Jeśli ktokolwiek z was zacznie zagłębiać się w biografię Stephena Kinga, bardzo szybko dotrze do miejsca, w którym przeczyta o tym, jak to młody Stephen czytał tony, dosłownie tony kryminałów. Jak sam opowiadał, nie było dnia, by nie wychodził z domu z wciśniętym w kieszeń tanim wydaniem jakiejś powieści. Od Johna D. MacDonalda, przez Cornella Woolricha, na Davidzie Goodisie kończąc.
King znał ich twórczość na pamięć. I choć przez ponad czterdzieści lat ocierał się tak o gatunek (najpierw próbował pisywać kryminały pod pseudonimem, a w 2014 roku wydał „Pana Mercedesa", ale o tym za moment), jak o autorów (jego ukochany John D. MacDonald napisał przedmowę do kingowskiej „Nocnej zmiany"), to nigdy sam nie napisał gatunkowo czystego kryminału.
Aż do teraz, aż do powieści „Billy Summers”.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.