Przestańmy używać inicjałów, informując o osobach publicznych podejrzanych o przestępstwa
Aresztowanie byłego ministra Wacława Niewiarowskiego czy byłego senatora Aleksandra Gawronika dla opinii publicznej było okazją do obserwacji zmagań dziennikarzy z pytaniem, kogo właściwie zatrzymano. Zdaniem dziennikarzy telewizyjnych Wiadomości, "Super Expressu", Radia Zet i "Życia Warszawy", aresztowani zostali Aleksander G. i Wacław N. Z kolei m.in. w "Gazecie Wyborczej", "Rzeczpospolitej", "Wprost" podawano imiona i nazwiska zatrzymanych. Podobnie było ze zdjęciami. Część mediów pokazywała wizerunki Gawronika i Niewiarowskiego w całej okazałości. U innych ("Super Express", "Życie Warszawy" i internetowa strona Radia Zet) zdjęcia senatora publikowano z paskiem na oczach, natomiast w wypadku fotografii ministra nie zachowano już takiej ostrożności. Dowodzi to, że przepisy prawa nie są w tej sprawie jednoznaczne albo istnieją różne sposoby jego interpretacji.
Równie zabawne były relacje dotyczące aresztowania syna posła Kolasińskiego, Marka K., i planowanego zatrzymania jego brata, Andrzeja K. Kilka lat wcześniej cała Polska ekscytowała się alkoholowymi problemami Przemysława W., syna byłego prezydenta. Ostatnio podobne kłopoty miał jego brat, Bogdan W. Z kolei w marcu prasa donosiła o odebraniu prawa jazdy Karolinie W., córce znanego polskiego reżysera, która prowadziła auto po wypiciu kilku piw. Rodzi się w związku z tym pytanie, jaki sens ma zatajanie danych osobowych osób, które mimo to są łatwo rozpoznawalne dla czytelników?
Obowiązek chronienia tych danych wynika dla dziennikarzy z art. 13 prawa prasowego: zakazana jest publikacja nazwisk i wizerunków osób, przeciwko którym toczy się postępowanie przygotowawcze lub sądowe. Dotyczy to też świadków, pokrzywdzonych i poszkodowanych, chyba że te wyrażą zgodę na podanie pełnych informacji na ich temat. Przez "dane osobowe" prawo rozumie nie tylko imię i nazwisko, ale także adres zamieszkania i fotografię. Zakaz ten obejmuje ponadto inne informacje mogące ułatwić identyfikację osoby, na przykład "wójt gminy..." czy "sędzia sądu rejonowego w ...". Z prawa prasowego wynika, że ochrona kończy się z chwilą uprawomocnienia się wyroku skazującego bądź uniewinniającego daną osobę.
Artykuł 13 prawa prasowego jest generalnie zasadny. Fakt rozpoczęcia śledztwa, a nawet wszczęcia procesu, nie przesądza przecież o winie.
Wszystko to ma sens, gdy chodzi o zwykłych obywateli. Czy jednak te same reguły mają obowiązywać, gdy rzecz dotyczy osób publicznych, powszechnie znanych, oraz ich krewnych, przyjaciół i współpracowników? Prawo nie czyni tu wyjątku.
Znawca prawa prasowego prof. Jacek Sobczak uważa, że przepis jest przepisem i nie może być odstępstw nawet wówczas, gdy jest oczywiste, o kim pisze dziennikarz, posługując się parawanem "Karolina W.". Z kolei inny ekspert, prof. Bogudar Kordasiewicz, twierdzi, że w sytuacji, gdy postępowanie toczy się przeciw osobie powszechnie znanej, dopuszczalne jest podanie danych osobowych. Szczególnym wypadkiem usprawiedliwiającym identyfikację osoby jest sytuacja, gdy chodzi o kogoś pełniącego funkcję publiczną, a czyn pozostaje w związku z tą funkcją (mówi o tym art. 14 ust. 6 prawa prasowego). Można zatem dopuścić podanie pełnego imienia i nazwiska, na przykład prokuratora podejrzanego o wzięcie łapówki, ale nie o pobicie żony.
Interes opinii publicznej wyraża się w możliwie pełnym informowaniu o sprawach ważnych. Równocześ-nie ochrona osób nie uznanych za winne też ma sens i głębokie uzasadnienie. Trzeba więc znaleźć kompromis, który pogodzi te chwilami sprzeczne interesy.
Stosowanie eufemizmu "syn prezydenta" nie ma sensu. Podobnie jak określanie syna posła Kolasińskiego anonimem "Marek K.". Tego rodzaju zabawa z prawem przypomina wypróbowany dowcip z piwem - oczywiście bezalkoholowym. Być może najprostszym rozwiązaniem byłoby konsekwentne nieskrywanie przez media tego, co i tak jest oczywiste. Jeśli nawet postulat ten obruszy niektórych prawników, sądzimy, że jest sensowny i zgodny ze zdrowym rozsądkiem.
Równie zabawne były relacje dotyczące aresztowania syna posła Kolasińskiego, Marka K., i planowanego zatrzymania jego brata, Andrzeja K. Kilka lat wcześniej cała Polska ekscytowała się alkoholowymi problemami Przemysława W., syna byłego prezydenta. Ostatnio podobne kłopoty miał jego brat, Bogdan W. Z kolei w marcu prasa donosiła o odebraniu prawa jazdy Karolinie W., córce znanego polskiego reżysera, która prowadziła auto po wypiciu kilku piw. Rodzi się w związku z tym pytanie, jaki sens ma zatajanie danych osobowych osób, które mimo to są łatwo rozpoznawalne dla czytelników?
Obowiązek chronienia tych danych wynika dla dziennikarzy z art. 13 prawa prasowego: zakazana jest publikacja nazwisk i wizerunków osób, przeciwko którym toczy się postępowanie przygotowawcze lub sądowe. Dotyczy to też świadków, pokrzywdzonych i poszkodowanych, chyba że te wyrażą zgodę na podanie pełnych informacji na ich temat. Przez "dane osobowe" prawo rozumie nie tylko imię i nazwisko, ale także adres zamieszkania i fotografię. Zakaz ten obejmuje ponadto inne informacje mogące ułatwić identyfikację osoby, na przykład "wójt gminy..." czy "sędzia sądu rejonowego w ...". Z prawa prasowego wynika, że ochrona kończy się z chwilą uprawomocnienia się wyroku skazującego bądź uniewinniającego daną osobę.
Artykuł 13 prawa prasowego jest generalnie zasadny. Fakt rozpoczęcia śledztwa, a nawet wszczęcia procesu, nie przesądza przecież o winie.
Wszystko to ma sens, gdy chodzi o zwykłych obywateli. Czy jednak te same reguły mają obowiązywać, gdy rzecz dotyczy osób publicznych, powszechnie znanych, oraz ich krewnych, przyjaciół i współpracowników? Prawo nie czyni tu wyjątku.
Znawca prawa prasowego prof. Jacek Sobczak uważa, że przepis jest przepisem i nie może być odstępstw nawet wówczas, gdy jest oczywiste, o kim pisze dziennikarz, posługując się parawanem "Karolina W.". Z kolei inny ekspert, prof. Bogudar Kordasiewicz, twierdzi, że w sytuacji, gdy postępowanie toczy się przeciw osobie powszechnie znanej, dopuszczalne jest podanie danych osobowych. Szczególnym wypadkiem usprawiedliwiającym identyfikację osoby jest sytuacja, gdy chodzi o kogoś pełniącego funkcję publiczną, a czyn pozostaje w związku z tą funkcją (mówi o tym art. 14 ust. 6 prawa prasowego). Można zatem dopuścić podanie pełnego imienia i nazwiska, na przykład prokuratora podejrzanego o wzięcie łapówki, ale nie o pobicie żony.
Interes opinii publicznej wyraża się w możliwie pełnym informowaniu o sprawach ważnych. Równocześ-nie ochrona osób nie uznanych za winne też ma sens i głębokie uzasadnienie. Trzeba więc znaleźć kompromis, który pogodzi te chwilami sprzeczne interesy.
Stosowanie eufemizmu "syn prezydenta" nie ma sensu. Podobnie jak określanie syna posła Kolasińskiego anonimem "Marek K.". Tego rodzaju zabawa z prawem przypomina wypróbowany dowcip z piwem - oczywiście bezalkoholowym. Być może najprostszym rozwiązaniem byłoby konsekwentne nieskrywanie przez media tego, co i tak jest oczywiste. Jeśli nawet postulat ten obruszy niektórych prawników, sądzimy, że jest sensowny i zgodny ze zdrowym rozsądkiem.
Więcej możesz przeczytać w 25/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.