Wprost: Przeciw COVID-19 można już szczepić 16-17-latki, pewnie niedługo będzie można zaszczepić dzieci powyżej 12. roku życia. Na razie jednak zainteresowanie rodziców i młodzieży nie jest zbyt duże…
Dr hab. Ernest Kuchar: Zupełnie się z tym nie zgadzam. Moje lokalne doświadczenia są zupełnie inne. Będziemy prowadzić badania kliniczne u dzieci od 6. miesiąca życia ze szczepionką przeciw COVID: gdy tylko zamieściliśmy informację o tym na FB, zgłosiło się kilkuset chętnych rodziców. Wielu rodziców bardzo by chciało zaszczepić dzieci; mam dużo telefonów z prośbą o zaszczepienie dziecka, bo np. rodzice są zaszczepieni, 18-latek też, a 14-latek – nie, i mają problem, bo np. chcą wyjechać zagranicę, a obawiają się, że młodsze dziecko może zostać objęte kwarantanną. Wielu pracowników ochrony zdrowia też chciałoby zaszczepić dziecko, gdyż są bardziej narażeni na kontakt z chorymi. Również jeśli w rodzinie były osoby, które ciężko przeszły COVID (lub zmarły), to jest większe przekonanie do szczepień, bo widać, czym grozi ta choroba. Społeczeństwo jest bardzo podzielone.
Dzieci nie są jednak grupą ryzyka ciężkiego przebiegu COVID-19?
To prawda. Do szpitala trafia co piąty dorosły w razie zakażenia SARS-CoV-2, w przypadku dzieci: jedno na tysiąc. To diametralna różnica. Dziecko wyjątkowo rzadko choruje ciężko, gdyż ma bardzo „elastyczny” układ immunologiczny, który potrafi sobie poradzić z nowym, dotąd nieznanym zagrożeniem.
Osoby starsze „bazują” na odporności nabytej w przeszłości, a gorzej odpowiadają na nowy patogen.
Warto w takim razie szczepić dzieci, skoro one ciężko nie chorują?
Powiem tak: na pewno nie w pierwszej kolejności. Martwi mnie, że już tyle mówimy o szczepieniach dzieci, a wciąż mamy zaszczepione tylko ok. 60 proc. osób najstarszych, które są bezdyskusyjnie w grupie najwyższego ryzyka. Co z pozostałymi 40 proc.? Tu się martwię, bo takie systemy jak rejestracja centralna, rejestracja przez Internet nie są stworzone dla osób starszych. Ta grupa jest zaszczepiona w zbyt małym odsetku, a są osoby, które pewnie byłyby chętne do zaszczepienia, tylko mają problemy z dojściem czy zarejestrowaniem się. Mam trochę wrażenie, że nie skończyliśmy dobrze jednej rzeczy, a zabieramy się za kolejną.
Jednak część naszych reakcji to reakcje instynktowne: rodzic chce chronić swoje dziecko i nie obchodzą go dane epidemiologiczne.
Czytaj też:
Będą szczepienia dzieci w wieku 12-15 lat? Wiceminister zdrowia komentuje
Jeśli powiem, że pobytu w szpitalu wymaga jedno zakażone dziecko na tysiąc, to rodzica interesuje wyłącznie jego własne dziecko, a nie pozostałe 999. Chce swoje dziecko chronić, skoro ma taką możliwość. Druga kwestia to problem epidemiczny: jeśli pozostawimy 7 mln dzieci w Polsce bez szczepień, to jest to ogromny rezerwuar zakażeń. Dzieci też przenoszą nowego koronawirusa.
Jest jednak mnóstwo głosów przeciwników szczepień: szczepienie wiąże się z pewnym ryzykiem.
Podobnie jak każda interwencja medyczna, jak też zakażenie koronawirusowe.
Warto w takim razie narażać dziecko na ryzyko?
Ryzyko można oceniać tylko przez porównanie z alternatywnym postępowaniem, czyli narażeniem na zakażenie. Ryzyko ciężkich NOP jest minimalne! Śmiertelnie niebezpieczna jest też jazda samochodem, skoro 3 tys. osób w Polsce ginie rocznie w wypadkach samochodowych. Wskutek szczepienia przeciwko COVID-19 nikt w Polsce jeszcze nie umarł, a przynajmniej nie ma takich danych.
Oczywiście, po szczepieniu są zgony, bo gdy szczepimy osoby starsze, po 85. roku życia przebywające w domach opieki, to one umierają. Jednak jest to niezależne od szczepienia, tylko związane z wiekiem.
Mówiąc o szczepieniach dzieci, mówimy też o bezpiecznych kontaktach z babcią, dziadkiem. Nawet jeśli oni są zaszczepieni, to pamiętajmy, że osoby starsze wytwarzają słabszą odporność na szczepienia, dlatego nadal warto je chronić przed zakażeniem. Szczepimy się dla siebie, ale też dla innych. Dodam, że szczepionka wykorzystuje te same mechanizmy immunologiczne co wirus, tylko w sposób kontrolowany, gdyż w szczepionce jest znana, niewielka ilość, antygenów. Nie można tego porównać z miliardami mnożących się wirusów. Gdy jest tak duże zagrożenie epidemiczne, to lepszym wyjściem jest szczepienie niż narażanie na zakażenie, choćby miało to być zakażenie łagodne, ponieważ jego odległych następstw nie znamy. Nie rozumiem, że ktoś nie boi się COVID, a boi się szczepionki. Myślę, że po prostu nie potrafi obiektywnie ocenić ryzyka. A z drugiej strony to jest pewna cecha współczesnego społeczeństwa: brak chęci brania na siebie odpowiedzialności za decyzje.
Gdy dziecko zachoruje, wydaje się, że to siła wyższa, „tak miało być”. A szczepienie oznacza wzięcie na siebie odpowiedzialności. Ludzie tego unikają.
Wielu rodziców to jednak nie przekona…
Średnio u 1 na 1000 dzieci, które przeszły COVID-19 rozwija się zespół PIMS: wieloukładowy zespół zapalny powiązany z COVID. U około 10 proc. dzieci koronawirus wywołuje tzw. long COVID: dziecko nie ma energii, nie ma siły biegać, źle śpi, jest rozkojarzone. SARS-CoV-2 wywiera działanie neurotropowe: może atakować ośrodkowy układ nerwowy.
Niedawno przyjąłem do szpitala niemowlę, które przeszło bezobjawowo COVID-19 i ma tętniaki. One przecież bez przyczyny nie powstały!
Prawdopodobnie dziecko jest trwale kalekie, ponieważ tętniaki tętnic wieńcowych powodują, że w każdej chwili może dojść do zakrzepu, zawału serca i zgonu.
Czytaj też:
Szczepionka Pfizera dla 12-latków? Amerykańska Agencja ds. Żywności i Leków podjęła decyzję
U tego dziecka tętniaki mogły pojawić się po lekkim przebiegu COVID?
Tak się zdarza najczęściej po PIMS, jednak widać zdarza się to też po łagodnym przebiegu zakażenia. Jeszcze wiele o COVID nie wiemy.
Dlatego, że myślą: do zakażenia nie dojdzie, to błaha choroba…
Ale jeśli chodzi o prawdopodobieństwo zakażenia, to jest ono bardzo duże! Koronawirus jest i długo z nami będzie. Dzieci, młodzież, młodzi dorośli mają większe ryzyko zakażenia niż starsze osoby, bo po prostu częściej spotykają się i gromadzą. To prawda, że u dzieci przebieg COVID jest łagodniejszy niż u osób starszych, jednak nie znamy odległych konsekwencji. Pamiętajmy też, że część dzieci jest w grupach ryzyka: z cukrzycą, nowotworem, ale także z otyłością – dzieci z otyłością dużo ciężej chorują na COVID.
Czytaj też:
Prof. Horban o szczepieniu dzieci na COVID-19: Za chwileczkę będziemy mieli taką samą decyzję
Szczepionka zawsze jest bezpieczniejsza niż choroba, przed którą chroni. Na razie argument rodziców, którzy nie chcą szczepić, opiera się na optymistycznym założeniu, wierzę, że: „Moje dziecko nie zachoruje”. Jednak to jest założenie życzeniowe. Lepiej założyć, że choroba zakaźna zagraża każdemu dziecku, bo chodzi do przedszkola, szkoły, ma znajomych.
Można unikać chorób przenoszonych przez brudne ręce, bo można je umyć. Ale nie można przestać oddychać.
To trochę jak loteria: nie zaszczepię – narażam na zachorowanie?
Tak, loteria, i to o wysokim ryzyku.
Część osób uważa, że już COVID może przechorowała.
To tym bardziej nie powinna obawiać się zaszczepienia, bo odporność już posiada. Nie rozumiem tego, że gdy ludzie zachorują, to przyjmą każdą niesprawdzoną substancję, nie boją się. A gdy mają wziąć coś profilaktycznie, to wyszukują preteksty, by tego nie zrobić: „bo różnie mówią, bo to narażenie”. Każdy pretekst jest dobry.
Co powiedziałby pan rodzicom, którzy obawiają się, że jeśli pójdą i zaszczepią dziecko, to sami „sprowadzą” na nie ryzyko (nawet małe), ale którego by nie było, gdyby nie szczepienie.
Ludzie boją się podejmowania decyzji, a źle oceniają ryzyko. Czy są pewni, że dziecko nie zarazi się, chodząc do przedszkola, szkoły, na plac zabaw? Czy zamierzają izolować dziecko w domu przez najbliższe lata, aż skończy się pandemia? Szczepienie przeciw COVID to jedna z ważniejszych decyzji, którą trzeba podjąć w życiu. Mieć nadzieję, że nie zachoruje? Decyzję trzeba podejmować w oparciu o analizę korzyści i ryzyka, a nie opierając się na nadziei lub emocjach. Przy takim zagrożeniu i potencjalnym wpływie koronawirusa na dalszy rozwój dzieci, ryzykować i nie szczepić – to jest dopiero ryzyko. Mój 50-letni kolega zmarł, nie doczekał szczepionki. Według mnie znacznie większym ryzykiem jest nieszczepienie. Osoby nieszczepiące się są jak nałogowi hazardziści. Przypomina to grę w pokera: blefują – a może się uda… A jak nie?
Dr hab. Ernest Kuchar, kierownik Kliniki Pediatrii z Oddziałem Obserwacyjnym Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, zastępca dyrektora ds. lecznictwa dziecięcego Szpitala Klinicznego UCK WUM.Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.