Zaczęło się od bezprawnych aresztów i zarzutów bez pokrycia. Szczególnie wśród tych najbogatszych. Tak, jakby polskie służby kupiły sobie listę 100 najbogatszych „Wprost”, żeby palcem pokazywać: O, może dzisiaj sobie takiego bogacza zgarniemy. Minęły już 4 lata od zatrzymania Jerzego Krzanowskiego, który razem z bratem Adamem z małego zakładu stolarskiego zrobili meblowego giganta z 2 mld zł przychodów. CBA przyszło do niego o 6 rano. Otworzył w samej bieliźnie. Ubrał się. Wsiadł do samochodu. Pojechał na izbę zatrzymań. Do tej pory nie sformułowano wobec niego aktu oskarżenia.
Później był Wojciech Wajda, również jeden z najbogatszych od informatycznej spółki Wasko z Gliwic. Kiedy trafił do aresztu, jego firma zaliczyła na giełdzie historyczne dno. Chory na raka biznesmen mimo apeli lekarzy, nie wyszedł na wolność. Nic nie dała rozpoczęta też przez niego głodówka. Pomogła dopiero interwencja pracowników jego firmy, którzy zapowiedzieli protest w obronie swojego szefa przed Ministerstwem Sprawiedliwości. Chudszy o 10 kilo Wajda opuścił areszt. Ale do dzisiaj aktu oskarżenia w jego sprawie również nie ma. Zresztą po co tyle pisać. Wystarczy jeden obrazek: Leszek Czarnecki w brawurowej ucieczce przed służbami w bagażniku samochodu prowadzonego przez Jolantę Pieńkowską. To wydarzenie chyba najlepiej pokazuje atmosferę do robienia biznesu w Polsce
Po przedsiębiorcach przyszedł czas na straszenie menadżerów. Tutaj już mamy cały plebiscyt prezesów, dyrektorów i ich zastępców. Byli zatrzymywani i wypuszczani. Lądowali za kratkami, żeby wyjść na wolność bez aktu oskarżenia. Zatrzymano na przykład prezesa Lotosu, Pawła Olechnowicza. Przetrzymał na stanowisku 6 premierów. Poległ dopiero na Mateuszu Morawieckim. Sąd orzekł, że jego zatrzymanie było bezzasadne. Dzisiaj domaga się odszkodowania. Im było bliżej wyborów, tym zatrzymań było więcej. Polegli menadżerowie z Orlenu, Enei, Węglokoksu, Azotów, KGHM i tak dalej.
Teraz jest już po wyborach. Wygląda na to, że wszyscy, którzy byli do zatrzymania zostali już zatrzymani. (Chociaż zawsze można przecież tę samą osobę zatrzymać dwa razy albo więcej). Mimo wszystko przyszła pora, żeby postraszyć biznes w innym stylu. Na pomysł, jak to zrobić wpadł niedawno minister Zbigniew Ziobro. Pracuje nad przepisami, które umożliwiłyby tzw. prewencyjną konfiskatę majątku. W skrócie: państwo najpierw zajmie przedsiębiorcy majątek, a później będzie ustalać, czy przedsiębiorca złamał prawo, czy nie. Podobnie ma być z zarządami spółek. Prokurator będzie mógł odwołać prezesa w prywatnej firmie. Wszystko to jeszcze przed wyrokiem sądu. Ja widzę tutaj jeden duży plus. Mianowicie oszczędności. Po co wydawać kupę pieniędzy na jakieś specjalne akcje, żeby tylko o 6 rano zobaczyć wzrok zaskoczonego przedsiębiorcy, jak otwiera w samych majtkach drzwi panom w kominiarkach. Znacznie oszczędniej przecież zabrać mu majątek i stanowisko jednym podpisem zza biurka. Jak jest niewinny, to kiedyś się mu wszystko odda. A jak zostanie bankrutem, to przecież po korzystnym wyroku i zwrocie majątku będzie miał niebywałą okazję, żeby raz jeszcze spełnić swoje marzenie: od zera do milionera. I tak się dba o dobrobyt naszego przedsiębiorczego kraju.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.