Wprost: Jeszcze rok temu nikt się nie spodziewał epidemii, która dokona takiego spustoszenia i wywoła zawirowania w życiu, gospodarce, polityce. I wyprowadzi ludzi na ulice. Zakładam się, że nawet na chwilę nie chciałaby pani być teraz znów w obozie rządzącym i znaleźć się w ich skórze.
Elżbieta Jakubiak: Nie ma mnie w polityce od 10 lat. Czasem jestem wdzięczna losowi za wskazanie mi innej drogi. To napięcie w parlamencie jest ogromne, czasem współczuję kolegom, bo to straszliwie człowieka zżera. Pocieszeniem może być to, że jesteśmy podobni do zachodu. Kiedyś zazdrościliśmy Zachodowi kultury politycznej i jakości debaty publicznej, a teraz to Francja, Wielka Brytania, Włochy czy USA płoną tym samym ogniem politycznym.
Czytaj też:
Bronisław Komorowski: jeszcze nie czas na sanatorium
Mamy lepiej?
Mimo politycznych sporów, mamy dobry czas. Daj Boże zdrowie, kłóćmy się dalej o problemy nic nieznaczące, a żyjmy jak żyjemy. Większość Polaków ma dziś pracę, nawet jeśli się o nią boi. Jest spadek wzrostu gospodarczego, ale to nie kryzys, który zmusza ludzi do skakania z okien. Państwo okazało się na tyle zasobne, że jest w stanie uruchomić programy gospodarcze. Tarcza antykryzysowa to coś, czego nie spodziewałam się w Polsce. Widziałam, jak bogata Europa dotuje biznes, ale my byliśmy za biedni by aktywnie działać w kryzysach. Teraz państwo wspiera biznes realną gotówką. Utrzymuje stabilizację i daje możliwość przetrwania. Jestem przekonana, że to zaskoczyło wielu Polaków. Nie sądzę, żeby przedsiębiorcy liczyli na taką pomoc. Nigdy nas nie było stać na interwencje rynkowe czy ekspansję.
Mówi pani, że państwo daje spokój. Ale wielu przedsiębiorców narzeka, że pomoc jest niewystarczająca, firmy upadają przez lockdown.
Oczywiście, to element zamknięcia świata. Nikt nie zakładał, że świat stanie, nie będziemy mogli podróżować, a wymiana gospodarcza będzie utrudniona. Widzę, że wiele, zwłaszcza młodych biznesów, pada. To dramat, ale jeszcze dekadę temu nie byłoby żadnej pomocy od państwa. Finanse publiczne były w opłakanym stanie.
Z punktu widzenia firm pomoc zawsze będzie za mała, bo tracą szanse na rozwój. Pomoc państwa to pieniądze na przetrwanie, na utrzymanie zatrudnienia, a nie czerpanie zysków.
Minister Emilewicz przyznała w TVN24, że pomoc w drugiej fazie lockdownu będzie znacznie mniejsza niż wiosną.
Powinna być nowa strategia wobec niektórych biznesów. Pomagałabym w zamian za udziały w spółkach, bo kiedyś jako społeczeństwo będziemy musieli tę pomoc odrobić. Podobała mi się propozycja Adriana Zandberga, który mówił: „Pomoc jest ok, ale przejmujemy kontrolę nad pakietami, udziałami firm” jak staną na nogi to odkupią je od państwa. Niestety państwo nie zabezpieczyło się w odpowiedni sposób, aby w przyszłości zbudować „poduszkę” ze zwrotów. Myślę, że nie było czasu na szerszy plan.
Jak zatem ta pomoc powinna wyglądać?
Udzielamy jej na 2-3, może 5 lat ale w pewnym momencie, gdy nastąpi odbicie, przedsiębiorstwa, które skorzystały z pomocy, muszą zwracać te środki. By móc je ponownie uruchamiać przy kolejnych kryzysach.
Czy mniejsze firmy też powinny zwrócić pieniądze?
W usługach jest inaczej. Fryzjerka nie jest w stanie nagle przyjąć stu klientów zamiast 50, by odrobić stratę. Dla nich pomoc w postaci postojowego, zawieszenia składek ZUS czy restrukturyzacji kredytów jest konieczna. Polskie banki powinny wspierać firmy przez następnych kilka lat. Bank Gospodarstwa Krajowego powinien zabezpieczać gwarancjami kredyty, które idą na restrukturyzację. To ustabilizowałoby małe rodzinne firmy i na lata zbudowało zaufanie do sektora finansowego.
Czyli dobrze pani ocenia rząd w walce z pandemią?
Patrzę na to od strony biznesu. Pracuję w banku, który pomagał klientom składać wnioski o tarczę, na bieżąco informowaliśmy, jak to robić. Wielu klientów mówiło, że nie spodziewało się tak sprawnej pomocy, czasem cała procedura trwała kilka dni. To był sprawny mechanizm.
W Warszawie tak łatwo nie było. Znam wiele osób prowadzących działalność, które mówiły coś innego niż Pani.
Nikt na świecie nie ma przygotowanej administracji, która gotowa jest przerobić tego typu pomoc w jeden dzień. Wszędzie pracują tylko ludzie. Ale system był sprawny, wnioski wpływały szybko. Była dobra kampania informacyjna.
Wielu te pieniądze ratowały życie. Dziś oczekiwania przedsiębiorców dotyczące pomocy wynikają właśnie z tego, że zobaczyli jak błyskawicznie dostali ją wiosną.
Gospodarka to skomplikowany mechanizm, sporo branż nie straciło i przeżywa prawdziwy renesans. Choćby sklepy internetowe, firmy kurierskie, nie stanęło też budownictwo i pewnie zobaczymy zupełnie inny obraz polskiej gospodarki po Covidzie.
Trochę słyszę w pani słowach wiceministra finansów, Piotra Patkowskiego, który doradza przedsiębiorcom przebranżowienie.
Doradzać zawsze można, choć człowiek ma w sobie niechęć do zmian. Nie chce otwierać kolejnych biznesów, ale czasami to się opłaca. Znam takich przedsiębiorców, którzy z restauracji zrobili sklep spożywczy i bardzo to dobrze działa. Ludzie zamiast zakupów w dyskoncie, wolą sklep prywatny, bo mają poczucie wpływu na jego los. Kryzys uruchomił w Polsce lokalną lojalność, zaczęliśmy wspierać małe podmioty, te po sąsiedzku.
Polacy nie są zawistni, wiedzą jak sobie pomóc w trudnych czasach.
Pani też wspiera sąsiedzkie firmy?
Wyniosłam się na wieś. Od lat chodzę do ulubionych delikatesów, swojej fryzjerki, krawcowej, bo ich potrzebuję. Teraz zwracam większą uwagę na ich kondycję biznesową. Chcę żeby istnieli, bo ich lubię i znam.
Chodzi pani na strajki kobiet?
Nie, mieszkam z dala od Warszawy.
A co pani o tym wszystkim sądzi?
Nie mogę mówić o tym bez emocji.
Czy byłabym ultrakatoliczką, czy kobietą lewicy, wiele by się nie zmieniło. Rozmowa o życiu i śmierci jest najtrudniejsza. Decyzja Trybunału Konstytucyjnego, choć zgadzam się z jej treścią, była w niewczasie. To brak wyczucia napięcia społecznego.
Czasem myślę, że to wrogi plan.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.