiają obecnie konflikty personalne i spory kompetencyjne, tak częste w administracji Clintona, żadne informacje na ten temat nie przedostają się do wiadomości publicznej. Wszystkie spotkania rozpoczynają się punktualnie. Nie ma zaskakujących zmian w programie - polityka waszyngtońska stała się bardziej przewidywalna. Dziennikarze, którzy za czasów Clintona przyzwyczaili się do nagłych zmian i konferencji prasowych o najbardziej nieprawdopodobnych porach, z niedowierzaniem przyjmują zapowiedź lid on news o 16.30. W slangu Białego Domu oznacza to, że nie będzie już nowych oświadczeń, komunikatów, zapowiedzi. Najstarsi weterani sceny politycznej Waszyngtonu narzekają wręcz, że administracja Busha jest równie nudna i przewidywalna, jak niegdyś "wojskowa" administracja Dwighta Eisenhowera.
Pierwsza rodzina
George Bush Jr weekendy spędza albo w prezydenckim ośrodku wypoczynkowym w Camp David, albo na swoim ranczo w Teksasie. Kiedy zdesperowany były pracownik urzędu skarbowego zaczął wymachiwać pistoletem przed Białym Domem, a agenci tajnej służby zamknęli wszystkie ulice wokół siedziby głowy państwa - George Bush ćwiczył właśnie w siłowni. Żona prezydenta, w przeszłości bibliotekarka w szkole - w przeciwieństwie do Hillary Clinton i na wzór swojej teściowej Barbary Bush - unika rozgłosu. Wątpliwe, by prezydencka rodzina dostarczyła wiele materiału plotkarskim pismom. Na razie mogły się one zająć tylko młodzieńczym wybrykiem Jenny i Barbary, córek bliźniaczek prezydenta. 19-letnia Jenna Bush, uchodząca za nieco niesforną, została przyłapana w Austin na piciu piwa (co jest dozwolone dopiero po ukończeniu 21 lat) w barze studenckim. Jak na ironię, surowe przepisy antyalkoholowe wprowadził w Teksasie sam George Bush, kiedy był gubernatorem tego stanu. Dwa tygodnie później niepomna nauczki dziewczyna - tym razem z siostrą Barbarą - usiłowała zamówić drinka w restauracji Chuy’s w Austin. Co więcej, wylegitymowała się fałszywym dokumentem. W Camp David odbyło się wkrótce rodzinne spotkanie na szczycie z udziałem dziadków Barbary i George’a Bushów. Jak się skończyło - nie wiadomo. "To prywatna sprawa rodziny" - powtarza rzecznik Białego Domu Ari Fleischer.
Przede wszystkim konsekwencja
Bush w przeciwieństwie do poprzednika nie pragnie uchodzić za intelektualistę. Nie mogą mu tego wybaczyć akademickie i intelektualne elity Stanów Zjednoczonych. Prezydent, krytykowany za lapsusy i "reformowanie" angielskiej składni, broni się autoironią. "Pomyślcie, do czego mógłbym dojść, gdybym miał lepsze oceny" - powiedział, uśmiechając się szelmowsko podczas ceremonii zakończenia roku roku akademickiego w swojej pierwszej Alma Mater - na Uniwersytecie Yale.
Nawet demokraci byli zaskoczeni tempem realizacji obietnic wyborczych przez nowego prezydenta. Szczególnie zdziwił ich fakt, że najpierw Bush zaczął realizować swe najbardziej kontrowersyjne propozycje polityczne: reformę systemu edukacji publicznej, plan zmniejszenia opodatkowania wszystkich grup majątkowych, wprowadzenie ulg przy zakupie leków przez rencistów i zwiększenie roli organizacji pozarządowych w realizacji rządowych programów socjalnych. Pierwszą decyzją nowego prezydenta było wydanie zakazu finansowania przez agencje rządu federalnego międzynarodowych organizacji planowania rodziny, jeśli te w swojej działalności "dokonują aborcji bądź nakłaniają do zabiegów przerywania ciąży". Nagle wszyscy uświadomili sobie, że George Bush Jr jest konserwatywnym republikaninem - co w czasach rządów Clintona brzmiało prawie jak obelga.
Twardy język
Po stu dniach sprawowania władzy większość ankietowanych przez dziennik "The Washington Post" i sieć telewizyjną ABC stwierdziła, że prezydent należycie wywiązuje się ze swych obowiązków. 63 proc. poparcia dla pierwszych decyzji Busha znaczy w istocie o wiele więcej, jeśli się uwzględni, iż w wyniku wyborczych zawirowań prezydent miał o ponad 30 dni mniej na sformowanie gabinetu niż jego poprzednicy. Na domiar złego przejmował władzę w czasie, gdy gospodarce amerykańskiej groziła recesja.
Paradoksalnie, najwyżej Amerykanie oceniają dziś politykę zagraniczną Busha, mimo że podczas kampanii wyborczej często zarzucano mu słabe rozeznanie w problematyce międzynarodowej. Musiał stawić czoło najpoważniejszemu od wielu lat kryzysowi w stosunkach z Chinami. Właśnie doprowadzenie do zwolnienia przez władze chińskie załogi amerykańskiego samolotu EP-3 przyczyniło się do wzrostu jego notowań.
Amerykanom podobało się zdecydowanie Busha podczas "chińskiego kryzysu". To samo zdecydowanie, które okazuje także w stosunkach z Rosją. Przestał traktować upadłe imperium jak globalne mocarstwo. Dla Busha globalnym wyzwaniem nie jest już Rosja, lecz Chiny. Niektórzy obserwatorzy przewidują, że punkt ciężkości amerykańskiej polityki zagranicznej może się przesunąć z Europy w region Pacyfiku. Europa w oczach Ameryki jest dziś wystarczająco bezpieczna.
Trudna kadencja
Spośród obietnic wyborczych prezydentowi udało się przede wszystkim przeforsować projekt znaczącej redukcji podatków o 1,350 bln USD przez 10 lat. Teraz wśród Amerykanów najwięcej emocji budzi reforma systemu edukacji publicznej. Jak zauważyli doradcy prezydenta - kiedy mówi on o szkolnictwie, jego notowania natychmiast wzrastają.
Realizacja kolejnych reform będzie jednak utrudniona po niespodziewanym trzęsieniu ziemi w Senacie. Senator James Jeffords ze stanu Vermont zdecydował się opuścić szeregi Partii Republikańskiej i głosować jako niezależny (czytaj: jak większość demokratów). W ten sposób demokraci uzyskali w Senacie przewagę. Przed wyborami do Kongresu w listopadzie 2002 r. nie mają ochoty pomagać prezydentowi w realizacji jego planów. Bush natomiast nie może zrezygnować ze swoich zamierzeń. Musi się koncentrować na polityce wewnętrznej, ponieważ tylko sukcesy w tej dziedzinie mogą mu otworzyć drogę do drugiej kadencji w Białym Domu.
Więcej możesz przeczytać w 24/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.