Wprost: Pierwsza myśl, gdy przeczytałaś, że znana dziennikarka przeszła profilaktyczną mastektomię?
Agnieszka Śliwińska: Pomyślałam, jak ważne jest to, że znane osoby decydują się na takie wyznanie. Operacja, którą przeszła pani Paulina Młynarska – a którą ja także mam za sobą – wbrew temu, co myśli wielu, nie jest fanaberią. To walka o życie.
Jak było w twoim przypadku?
Wskazaniem do mojej operacji była mutacja w genie BRC1. To tzw. gen Angeliny Jolie.
Słynna hollywoodzka aktorka na łamach „New York Times’a” napisała, że lekarze szacowali ryzyko zachorowania przez nią na raka piersi na 87 procent, a na raka jajników – na 50 procent.
I po tym, gdy Angelina wyznała, że jest nosicielką BRC1, w Polsce rozgorzała dyskusja, czy to dobrze, że aktorka dała sobie „obciąć” zdrowe piersi. Wiele osób mówiło, że to błąd, że niepotrzebnie się okaleczyła. Ale ja myślę, że Angelina Jolie pośrednio przyczyniła się do tego, że dziś w Polsce rekonstrukcja piersi po profilaktycznej mastektomii jest refundowana.
Kiedy więc Paulina Młynarska napisała o mastektomii, poczułam, że jestem jej wdzięczna.
Wiele kobiet nie chce się badać, a te które dowiadują się, że są zagrożone rakiem piersi, nie rozważają mastektomii. Czasem mam wrażenie, że w Polsce wciąż wiele osób myśli, że wystarczy zdrowo się odżywiać, jeść pestki moreli – ludzie naprawdę w to wierzą – i dbać o kondycję, żeby nie zachorować. Niestety, choć oczywiście trzeba o siebie dbać, czasem to za mało.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.