Ach, ten strach!
Mawia się, że emocje to zły doradca. Nie jest to puste hasło, w szczególności jeśli bierzemy pod uwagę podjęcie decyzji w sprawach finansowych. Problem w tym, że utrata płynności finansowej, wyzwala niemal zawsze skrajnie negatywne emocje u zadłużonej osoby. Najczęściej są to strach, panika, bowiem tracimy wtedy poczucie bezpieczeństwa. Tę kwestię omawiałem w poprzedniej części Poradnika
Czytaj też:
Czy warto ogłosić upadłość? „To może być strzał w kolano!”
Ale to nie wszystko. Jeśli zaczyna nam brakować środków na spłatę kredytów, włączają nam się z tyłu głowy czerwone lampki z napisami: „moralność”, „utrata zaufania ze strony systemu”. Mam na uwadze naszą uwewnętrznioną potrzebę bycia w porządku wobec instytucji finansowych. Jeśli nie uda nam się tychże emocji opanować, tzn. za każdą cenę chcemy, aby nasze wybory nie stały w opozycji do uwewnętrznionych norm, finał może okazać się tragiczny w skutkach. Całe nasze działanie nakierowane będzie na to, aby zdobyć środki na kolejną ratę i nie zalegać z innymi płatnościami. Ale skoro nasze dochody na to nie pozwalają - bo o takiej sytuacji mowa - oznacza to, że miesiąc w miesiąc nasze zadłużenie będzie wzrastać.
Kiedy stoimy z boku, analizując opisane dylematy, sprawa wydaje się bardziej niż prosta. Zatem od czego zaczynamy? Posługując się żargonem piłkarskim:
Na początku należy uspokoić grę
Zaczynamy od najprostszych działań arytmetycznych, takich na poziomie drugiej klasy szkoły podstawowej. Mam na myśli głównie dodawanie i odejmowanie. Jeśli widać, że kasy jest za mało aby pokryć wydatki konieczne, kolejnym punktem analizy jest zastanowienie się, czy deficyt w budżecie jest chwilowy, czy raczej trwały. W efekcie tych nieskomplikowanych analiz wychodzi nam, czy mamy do czynienia z poważnym problemem. Jeśli tak, to najgorszą rzeczą jest zamiatanie sprawy pod dywan, na zasadzie „jakoś to będzie”. Czyli pożyczy się tu, czy tam i jakoś miesiąc się przetrwa. A co w kolejnym?
Aby nieco przejść z teorii w kierunku praktyki, przeanalizujmy dwa przypadki, na pierwszy rzut oka bardzo podobne.
Dylemat frankowicza w 2016 roku
Wyobraź sobie, że jesteś frankowiczem, któremu grunt się nieco osunął pod nogami po „Czarnym Czwartku” (15 styczeń 2015 roku), kiedy to kurs franka poszybował do góry. Na szczęście „nieco”, a więc jeszcze dajesz radę. Pojawia się w maju 2015 roku szansa na pomoc systemową, którą wtedy obiecał ubiegający się o fotel prezydenta RP Andrzej Duda. Minęło miesięcy kilkanaście, mamy już środek 2016 roku, a ty wiesz, że z rządowej pomocy nic nie wyjdzie. Jednakowoż boisz się jak ognia zaprzestania spłaty toksycznego kredytu, do tej opcji jeszcze nie dojrzałeś. Pytanie: czy warto iść w proces sądowy, pozywając bank?
Tu nadmienię, że dokładnie wtedy (lipiec 2016) zająłem się na poważnie antywindykacją, wybierając tę dziedzinę jako tzw. core biznes w prowadzonej od 1995 roku działalności gospodarczej. Więc także ja musiałem ocenić sytuację oraz odpowiedzieć na pytanie: czy w owym czasie opłacało się frankowiczowi wejście w sądowy spór?
Czytaj też:
Poradnik Krzysztofa Oppenheima: Kiedy nie powinieneś spłacać kredytów
Prawnicy od franków (w 2016 roku było to nie więcej niż kilkanaście rozpoznawalnych kancelarii) twierdzili, że jak najbardziej. Jak to tłumaczyli? Bo przecież racja jest po stronie frankowiczów. Statystyki wskazywały jednak, że w tamtym okresie, w zdecydowanej większość przypadków (było to ponad 80 proc.) wygrywały banki. Jaki jest wtedy twój rachunek zysków i strat? Bardzo prawdopodobne jest to, że nie wygrasz nic, a dołożysz do toksycznego kredytu nie mniej niż 50 tys. zł. W tym koszcie jest wynagrodzenie dla twojego prawnika plus opłaty sądowe oraz koszty zastępstwa procesowego, czyli tzw. KZP. Finalnie, kiedy już przegrałeś sprawę w drugiej instancji i masz do zapłaty ok. 20 tys. zł KZP, musisz te środki szybko znaleźć. Bo inaczej bank ci zlicytuje nieruchomość, więc stracisz dach nad głową, o który tak walczyłeś.
Dlatego w 2016 roku w tego typu sytuacjach głosiłem w wielu publikacjach: Frankowiczu, nie rób tego! Nie pozywaj banku, bo to trochę jak porywanie się z motyką na słońce. Właśnie ze względu na bardzo ujemny rachunek potencjalnych zysków i strat tej metody działania. Prawnicy „frankowi” byli odmiennego zdania i zagrzewali sfrustrowanych kredytobiorców do walki. Najczęściej z fatalnym skutkiem dla tych, którzy dali się skusić na tę nierówną walkę.
Kolejna sytuacja, niby bardzo podobna…
Dylemat frankowicza w 2020 roku
Ten sam frankowicz, czyli bojący się zaprzestania spłaty toksycznego długu. Dłużnik ten nie posłuchał „dobrych rad” kancelarii prawnych i do tej pory nie pozwał banku. Jakoś sobie radził ze spłatą, ale przyszedł COVID-19, skutkiem tego dochody kredytobiorcy się mocno obniżyły. Czy zatem warto teraz wchodzić w spór sądowy z bankiem?
Ależ oczywiście, że tak! Bowiem o 180 stopni zmienił się w sądach klimat wokół spraw frankowych: obecnie zwycięstwem kredytobiorców kończy się ok. 90 proc. postępowań, co jest efektem wyroku TSUE z 3 października 2019 roku. Więc dziś, przy tak dużej szansie na sukces, którym może być unieważnienie umowy (zysk czasem na poziomie kilkaset tysięcy złotych!), opłacalność takiego działania jest oczywista.
Co do sprawy frankowych sporów: tę kwestię omówię szerzej w jednym z kolejnych odcinków Poradnika. Bowiem nie tylko jest ważne, czy wchodzimy w spór z bankiem, czy nie. Decyzję trzeba podjąć także w kwestii, jak ma ten spór wyglądać (są to co najmniej 3 różne formy) oraz jak frankowicz ma się zabezpieczyć przed przegraną.
Dwa opisane przypadki dotyczyły bojaźliwego dłużnika, tj. frankowicza, który nie zdecydował się na zaprzestanie spłaty długu. Ja jednak zachęcam dłużników nie radzących sobie ze spłatą rat, do analizy czysto ekonomicznej, gdzie emocji nie bierzemy pod uwagę. Wybór opcji „spłacam długi”, lub „nie spłacam” zależy wtedy jedynie od opłacalności danego wariantu działania, przy uwzględnieniu konkretnej sytuacji dłużnika.
Przyjmijmy więc, że dana osoba utraciła zupełnie płynność finansową, posiada jakiś majątek (np. mieszkanie, samochód) i ma sporo długów bankowych do spłacenia. Tu już nie ma znaczenia, czy tenże dłużnik jest frankowiczem, czy nie.
Zróbmy zatem rachunek zysków i strat takiej osoby, w obydwu opcjach.
1. Opcja „spłacam długi”
Straty:
- Zadłużam się coraz bardziej
- Żyję w ciągłym stresie, w rytmie „od raty do raty”
- Moje lęki i problemy przenoszą się na rodzinę
- W konsekwencji: mogę stać się zupełnym bankrutem, utracić majątek
Zyski:
- Udało mi się przetrwać kolejny miesiąc: bez zaległości w bankach
2. Opcja „nie spłacam długów”
Straty:
- Działam wbrew „systemowi”
- Pojawia się we mnie lęk, odzywa się poczucie amoralności takiego działania
- Tracę wiarygodność w bankach, nie mam szans na kredyt w przyszłości
- Ścigają mnie windykatorzy, a w przyszłości może także komornicy
Zyski:
- Odzyskuję płynność finansową
- Mogę opracować sobie PLAN DZIAŁANIA na najbliższe kilka lat, bowiem nie koncentruję się na długach, ale na przychodach i na wyjściu z problemu, dzięki temu:
- Odzyskuję częściowo poczucie bezpieczeństwa
- Jestem w stanie obronić majątek, także przyszłe dochody przed ewentualną egzekucją
- Mam szansę na zapanowanie nad w miarę normalnym funkcjonowaniem rodziny
Tylko krowa nie zmienia zdania
W ten właśnie sposób wygląda analiza większości przypadków, kiedy mamy do czynienia z zadłużoną nadmiernie osobą. Decyzję każdorazowo musi podjąć dłużnik. Jak widać z powyższego, w wersji „spłacam”, finalnie i tak czeka nas przegrana. Na całej linii. Bowiem jest to droga, na końcu której znajduje się przepaść. A tym musisz cały czas iść do przodu…
W wersji „nie spłacam”, największym minusem (czyli po stronie „Straty”) są przede wszystkim twoje negatywne emocje, trzeba więc z nimi walczyć. Także twój światopogląd – więc tenże trzeba zmienić! Prawda, że to proste? Bo dalej są już tylko korzyści, jeśli oczywiście zastosujesz odpowiednie techniki antywindykacyjne. Jest to więc jakby twoja wewnętrzna walka: emocje kontra ekonomia. Musisz sam dokonać wyboru, czym się będziesz kierował, aby się ratować przed finansowym upadkiem.
W następnym odcinku Poradnika zmierzymy się z sytuacją bieżącą. Ta część ukaże się pod tytułem:
Jesteś „covidowym” bankrutem? Po prostu walcz!Krzysztof OPPENHEIM: ekspert finansowy, związany z bankowością od 1993 r. Specjalizuje się m.in. w antywindykacji, pomocy frankowiczom oraz zadłużonym przedsiębiorcom, a także w upadłości konsumenckiej. Wiceprzewodniczący Zespołu Roboczego ds. Upadłości i restrukturyzacji, działającego w ramach Rady Przedsiębiorców przy Rzeczniku Małych i Średnich Przedsiębiorców. Założyciel Fundacji Praw Dłużnika „Dłużnik też Człowiek”.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.