Spotkanie na warszawskiej Saskiej Kępie, w ogródku knajpki otwartej po długiej przerwie. Na wizytę jadę taksówką. Kierowca hermetycznie odizolowany od reszty pasażerów, niczym pacjenci w szpitalu zakaźnym. Przezroczysta folia starannie przyklejona do dachu i siedzeń, chroni go przed klientami. Dodatkowe osłony to maseczka i przyłbica. Dobrze, że to przejazd bezgotówkowy, na numer karty tej korporacji. Myślę, że pan taksówkarz odmówiłby zapłaty w banknocie czy w drobnych.
Podchodzę do ogródka, mój znajomy właśnie kończy poprzednie spotkanie. Witam się tradycyjnie, ale kolega znajomego nie podaje mi ręki, tłumacząc się uczciwie: „proszę wybaczyć, ale boję się”. To facet 70 plus, czyli osoba w grupie ryzyka. Rozumiem go.
Każdy z nas ma wielu przyjaciół i znajomych. Często od lat. I wiemy o nich prawie wszystko. Co wygadują po pijaku, czy zdradzają, czy są skąpi, a może rozrzutni. Gdzie podróżują, jakie mają plany, marzenia.
W dobie pandemii dowiadujemy się o ludziach czegoś więcej.
Tego co skrywali, bo nie był to temat na towarzyskie pogawędki. Dowiadujemy się właśnie na podstawie owych desygnatów bezpieczeństwa: maseczek, niepodawania ręki, odwoływania towarzyskich spotkań pod kłamliwym pozorem.
Kolejna sytuacja wzięta z życia. Dwa gospodarstwa agroturystyczne na Mazurach. Pierwsze, koło Mikołajek, które polecili mi znajomi, zamknięte na cztery spusty. – W tym roku nie otwieramy – mówi właścicielka przerażonym głosem i wyjaśnia: – w okolicy był przypadek zachorowania. Drugie, nieopodal Węgorzewa, po przekroczeniu bramy parkingu widać kompletny luz. Normalny świat, basenik, sauna, jacuzzi – proszę bardzo. Czym różnią się oba przypadki? Marketingowym podejściem, finansową analizą? Nie. Stanem umysłu właścicieli, a konkretnie poziomem ich lęku.
Pewnie niejedna praca magisterska i doktorska powstanie na ten temat. Pole do popisu dla studentów i doktorantów psychiatrii i psychologii, a także socjologii i najbliższej mi, z powodu wykształcenia i pasji, filozofii – jest duże. Czym jest lęk? Rzeczywistym lub subiektywnym, często wyimaginowanym poczuciem zagrożenia.
Pan Marek, który zbudować i naprawić może wszystko, z wykształcenia pedagog, w szczytowym okresie obostrzeń przedstawił mi statystyki, które w Polsce i wielu krajach się potwierdziły. Ile osób dziennie umierało w w naszym kraju w minionych latach? Ponad 400 tysięcy rocznie, dziennie: blisko 1200 osób. Przez blisko trzy miesiące tzw. pandemii zmarło dodatkowo jakieś 1100 osób. Średnia wieku: 75 lat, głównie z chorobami współistniejącymi. Czyli wzrost śmiertelności w Polsce jest w granicach błędu statystycznego. Gdy słyszę doniesienia, że w czasie pandemii zdiagnozowano o połowę mniej chorób nowotworowych, to znaczy, że nie diagnozowano, i tyle. I tak naprawdę, to jest problemem i wyzwaniem.
Ale lęk to nie zjawisko statystyczne. To bardzo osobisty pogląd na śmierć.
Tak, na śmierć, bo wszelkie indywidualne zachowania w obliczu wirusa motywowane były osobistym poczuciem lęku właśnie przed śmiercią własną czy śmiercią najbliższych. I tu jako emerytowany filozof, teolog i religioznawca mógłbym w 40 kolejnych akapitach opisać wykładnię rzeczy ostatecznych w poszczególnych religiach i wyznaniach. Zachęcam do lektury, wiele o tym napisano. Im więcej przeczytacie, tym mniej będziecie wiedzieli o śmierci i sprawach ostatecznych. W głowie wam się pomiesza od natłoku teorii i hipotez. Zostaniecie agnostykami – jak autor tego wpisu. Co jest fajne, bo agnostycy śmierci się raczej nie boją. Ciekawi ich rozwiązanie zagadki ewentualnego życia po życiu.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.