Czasem dobrze nic nie mieć
Przypomnijmy: upadłość konsumencka to nie same korzyści. Zwykle jest to klasyczne coś za coś. Czyli pozbywamy się długów, ale musimy syndykowi dać do sprzedaży cały posiadany majątek. Wszak pod jednym warunkiem, jeśli takowy posiadamy. Brak majątku wnioskodawcy nie jest przesłanką negatywną do uzyskania statutu upadłego konsumenta. Mamy więc już bardzo konkretne wytyczne, kiedy na pewno ma sens wejście w upadłość: kiedy zadłużona potężnie osoba nie posiada nic.
W tym względzie warto jeszcze pamiętać, że syndyk będzie badał w historię upadłego co najmniej 5 lat wstecz, w tym: prześwietlone zostaną transakcje nieruchomościowe dłużnika. Gdyby więc w tym czasie nastąpiło np. pozbycie się mieszkania poprzez darowiznę na członka rodziny, wówczas najgorszą rzeczą, jaką można zrobić to zgłosić się do sądu po upadłość konsumencką.
Bowiem syndyk zmuszony będzie przeprowadzić postępowanie znane jako skarga pauliańska. W konsekwencji trzeba będzie poświęcić tę nieruchomość na poczet długów upadłego. Do czego pewnie by nie doszło, gdyby nie ów nieszczęsny wniosek o upadłość.
Czytaj też:
Poradnik Krzysztofa Oppenheima: Dlaczego bank odmawia ci restrukturyzacji?
Zdarza się jednak, że i z majątkiem warto wejść w upadłość konsumencką. Może to być zasadne w dwóch przypadkach:
- Kiedy majątek nie ma wartości użytkowej dla dłużnika. Np. jest to działka, mająca mocno obciążoną hipotekę (powyżej jej wartości), przy czym nieruchomość ta nie przynosi żadnych korzyści właścicielowi
- Kiedy z nieruchomości, należącej do dłużnika (także bardzo mocno zadłużonej) prowadzona jest egzekucja komornicza – bez możliwości uchronienia się przed licytacją. W tym wypadku jest to po prostu wybór mniejszego zła. Zdecydowanie korzystniej w rachunku ekonomicznym wyjdzie dla właściciela takiej nieruchomości, jeśli sprzeda ją syndyk w ramach postępowania upadłościowego, a nie komornik poprzez licytację.
Wesołe jest życie staruszka w upadłości
Jeśli miałbym jeszcze bardziej zawęzić grupę osób, które popadły w długi i szukają pomocy w upadłości konsumenckiej, oto komu na pewno się opłaca takie oddłużenie:
- Emeryci i renciści
- Jedyni żywiciele rodziny, pracujący na etacie
- Osoby nie mające ochoty, ani wielkich szans na „podbijanie świata”, poprzez np. ciekawe pomysły biznesowe i aktywność zawodową.
W przypadku ogłoszenia upadłości przez osoby wymienione w pkt. 1. i 2., ta droga oddłużenia pomoże się zachować niemal cały dochód upadłemu (czasem nawet 100 proc.). Co nie jest możliwe w sytuacji, kiedy delikwentem zajmie się komornik. Przy egzekucji komorniczej z rent i emerytur można pobrać 25 proc. świadczenia (na poczet egzekucji), a w przypadku umowy o pracę – nawet 50 proc. Dużo lepiej przedstawia się to w sytuacji, kiedy dłużnik ma status upadłego konsumenta i udowodni w sądzie, że cały jego dochód pokrywa się z kosztami wydatków niezbędnych, tj. na zaspokojenie swoich potrzeb i najbliższej rodziny.
W takiej sytuacji może zdarzyć się nawet, że sąd całkowicie umorzy długi takiej osoby. Czyli zakończy postępowanie bez ustalenia planu spłaty wierzycieli.
Komentarz do dłużników z grupy 3. Mam tu na myśli głównie przedsiębiorców (lub byłych przedsiębiorców), którzy zaliczyli niedawno temu wpadkę biznesową. Np. firmę im rozłożyły ograniczenia wprowadzone w związku z COVID-19. Najczęściej, w podobnych przypadkach, jeśli ów przedsiębiorca widzi realne szanse na niezłe przychody (ale bez możliwości spłaty wcześniejszych zobowiązań), to takim osobom odradzam upadłość konsumencką. Upadły konsument to trochę tak jak więzień na zwolnieniu warunkowym. Za dużo nie może i jest cały czas pod kontrolą (syndyka i sądu). Kłóci się to aktywnością biznesową, czy nawet zawodową. Temat rozwinę w następnym odcinku Poradnika.
Na porządki to czas…
Ale jest też jedna grupa byłych przedsiębiorców, którym czasem doradzam upadłość konsumencką. Zwykle są to osoby już w dojrzałym wieku, które upadek firmy przeszły lat temu ileś (bywa, że są do długi powstałe w latach 90-tych ub. wieku), ale radzą sobie nieźle. Jak? Na przykład biznes prowadzi ktoś z członków rodziny tej osoby. Sam zadłużony, rzecz jasna, nie wykazuje żadnych dochodów (lub bardzo niewielkie), aby nie dokarmiać licznej sfory kręcących się wokół komorników. Ma już po prostu wszystko poukładane.
Jak nazwałbym sens upadłości konsumenckiej takiej osoby? Dla mnie to trochę takie „wiosenne porządki”. Co prawda świetnie sobie radzę w kwestii umiejętności unikania skutecznej egzekucji, ale zaczęło mnie to już bardzo męczyć. Nie mogę założyć konta w banku na swoje nazwisko, nie mogę kupić sobie nawet motorynki, nie wspominając o jakimś dobrym aucie, czy mieszkaniu. No i wszędzie wokół komornicy i hieny windykacyjne.
Czytaj też:
Poradnik Krzysztofa Oppenheima: Co powinien umieć spec od antywindykacji?
Jak widać, jest sporo sytuacji, kiedy dłużnik na upadłości konsumenckiej skorzysta; czasem nawet bardzo. Nie zapominajmy jednak o bardzo wielu przypadkach, kiedy dana osoba wyjdzie na upadłości jak Zabłocki na mydle. Ten temat omówię w kolejnym odcinku Poradnika, który ukaże się pod takim oto tytułem:
Upadłość konsumencka może być strzałem w kolano!Krzysztof OPPENHEIM: ekspert finansowy, związany z bankowością od 1993 r. Specjalizuje się m.in. w antywindykacji, pomocy frankowiczom oraz zadłużonym przedsiębiorcom, a także w upadłości konsumenckiej. Wiceprzewodniczący Zespołu Roboczego ds. Upadłości i restrukturyzacji, działającego w ramach Rady Przedsiębiorców przy Rzeczniku Małych i Średnich Przedsiębiorców. Założyciel Fundacji Praw Dłużnika „Dłużnik też Człowiek”.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.