Gabriel Janowski "należy do grona tych polityków III RP, których działalność reżyseruje zza grobu Stanisław Bareja"- stwierdził ostatnio w telewizji Puls nasz publicysta Maciej Łuczak. To spostrzeżenie jak najbardziej trafne, w dodatku w wymiarze nieomal dosłownym. Otóż jeden z bohaterów komedii nieodżałowanego Barei "Poszukiwany, poszukiwana", zajmujący się pędzeniem bimbru, tłumaczył, że prowadzi badania polegające na określeniu "zawartości cukru w cukrze". Janowski twórczo kontynuuje ten eksperyment, który obecnie nosi oficjalną nazwę Polski Cukier. Pozostająca na razie w zarodku i ambitnych planach archanioła polskich plantatorów buraków spółka służy tyleż pokrzepieniu producentów, ile niezwykle gorzkim odczuciom konsumentów.
Wpraszającemu się do kancelarii premiera Gabrielowi Janowskiemu radziłbym - w trosce o zdrowie jego i gospodarki - udać się raczej na Wawel do miejsca zwanego czakramem (vide: "Energia negatywna"). Za sprawą boga Siwy emanować ma ono magiczną wiedzą. Być może Siwa w swej roztropności - za zgodą dyrekcji Wawelu - oszczędziłby bojowemu parlamentarzyście otarć naskórka i uświadomił, że jego idea nie tylko oznacza dodatkowy drenaż kieszeni rodaków, ale też ma się nijak do europejskich standardów. Bo przeciętny unijny zakład przerabia czterokrotnie więcej buraków niż krajowy, podobnie na niekorzyść tego drugiego wypada porównanie wydajności pracy.
W pielgrzymce do grodu Kraka Janowskiemu powinien chyba towarzyszyć wiceminister gospodarki Edward Nowak. Lekką ręką chce on mianowicie udzielić ledwie wiążącej koniec z końcem firemce gwarancji kredytowych skarbu państwa na sumę - bagatela! - 130 mln dolarów. A to po to tylko, by łaskawa była, choć wyraźnie bez entuzjazmu, przejąć od koreańskiego bankruta zdychające lubelskie Daewoo ("Niderlandy dla Lublina").
Po lekturze "Rozmowy wprost" przedkładam nadto pod rozwagę Wysokiej Izby następujący postulat: zważywszy, jak liczne grono przedstawicieli władzy centralnej należałoby pilnie wysłać na przymusowe korepetycje z podstaw ekonomii, czy nie prościej i taniej przenieść czakram z dawnej siedziby królów Polski do gmachu przy ul. Wiejskiej w Warszawie?
Oczywiście szanuję uczucia religijne obecnej większości parlamentarnej, zatem nie upieram się przy realizacji powyższego wniosku. W zamian - miast dotychczasowych, często żenujących połajanek politycznych - ośmielam się zasugerować zorganizowanie debaty sejmowej z udziałem przedstawicieli mniejszości wietnamskiej w naszym kraju. "Polacy nie przykładają się do roboty, spóźniają się, często robią przerwy - mówi chcąca zachować anonimowość właścicielka baru. - Wietnamczycy często wykonują te czynności, których Polacy nie chcieliby się podjąć. Który Polak wstawałby o czwartej rano, by dźwigać wózki? - pyta Anh Tuan Truong, przewodniczący Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Wietnamczyków w Polsce".
Powyższy cytat, zaczerpnięty z tekstu "Wschodnia sztuka walki", mógłby się stać - jak sądzę - zaczynem niezwykle budującej, ogólnonarodowej wręcz dyskusji. Puenta tekstu, która winna uspokoić posła Janowskiego i wiceministra Nowaka: Wietnamczycy nie zabierają nam miejsc pracy, oni je tworzą.
Więcej możesz przeczytać w 24/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.