Papież ucałuje ukraińską ziemię jako głowa Kościoła katolickiego, ale każdy jego krok i gest w Kijowie i we Lwowie będzie odbierany także, a może przede wszystkim, jako przesłanie papieża Polaka. - Jan Paweł II umiał przypomnieć nam o braciach, którzy wśród nas żyli i wśród nas zginęli: o polskich Żydach. Umiał przeprosić za winy chrześcijan wobec starszych braci w wierze. Ukraińcy nie zginęli - przypomina prof. Andrzej Sulima-Kamiński z Uniwersytetu Georgetown w Waszyngtonie. Czy papież zdobędzie się na podobne słowa wobec naszych "młodszych braci", też ciężko doświadczonych przez historię?
W stosunkach Polaków i Ukraińców historyczne rachunki krzywd obciążają obie strony, choć w daleko nierównej proporcji. Licytacja krzywd usuwa poza nawias codziennej refleksji rzecz poniekąd fundamentalną: to nie Ukraińcy przybyli na ziemie polskie, by uprawiać z nami niełatwe sąsiedztwo. To zbrojna Polska Kazimierza Wielkiego w prozelitycznym zapędzie poszła do nich.
Polska Kalego
- W oczach Ukraińców my, Polacy, jesteś-my zaborcą i okupantem. Zaskoczeni takim stwierdzeniem cały swój wysiłek zwracamy na wykazywanie wspaniałych osiągnięć i tolerancji Rzeczypospolitej stworzonej unią jagiellońską. Przypominamy Hadziacz i Petlurę z Piłsudskim, pamiętamy o spolszczonej szlachcie naddnieprzańskiej, polskich pałacach, dworkach, bibliotekach, kościołach i gimnazjach. Nie pamiętamy o odwiecznym mieszkańcu tych ziem, o chłopie ruskim, który oświadczył się Ukraińcem - wywodzi prof. Kamiński.
Chłop z okolic Lwowa, Stryja i Buczacza, broniący swej ukraińskiej zagrody i ziemi, był kamieniem zawadzającym drogę polskiemu pługowi, ale chłop Ślimak ze swą Magdą, opierający się pługowi niemieckiemu, stał się naszym bohaterem narodowym. Sprzeciw Rusina z Halicza wobec polskiego języka, szkoły i liturgii jawi się nam jako przejaw warcholstwa i ciemnoty, lecz dopominanie się dzieci z Wrześni o prawo do pacierza po polsku stanowiło dowód ich świadomości narodowej. Zrywy powstańcze Ukraińców były barbarzyńską antypolską rebelią w odróżnieniu od świętych polskich powstań narodowych, podczas których tak samo mordowano i wieszano, nawet biskupów. Szczycimy się Drzymałą i Macierzą Polską, nie rozumiejąc, że dla Ukraińców byliśmy Bismarckiem i Hakatą. Wynosząc na pomniki powstańców śląskich i wielkopolskich, nie chcemy zauważać, że Niemcy byli dla nich dokładnie tym samym, czym Polska dla ukraińskich patriotów próbujących odbudować swe państwo w 1918 r. Domagając się dla Polski prawa narodu do samostanowienia, odmówiliśmy go Ukraińcom z Galicji Wschodniej i Wołynia. Dmowski wytrwale twierdził, że Ukraińcy nie są zdolni do stworzenia własnej państwowości, posługując się identyczną argumentacją, z jaką prawa tego odmawiali Polakom zaborcy. Przypieczętował to układ ryski z bolszewicką Rosją, który dla Ukraińców stał się traktatem rozbiorowym. Jego goryczy nie osłodziło słynne "Ja was bardzo przepraszam, panowie", skierowane przez Piłsudskiego do żołnierzy Petlury, internowanych w Szczypiornie w maju 1921 r.
Literatura przedmiotu
Polskiemu negowaniu prawa Ukraińców do własnego państwa towarzyszyła tendencja do zacierania ukraińskiej odrębności we wszelkich jej przejawach - zauważyła Danuta Sosnowska, historyk literatury i idei z Instytutu Badań Literackich. Twierdzono, że nie istnieje język ukraiński, ale dialekt, ukraińska kultura to tylko lokalny wariant kultury polskiej, a Ukraińcy nie tworzą osobnego narodu, lecz grupę etniczną, jak Mazowszanie czy Wielkopolanie, różniącą się jedynie obrządkiem i folklorem, ciemnym i okrutnym. Przedstawiano ich jako dzikie i ponure "plemię wilków", które podnieca zapach krwi.
Tę doktrynę niosła w lud XIX-wieczna literatura patriotyczna pisana ku pokrzepieniu polskich serc, którym potrzebne było gnębienie serc niepolskich: późnoromantyczne utwory Korzeniowskiego, Sowińskiego, Kaczkowskiego, Czajkowskiego, a nade wszystko nieocenionego Sienkiewicza. - Niektóre jego powieści, na przykład "Ogniem i mieczem", to trucizna - twierdzi prof. Daniel Beauvois, francuski historyk, autor książek o Polsce. W pierwszych latach II Rzeczypospolitej Zofia Kossak-Szczucka w swym wielokrotnie później wznawianym pamiętniku wywodziła, że cywilizacyjny i intelektualny rozwój Ukraińcy zawdzięczali nie tylko polskiej szlachcie, ale i polskim chłopom, "wyprzedzającym o dziesiątki lat ukraińskich wieśniaków". W ten sposób ceniona polska pisarka katolicka wiele lat przed "Mein Kampf" wylansowała - nie nazywając tego wprost - pojęcia "narodu panów" i "podludzi".
Utrwaliły je lektury obowiązkowe czasów PRL - "Łuny w Bieszczadach" Gerharda i "Ślady rysich pazurów" Żółkiewskiej, prezentujące Ukraińców jako dzikie bestie, lubujące się w rozpruwaniu brzuchów, odrąbywaniu głów i kończyn, paleniu żywcem, obcinaniu piersi. - W porównaniu z nimi nawet naziści byli cywilizowanymi okrutnikami. Ludzie, którzy przeszli powstanie warszawskie, ciągle są przekonani, że w jego tłumieniu szczególnym bestialstwem wsławiły się oddziały Ukraińców, którzy "nie mówili po niemiecku i mieli skośne oczy" - zauważa Sosnowska.
Macocha narodu
Na antyukrainizm Polaków Ukraińcy odpowiadali antypolonizmem. W zbiorach przysłów ukraińskich opublikowanych w 1864 r. przez Matwija Ńomysa i w 1908 r. przez Iwana Frankę najwięcej jest porzekadeł, które odnoszą się do Polaków w podobnym kontekście, w jakim ówczes-ne przysłowia polskie traktowały niemiłe nam zaborcze nacje. Polacy są w nich znienawidzeni na równi z Moskalami i Żydami ("Moskal i Lach - jeden szeląg", "Kąkol z pszenicy wybierać, Żydów i Lachów rżnąć", "Lach wspaniały, a i Moskal dobry", "Żyd, Lach i pies - wszyscy tej samej wiary") albo nawet bardziej ("Lach i czort - jeden sort", "Lacha bij i innemu podawaj, bo on tylko pieczony jest dobry"). Ale inna ludowa mądrość ukraińska głosiła: "Lachów gańmy, ale z Lachami bądźmy".
Przytłaczająca większość ludności ukraińskiej, liczącej w 1921 r. prawie 4 mln (14 proc. ludności Polski), chciała jednak własnego państwa, a nie wspólnego z Lachami, którzy odmawiali jej prawa nie tylko do samostanowienia, ale i do swobodnego rozwoju kultury. Z 2993 szkół ukraińskich w 1922 r. zostało 947 w 1926 r. Na Wołyniu ocalały tylko dwie z 422. Obłęd polonizacyjny pierwszych lat II RP próbował powstrzymać po zamachu majowym Litwin Piłsudski. Chciał dać Ukraińcom (i innym mniejszościom) przynajmniej takie prawa, jakie mieli pod rządami Austrii, ale - skrępowany nacjonalistycznie nastawioną generalicją, na której się oparł - nie potrafił wznowić działalności uniwersytetu ukraińskiego we Lwowie, przeciwdziałać dyskryminacji Ukraińców w urzędach publicznych ani zapobiec policyjnej obławie w 16 powiatach galicyjskich jesienią 1930 r., przeprowadzonej po to, by zaludnić Berezę Kartuską. Dzwony kościołów obwieszczające śmierć marszałka stały się dla mniejszości, także ukraińskiej, dzwonami na trwogę. W czerwcu 1935 r., miesiąc po jego pogrzebie, spacyfikowano trzy powiaty wołyńskie, zabijając osiem osób. Podczas kolejnej pacyfikacji województwa tarnopolskiego w 1938 r., przeprowadzonej przez oddziały generała Paszkiewicza, krew lała się już strumieniami i płonęły całe wioski.
"Ostatecznego rozwiązania kwestii ukraińskiej" dokonały władze Polski Ludowej. W ramach akcji "Wisła" deportowano 150 tys. Ukraińców i Łemków, a prawie 4 tys. osadzono w obozie w Jaworznie. Odebrano im 700 tys. ha gruntów, spalono kilka tysięcy zabudowań i ponad sto cerkwi. Była to czystka etniczna, czyn uznany za zbrodnię przeciw ludzkości. Polska do dziś nie wynagrodziła krzywd jej ofiarom.
Tylko pod tym krzyżem
Z polskiej konkwisty na południowo-wschodnie kresy Europy największe profity czerpał Kościół katolicki. Unia lubelska, która de facto stała się benefisem Rzeczypospolitej, wikłając ją w imperialny status nie do udźwignięcia, przysporzyła Rzymowi milionów unickich dusz na kolejnych podległych mu terytoriach.
Krucjatę Jagiellonów i Wazów kontynuowała II Rzeczpospolita. W 1929 r. biskupi katoliccy zażądali zwrotu 700 cerkwi, co - według obliczeń metropolity Dionizego - pozbawiłoby Polski Autokefaliczny Kościół Prawosławny dwóch trzecich świątyń. Elementem katolicyzacji kresów wschodnich było ich zasiedlanie - mimo braku ziemi - kolonistami wojskowymi, za którymi szli duszpasterze polowi. W ciągu trzech lat na Wołyniu i Polesiu przekazano osadnikom 225 tys. hektarów ziemi i utworzono dla nich ponad sto parafii. W 1937 r. Korpus Ochrony Pogranicza podjął akcję zmuszania prawosławnych do przechodzenia na katolicyzm. Opór wobec łacińskiego krzyża łamano ogniem, mieczem i buldożerem. Tylko na Chełmszczyźnie zburzono w tymże roku 127 kościołów prawosławnych.
Pole minowe
- Problem katolicyzmu i prawosławia to tylko część konfliktu historycznego między Polską a Ukrainą. Ukraińcy mają stereotyp cierpiącej, przez wszystkich ciemiężonej Ukrainy. Wykształcenie swojej narodowości Ukraińcy zawdzięczają Kozakom i Kościołowi prawosławnemu, a potem na Ukrainie Zachodniej, paradoksalnie, umocnienie tej narodowości zawdzięczają Polakom i Kościołowi greckokatolickiemu - twierdzi prof. Barbara Topolska z Zakładu Badań Narodowościowych PAN. Jest to pogląd typowy dla polskich elit. Ukraińcy mają nie tylko "stereotyp", ale własną świadomość narodową, własny Kościół, własne państwo i trudno ich przekonywać, że to Polacy byli ich akuszerami. To tak jakby Niemcy lub Rosjanie chcieli nam dowodzić swoich zasług w przetrwaniu polskiej świadomości narodowej, polskiego Kościoła i w odbudowie niepodległej ojczyzny. Dlatego każdy krok polskiego papieża na ukraińskiej ziemi będzie bardzo uważnie obserwowany i komentowany: według jakiego obrządku odbywa się msza, które nabożeństwo odprawiane jest jako pierwsze, ile razy papież przemówił po ukraińsku. - Można być pewnym, że Jan Paweł II nie przysporzy argumentów środowiskom wrogim zbliżeniu polsko-ukraińskiemu - uważa Grzegorz Motyka, historyk z Instytutu Pamięci Narodowej w Lublinie. Czy jednak zdoła przysporzyć wielu argumentów środowiskom pragnącym tego zbliżenia i chcącym zatrzeć niedobrą pamięć o polskiej krucjacie?
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.