Prawybory przypominają sejmiki szlacheckie
Jean Jacques Rousseau, jeden z najwybitniejszych myślicieli oświecenia, za ideał wolności uznał osiemnastowieczną anarchię ustrojową szlacheckiej Rzeczypospolitej. Na pierwszy rzut oka wszystko się bowiem zgadzało. Ustrój Rzeczypospolitej wydawał się najbardziej demokratyczny w całej Europie. Swobodami obywatelskimi, w tym prawem wyboru króla i posłów, dysponowało aż dziesięć procent mieszkańców, co w ówczesnych warunkach było odsetkiem rekordowym. Wewnątrz stanu szlacheckiego panowała nie znana gdzie indziej równość, potwierdzona zasadą: "szlachcic na zagrodzie równy wojewodzie". Szlacheccy obywatele gromadzili się na sejmikach i superdemokratycznie, z poszanowaniem każdego głosu (liberum veto), rozstrzygali najważniejsze sprawy kraju i swojej ziemi. Takie reguły ustrojowe mogły tylko zachwycić spragnionego swobód Francuza, któremu na co dzień doskwierały absolutne rządy własnego króla.
Rousseau nie wiedział, że pod wolnościową maską kryje się całkowicie niedemokratyczna rzeczywistość. Nie miał pojęcia, że swobody szlacheckie to tylko igraszka w rękach wszechpotężnych magnatów. To oni gromadzili na sejmikach rzesze drobnej, zależnej od nich szlachty. Za urząd czy niewielką pensję, a w skrajnym wypadku tylko za poczęstunek lub obietnicę protekcji, tłumy "szaraków" głosowały zgodnie z wolą swoich protektorów. A ci nie kierowali się dobrem państwa, lecz dbali o własne interesy. W konsekwencji Polska pogrążała się w chaosie, który z czasem doprowadził do całkowitego jej upadku. Ów mechanizm ustrojowy, zwany oligarchią magnacką, historycy zgodnie uznają za największe nieszczęście przedrozbiorowej Rzeczypospolitej.
Kiedy dzisiaj śledzi się prawybory organizowane przez Platformę Obywatelską, trudno się oprzeć wrażeniu, że ożywają duchy przeszłości. Jak na osiemnastowiecznych sejmikach, można na platformowych konwencjach odnaleźć współczesne "królewięta", popierane przez rzesze oddanych zwolenników.
Nie da się, rzecz jasna, wykluczyć, że analogia jest przypadkowa. Jest jednak możliwe, że tkwi w niej bardziej racjonalne jądro. Za tą drugą hipotezą przemawia fakt, że w żadnym innym demokratycznym kraju nie ustala się list poselskich poprzez prawybory. A przecież gdyby owo rozwiązanie było takim kanonem demokracji, jak o nim mówią jego autorzy, świat od dawna by je stosował. Skoro tego nie czyni, najpewniej wie, co robi.
Rousseau nie wiedział, że pod wolnościową maską kryje się całkowicie niedemokratyczna rzeczywistość. Nie miał pojęcia, że swobody szlacheckie to tylko igraszka w rękach wszechpotężnych magnatów. To oni gromadzili na sejmikach rzesze drobnej, zależnej od nich szlachty. Za urząd czy niewielką pensję, a w skrajnym wypadku tylko za poczęstunek lub obietnicę protekcji, tłumy "szaraków" głosowały zgodnie z wolą swoich protektorów. A ci nie kierowali się dobrem państwa, lecz dbali o własne interesy. W konsekwencji Polska pogrążała się w chaosie, który z czasem doprowadził do całkowitego jej upadku. Ów mechanizm ustrojowy, zwany oligarchią magnacką, historycy zgodnie uznają za największe nieszczęście przedrozbiorowej Rzeczypospolitej.
Kiedy dzisiaj śledzi się prawybory organizowane przez Platformę Obywatelską, trudno się oprzeć wrażeniu, że ożywają duchy przeszłości. Jak na osiemnastowiecznych sejmikach, można na platformowych konwencjach odnaleźć współczesne "królewięta", popierane przez rzesze oddanych zwolenników.
Nie da się, rzecz jasna, wykluczyć, że analogia jest przypadkowa. Jest jednak możliwe, że tkwi w niej bardziej racjonalne jądro. Za tą drugą hipotezą przemawia fakt, że w żadnym innym demokratycznym kraju nie ustala się list poselskich poprzez prawybory. A przecież gdyby owo rozwiązanie było takim kanonem demokracji, jak o nim mówią jego autorzy, świat od dawna by je stosował. Skoro tego nie czyni, najpewniej wie, co robi.
Więcej możesz przeczytać w 24/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.