Ponad 200 firm organizuje obozy przetrwania
Chcesz przetrwać kolejny dzień. Chcesz przetrwać w pracy. Aby tak się stało, potrzebujesz pewności siebie. Pewność siebie zyskasz zaś jedynie na obozie przetrwania" - głosi oferta jednego z kursów survivalowych. To na nich uczestnicy uczą się, jak przezwyciężyć strach, samotność, głód, znudzenie i ból. Metody są niekonwencjonalne: trzydziestokilometrowe marsze w błocie, posiłek z upolowanego przez siebie królika i sen w wykopanej własnoręcznie ziemiance. Survivalowym biznesem zajmuje się ponad 200 firm, kierujących swoją ofertę już do dwunastolatków, a także do studentów, przedstawicieli wolnych zawodów, gospodyń domowych, prezesów firm, a nawet emerytów oraz osób, które przeszły zawały bądź chorują na raka. Niestety, obozy survivalowe bywają też przykrywką dla szkoleń grup parafaszystowskich.
Obozy przetrwania organizowane są przez prywatne firmy, grupy harcerskie i stowarzyszenia studenckie (istnieje survival akademicki, w którym uczestniczą studenci pierwszego roku, by się zintegrować z resztą środowiska). Sporo jest też grup nieformalnych, które przeprowadzają kilkumiesięczną rekrutację z kolejnymi stopniami wtajemniczenia. Najpopularniejsze tereny, na których organizuje się obozy przetrwania, to Bory Tucholskie, Bieszczady, Pojezierze Drawskie oraz puszcze Białowieska, Piska, Kampinoska i Pilicka.
Antycywilizacja
- To ważne, żeby po miesiącach ciężkiej pracy w białej koszuli i garniturze można się było wyszaleć w lesie w swoim moro, czując, jak smakuje pot i krew - mówi Wojciech Jaworski, makler giełdowy. Do ekstremalnych form aktywnego wypoczynku przekonani są najczęściej tzw. nowi biznesmeni - trzydziestolatkowie, którzy zaczęli już odczuwać monotonię pracy biurowej. Ci ludzie chcą być lepsi od innych nie tylko we własnym zawodzie, ale i w innych formach aktywności. Piotr Pawelczyk, prezes firmy komputerowej, jeździ na kursy przetrwania sam, posyła też na nie swoich synów: ośmioletniego Andrzeja i dziewięcioletnie-go Bogdana. - Rok temu nie można ich było zmusić, by poszli grać w piłkę na boisko. Dziś trenują całymi dniami, bo nie chcą być gorsi od kolegów z grupy - twierdzi Pawelczyk. Najczęściej jednak uczestnikami szkół przeżycia są nastolatki. Piętnastoletni Jacek Adamczewski podkreśla, że chce sprawdzić, do czego jest zdolny ludzki organizm i znaleźć jego naturalne ograniczenia.
Sztuka przetrwania
"Survival to sztuka pozostania przy życiu" - twierdzi John Wiesmann, autor książek o technikach przeżycia w sytuacji zagrożenia. Jacek Pałkiewicz, podróżnik, dodaje, że survival umożliwia przeżycie emocji, z których codzienność została "wyprana": strachu, bólu i pragnienia. To w dzikich, ekstremalnych warunkach człowiek się uczy, jak odzyskać poczucie bezpieczeństwa, gdy równowaga psychiczna zostaje zachwiana. Sztukę przetrwania promuje się od czasów II wojny światowej, kiedy okazało się, że większość żołnierzy nie potrafi rozpalić ogniska bez zapałek ani odnaleźć odpowiedniego kierunku bez kompasu. Andy McNab, autor publikacji o szkoleniu komandosów, zachęca do ćwiczeń w dżungli, lesie i trudnych warunkach górskich, uważa, że można polecić je wszystkim chętnym laikom. "Przez dwa tygodnie uczą człowieka, co i jak. Potem idzie się do lekarza. Ten sprawdza, czy nie schowałeś gdzieś paru czekoladowych batonów, i tak się zaczyna. Wywożą człowieka w góry, ubierają w stare ciuchy, płaszcz bez guzików, buty bez sznurowadeł. Zadanie polega na tym, żeby się nie dać złapać, a ma się przeciwko sobie kompanię gwardzistów z helikopterami" - napisał McNab w książce "Bravo, two, zero".
Dobry i zły survival
"Dobry" survival kształci charakter, uczy przewidywać niebezpieczeństwo, wzmaga czujność. Podczas takich zajęć uczestnicy pokonują wielokilometrowe dystanse z minimalnym wyposażeniem (plecak, śpiwór, karimata, nóż). Na ogół jedzą to, co sami upolują. Uczą się pokonywania przeszkód wodnych, na przykład na beczkach czy tratwach, zjeżdżają ze skał na linach, wykorzystują umiejętności taternicze. Już dwunastoletnie dzieci są w stanie zbudować szałas i most z lin, rozpalić ognisko.
- Niestety, istnieje też "zły" survival, podczas którego niektórzy instruktorzy realizują bezsensowne pomysły. Mogą one okaleczyć psychikę młodego człowieka na całe życie - przestrzega Arkadiusz Kups, były komandos 56. Kompanii Specjalnej, organizator szkół przeżycia. W zeszłym roku podczas jednego z kursów dwunastoletnich chłopców uczono, w jakie miejsce należy wbić nóż, żeby szybko zabić człowieka. Pokazywano im również chwyty, które mogą sparaliżować przeciwnika. - Nie jest też rzadkością, że młodzi chłopcy, przygotowując kolację, muszą sami zabić królika czy nawet kozę za pomocą noża lub kamieni. Potem obdzierają zwierzę ze skóry i przygotowują posiłek - mówi Kups. Dwa lata temu 22-letni Jakub C., uczestnik obozu przetrwania w Ostrowcu pod Wałczem, został oskarżony o porwanie dwóch harcerzy, których sterroryzował nożem. Okazało się, że wcielał w życie poznane podczas zajęć survivalowych techniki posługiwania się białą bronią.
Uwaga na psy wojny!
Spośród ponad 200 firm i instytucji, które zajmują się organizacją obozów survivalowych, tylko kilka robi to w sposób profesjonalny. Tymczasem każdy organizator kursów przetrwania musi mieć koncesję wydaną przez wojewodę i zaświadczenie z kuratorium. Ubiegając się o zezwolenie, firma musi opisać przebieg zajęć i wykazać, że kadra ma odpowiednie kwalifikacje. Ponadto wymagana jest tzw. karta kwalifikacyjna, wydawana przez straż pożarną, która daje gwarancje, że obiekty wykorzystywane przez organizatora spełniają kryteria bezpieczeństwa.
- Dzieci szukają autorytetów. My dajemy im dobre wzorce. Młody człowiek może się później w klasie pochwalić, że wspiął się na czterdziestometrową ścianę, spenetrował groty lub nauczył pokonywać bagna. Kolega, który kradnie radia, już mu nie zaimponuje - mówi Piotr van der Coghen, który od dwunastu lat organizuje obozy przetrwania w Jurze Krakowsko-Częstochowskiej. Własną ofertę survivalową ma dla młodzieży Związek Harcerstwa Polskiego. Dla dorosłych natomiast przeznaczone są paramilitarne kursy organizowane przez Fundację Byłych Żołnierzy Jednostki Specjalnej Grom czy pierwszą w Europie szkołę przetrwania Jacka Pałkiewicza. Z dużą ostrożnością natomiast zwolennicy mocnych wrażeń powinni podchodzić do przedsięwzięć firmowanych przez byłe psy wojny, najemników, którzy walczyli w Afganistanie czy Afryce. Ich kwalifikacje to najczęściej fikcja.
Brunatny survival
Pod pozorem organizowania bezpiecznych i pouczających obozów survivalowych ugrupowania ultraprawicowe próbują krzewić faszystowską ideologię. Zamiast rozpalania ogniska uczestnicy uczą się, jak niszczyć "brudasów zagrażających białej rasie", urządzają nocne marsze ze swastykami i próbują majstrować amatorskie ładunki wybuchowe, by podkładać je pod synagogi i "kluby dla pedałów". Na paramilitarnych zgrupowaniach prowadzi się też agitację przeciw demokracji, cudzoziemcom i przystąpieniu Polski do Unii Europejskiej.
Obozy przetrwania organizowane są przez prywatne firmy, grupy harcerskie i stowarzyszenia studenckie (istnieje survival akademicki, w którym uczestniczą studenci pierwszego roku, by się zintegrować z resztą środowiska). Sporo jest też grup nieformalnych, które przeprowadzają kilkumiesięczną rekrutację z kolejnymi stopniami wtajemniczenia. Najpopularniejsze tereny, na których organizuje się obozy przetrwania, to Bory Tucholskie, Bieszczady, Pojezierze Drawskie oraz puszcze Białowieska, Piska, Kampinoska i Pilicka.
Antycywilizacja
- To ważne, żeby po miesiącach ciężkiej pracy w białej koszuli i garniturze można się było wyszaleć w lesie w swoim moro, czując, jak smakuje pot i krew - mówi Wojciech Jaworski, makler giełdowy. Do ekstremalnych form aktywnego wypoczynku przekonani są najczęściej tzw. nowi biznesmeni - trzydziestolatkowie, którzy zaczęli już odczuwać monotonię pracy biurowej. Ci ludzie chcą być lepsi od innych nie tylko we własnym zawodzie, ale i w innych formach aktywności. Piotr Pawelczyk, prezes firmy komputerowej, jeździ na kursy przetrwania sam, posyła też na nie swoich synów: ośmioletniego Andrzeja i dziewięcioletnie-go Bogdana. - Rok temu nie można ich było zmusić, by poszli grać w piłkę na boisko. Dziś trenują całymi dniami, bo nie chcą być gorsi od kolegów z grupy - twierdzi Pawelczyk. Najczęściej jednak uczestnikami szkół przeżycia są nastolatki. Piętnastoletni Jacek Adamczewski podkreśla, że chce sprawdzić, do czego jest zdolny ludzki organizm i znaleźć jego naturalne ograniczenia.
Sztuka przetrwania
"Survival to sztuka pozostania przy życiu" - twierdzi John Wiesmann, autor książek o technikach przeżycia w sytuacji zagrożenia. Jacek Pałkiewicz, podróżnik, dodaje, że survival umożliwia przeżycie emocji, z których codzienność została "wyprana": strachu, bólu i pragnienia. To w dzikich, ekstremalnych warunkach człowiek się uczy, jak odzyskać poczucie bezpieczeństwa, gdy równowaga psychiczna zostaje zachwiana. Sztukę przetrwania promuje się od czasów II wojny światowej, kiedy okazało się, że większość żołnierzy nie potrafi rozpalić ogniska bez zapałek ani odnaleźć odpowiedniego kierunku bez kompasu. Andy McNab, autor publikacji o szkoleniu komandosów, zachęca do ćwiczeń w dżungli, lesie i trudnych warunkach górskich, uważa, że można polecić je wszystkim chętnym laikom. "Przez dwa tygodnie uczą człowieka, co i jak. Potem idzie się do lekarza. Ten sprawdza, czy nie schowałeś gdzieś paru czekoladowych batonów, i tak się zaczyna. Wywożą człowieka w góry, ubierają w stare ciuchy, płaszcz bez guzików, buty bez sznurowadeł. Zadanie polega na tym, żeby się nie dać złapać, a ma się przeciwko sobie kompanię gwardzistów z helikopterami" - napisał McNab w książce "Bravo, two, zero".
Dobry i zły survival
"Dobry" survival kształci charakter, uczy przewidywać niebezpieczeństwo, wzmaga czujność. Podczas takich zajęć uczestnicy pokonują wielokilometrowe dystanse z minimalnym wyposażeniem (plecak, śpiwór, karimata, nóż). Na ogół jedzą to, co sami upolują. Uczą się pokonywania przeszkód wodnych, na przykład na beczkach czy tratwach, zjeżdżają ze skał na linach, wykorzystują umiejętności taternicze. Już dwunastoletnie dzieci są w stanie zbudować szałas i most z lin, rozpalić ognisko.
- Niestety, istnieje też "zły" survival, podczas którego niektórzy instruktorzy realizują bezsensowne pomysły. Mogą one okaleczyć psychikę młodego człowieka na całe życie - przestrzega Arkadiusz Kups, były komandos 56. Kompanii Specjalnej, organizator szkół przeżycia. W zeszłym roku podczas jednego z kursów dwunastoletnich chłopców uczono, w jakie miejsce należy wbić nóż, żeby szybko zabić człowieka. Pokazywano im również chwyty, które mogą sparaliżować przeciwnika. - Nie jest też rzadkością, że młodzi chłopcy, przygotowując kolację, muszą sami zabić królika czy nawet kozę za pomocą noża lub kamieni. Potem obdzierają zwierzę ze skóry i przygotowują posiłek - mówi Kups. Dwa lata temu 22-letni Jakub C., uczestnik obozu przetrwania w Ostrowcu pod Wałczem, został oskarżony o porwanie dwóch harcerzy, których sterroryzował nożem. Okazało się, że wcielał w życie poznane podczas zajęć survivalowych techniki posługiwania się białą bronią.
Uwaga na psy wojny!
Spośród ponad 200 firm i instytucji, które zajmują się organizacją obozów survivalowych, tylko kilka robi to w sposób profesjonalny. Tymczasem każdy organizator kursów przetrwania musi mieć koncesję wydaną przez wojewodę i zaświadczenie z kuratorium. Ubiegając się o zezwolenie, firma musi opisać przebieg zajęć i wykazać, że kadra ma odpowiednie kwalifikacje. Ponadto wymagana jest tzw. karta kwalifikacyjna, wydawana przez straż pożarną, która daje gwarancje, że obiekty wykorzystywane przez organizatora spełniają kryteria bezpieczeństwa.
- Dzieci szukają autorytetów. My dajemy im dobre wzorce. Młody człowiek może się później w klasie pochwalić, że wspiął się na czterdziestometrową ścianę, spenetrował groty lub nauczył pokonywać bagna. Kolega, który kradnie radia, już mu nie zaimponuje - mówi Piotr van der Coghen, który od dwunastu lat organizuje obozy przetrwania w Jurze Krakowsko-Częstochowskiej. Własną ofertę survivalową ma dla młodzieży Związek Harcerstwa Polskiego. Dla dorosłych natomiast przeznaczone są paramilitarne kursy organizowane przez Fundację Byłych Żołnierzy Jednostki Specjalnej Grom czy pierwszą w Europie szkołę przetrwania Jacka Pałkiewicza. Z dużą ostrożnością natomiast zwolennicy mocnych wrażeń powinni podchodzić do przedsięwzięć firmowanych przez byłe psy wojny, najemników, którzy walczyli w Afganistanie czy Afryce. Ich kwalifikacje to najczęściej fikcja.
Brunatny survival
Pod pozorem organizowania bezpiecznych i pouczających obozów survivalowych ugrupowania ultraprawicowe próbują krzewić faszystowską ideologię. Zamiast rozpalania ogniska uczestnicy uczą się, jak niszczyć "brudasów zagrażających białej rasie", urządzają nocne marsze ze swastykami i próbują majstrować amatorskie ładunki wybuchowe, by podkładać je pod synagogi i "kluby dla pedałów". Na paramilitarnych zgrupowaniach prowadzi się też agitację przeciw demokracji, cudzoziemcom i przystąpieniu Polski do Unii Europejskiej.
Więcej możesz przeczytać w 27/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.