Gdzie trafiają dane z testów na koronawirusa

Gdzie trafiają dane z testów na koronawirusa

Prace w laboratorium
Prace w laboratorium Źródło: Shutterstock / Likoper
W wielu krajach świata masowe testy na COVID-19 służą do tworzenia masowych i nie zawsze legalnych baz DNA obywateli. Władze chińskie wprost wykorzystują je do inwigilacji obywateli, ale najgorsze jest to, że skandaliczny proceder odbywa się również w demokratycznych państwach.

Więcej testów - to żądanie powtarzane jest jak mantra i często używane jako argument świadczący o złych intencjach decydentów: jak nie testują, to znaczy, że ukrywają prawdziwe rozmiary pandemii. Lekarze mają na ten temat sprzeczne często opinie, podobnie jak politycy władzy i opozycji. Dlatego zostawmy te bieżące zmagania i przyjrzyjmy się ubocznym, a może wręcz przeciwnie, głównym skutkom takiego masowego testowania.

Czytaj też:
Koronawirus. Czy byłeś chory nie wiedząc o tym? Eksperci wyjaśniają, dlaczego jest to możliwe

Każdy, kto zrobił sobie test na obecność wirusa w DNA musiał mieć pewnie chwilę zawahania, widząc człowieka w masce i kombinezonie, umieszczającego w probówce wacik z próbką jego śliny. Rozsądek podpowiada, że dzięki RODO tak wrażliwe dane są należycie chronione. A firmy, prowadzące testy kontrolowane i zobowiązane do ochrony naszej prywatności. Tylko czy tak jest na pewno? Przecież gołym okiem widać, że na całym świecie, od autorytarnych Chin po USA i Wielką Brytanię, odbywa się gigantyczne wyczesywanie populacji z ostatniego nietkniętego dotąd przez Big Data dużego skrawka prywatności, jaką jest nasze DNA.

Artykuł został opublikowany w 33/2020 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.