Uczestnik: Czy prowadzi pan wykłady z ekonomii w Polsce?
Jan Winiecki: W Polsce nie uczę, wykładam natomiast na Uniwersytecie Europejskim, a tam 30 proc. studentów to Polacy. Poza tym wolę pisać dla miliona czytelników "Wprost", niż mówić to samo do czterdziestu studentów.
Mysza1: Kogo uważa pan za swój autorytet?
- Mam kilku takich intelektualnych mentorów. Na pierwszym miejscu jest renesansowa postać: ekonomista, prawnik, politolog, nawet psycholog - Friedrich Hayek. Obok niego wymieniłbym tych, których znam osobiście: Miltona Friedmana, Herberta Gierscha, Deepaka Lala. Zebrałoby się zresztą jeszcze z pół tuzina osób.
Czlowiek: Dlaczego pisze pan o "drodze do kapitalizmu"? Czy nie mamy już w Polsce kapitalizmu?
- Kapitalizm to nie tylko rynek towarów, pracy i kapitału. To również pewien sposób patrzenia na ludzkie działania, pewna filozofia. A także instytucje, które w Polsce są jeszcze w stanie zalążkowym. Trzeba dodać, że zacząłem pisać swoje polemiki na początku transformacji, kiedy dopiero wchodziliśmy na tę drogę.
Duliusz: Z kim polemizuje pan w książce "Polemika w drodze"?
- Polemizuję z analfabetyzmem ekonomicznym. Kiedyś mój przyjaciel Vaclav Klaus (były premier Czech), gdy mu ktoś powiedział jakąś bzdurę i nazwał to keynesizmem, stwierdził: co innego monetaryzm, co innego keynesizm, a co innego kretynizm. Ja mówię to samo, tyle że w publicystyce.
Monstrall: Korwin-Mikke mówił głoś-no, że jeśli niepełnosprawni życzą sobie obniżonych krawężników, to niech je sobie sami wybudują, a nie sięgają do kieszeni podatników. Co pan - też liberał - sądzi o tej wypowiedzi?
- Istnieje ekonomia i istnieje filantropia, istnieją wymogi rynku i imperatywy moralne. Na pewno jednak nie należy popadać w przesadę jak w Ameryce, gdzie w wielu miastach wszystkie autobusy mają wielce kosztowne mechanizmy do podnoszenia wózków inwalidzkich. Wystarczyłby - przy mobilności inwalidów - jeden taki autobus na każdej linii. Starajmy się godzić zdrowy rozsądek ekonomiczny z potrzebami serca.
Monstrall: Przeczytałem w jednym z pańskich artykułów opinię, że jednostki opowiadające się za państwem opiekuńczym są pasożytami.
- Trochę pan uprościł to, co zwykle mówię. A mówię, że państwo opiekuńcze demoralizuje. Są ludzie naprawdę potrzebujący pomocy, lecz wielu innych naciąga państwo, czyli nas, na potęgę.
Iarek: O czym by pan napisał dzisiaj, w kontekście aktualnych wydarzeń na scenie politycznej i gospodarczej?
- O kiełbasie wyborczej. O polskim cukrze, polskich hutach, propozycji podwyżek dla górników (zgłoszonej przez Krzaklewskiego), o próbie ubezwłasnowolnienia Rady Polityki Pieniężnej za pomocą ordynarnych wymuszeń płacowych. Przedwojenny gangster "Tata Tasiemka" nie wpadłby na tak oryginalny pomysł jak Jarosław Kalinowski z PSL i ci, którzy z oportunizmu przyłączyli się do tej żałosnej hecy.
Duliusz: W całej Europie Zachodniej produkcja żywności jest dotowana. Może więc pan Kalinowski też o to walczy, tylko dosyć dziwnymi sposobami?
- Oczywiście, tylko my jesteśmy jak zwykle zapóźnieni. Tam się próbuje - z ogromnym trudem - ograniczyć tę orgię, a u nas ona dopiero przybiera na sile.
Tomek: Przyszłość nie rysuje się zbyt optymistycznie. Czy mamy jakieś szanse zatrzymania tego szalonego pędu do redystrybucji?
- Potrzebna jest mobilizacja klasy średniej, a więc tych, którzy najbardziej przyczyniają się do tworzenia bogactwa. Obecnie bezbożni socjaliści z lewa i pobożni socjaliści z prawa pasożytują na klasie średniej, finansując ich podatkami swoje socjalne łapówki. Mam nadzieję, że powstanie takie liberalne, zdroworozsądkowe centrum. Dzisiaj te nadzieje wiążę z Platformą Obywatelską.
Tomek: Gdzie jest klasa średnia? Czy to tylko te kilkanaście procent elektoratu, czyli zwolennicy PO i UW?
- Klasa średnia to 2,5 mln przedsiębiorców małych i średnich (włącznie z tymi, którzy nikogo nie zatrudniają). To także milion, dwa miliony dobrze zarabiających fachowców. Jeśli do tego dodać przeszło milion studentów, w tym zaocznych i weekendowych, którzy chcą wejść do klasy średniej, łącznie ten elektorat oceniam na cztery, pięć milionów osób. Idzie o to, aby ich przyciągnąć do tego centrum.
Jan Winiecki: W Polsce nie uczę, wykładam natomiast na Uniwersytecie Europejskim, a tam 30 proc. studentów to Polacy. Poza tym wolę pisać dla miliona czytelników "Wprost", niż mówić to samo do czterdziestu studentów.
Mysza1: Kogo uważa pan za swój autorytet?
- Mam kilku takich intelektualnych mentorów. Na pierwszym miejscu jest renesansowa postać: ekonomista, prawnik, politolog, nawet psycholog - Friedrich Hayek. Obok niego wymieniłbym tych, których znam osobiście: Miltona Friedmana, Herberta Gierscha, Deepaka Lala. Zebrałoby się zresztą jeszcze z pół tuzina osób.
Czlowiek: Dlaczego pisze pan o "drodze do kapitalizmu"? Czy nie mamy już w Polsce kapitalizmu?
- Kapitalizm to nie tylko rynek towarów, pracy i kapitału. To również pewien sposób patrzenia na ludzkie działania, pewna filozofia. A także instytucje, które w Polsce są jeszcze w stanie zalążkowym. Trzeba dodać, że zacząłem pisać swoje polemiki na początku transformacji, kiedy dopiero wchodziliśmy na tę drogę.
Duliusz: Z kim polemizuje pan w książce "Polemika w drodze"?
- Polemizuję z analfabetyzmem ekonomicznym. Kiedyś mój przyjaciel Vaclav Klaus (były premier Czech), gdy mu ktoś powiedział jakąś bzdurę i nazwał to keynesizmem, stwierdził: co innego monetaryzm, co innego keynesizm, a co innego kretynizm. Ja mówię to samo, tyle że w publicystyce.
Monstrall: Korwin-Mikke mówił głoś-no, że jeśli niepełnosprawni życzą sobie obniżonych krawężników, to niech je sobie sami wybudują, a nie sięgają do kieszeni podatników. Co pan - też liberał - sądzi o tej wypowiedzi?
- Istnieje ekonomia i istnieje filantropia, istnieją wymogi rynku i imperatywy moralne. Na pewno jednak nie należy popadać w przesadę jak w Ameryce, gdzie w wielu miastach wszystkie autobusy mają wielce kosztowne mechanizmy do podnoszenia wózków inwalidzkich. Wystarczyłby - przy mobilności inwalidów - jeden taki autobus na każdej linii. Starajmy się godzić zdrowy rozsądek ekonomiczny z potrzebami serca.
Monstrall: Przeczytałem w jednym z pańskich artykułów opinię, że jednostki opowiadające się za państwem opiekuńczym są pasożytami.
- Trochę pan uprościł to, co zwykle mówię. A mówię, że państwo opiekuńcze demoralizuje. Są ludzie naprawdę potrzebujący pomocy, lecz wielu innych naciąga państwo, czyli nas, na potęgę.
Iarek: O czym by pan napisał dzisiaj, w kontekście aktualnych wydarzeń na scenie politycznej i gospodarczej?
- O kiełbasie wyborczej. O polskim cukrze, polskich hutach, propozycji podwyżek dla górników (zgłoszonej przez Krzaklewskiego), o próbie ubezwłasnowolnienia Rady Polityki Pieniężnej za pomocą ordynarnych wymuszeń płacowych. Przedwojenny gangster "Tata Tasiemka" nie wpadłby na tak oryginalny pomysł jak Jarosław Kalinowski z PSL i ci, którzy z oportunizmu przyłączyli się do tej żałosnej hecy.
Duliusz: W całej Europie Zachodniej produkcja żywności jest dotowana. Może więc pan Kalinowski też o to walczy, tylko dosyć dziwnymi sposobami?
- Oczywiście, tylko my jesteśmy jak zwykle zapóźnieni. Tam się próbuje - z ogromnym trudem - ograniczyć tę orgię, a u nas ona dopiero przybiera na sile.
Tomek: Przyszłość nie rysuje się zbyt optymistycznie. Czy mamy jakieś szanse zatrzymania tego szalonego pędu do redystrybucji?
- Potrzebna jest mobilizacja klasy średniej, a więc tych, którzy najbardziej przyczyniają się do tworzenia bogactwa. Obecnie bezbożni socjaliści z lewa i pobożni socjaliści z prawa pasożytują na klasie średniej, finansując ich podatkami swoje socjalne łapówki. Mam nadzieję, że powstanie takie liberalne, zdroworozsądkowe centrum. Dzisiaj te nadzieje wiążę z Platformą Obywatelską.
Tomek: Gdzie jest klasa średnia? Czy to tylko te kilkanaście procent elektoratu, czyli zwolennicy PO i UW?
- Klasa średnia to 2,5 mln przedsiębiorców małych i średnich (włącznie z tymi, którzy nikogo nie zatrudniają). To także milion, dwa miliony dobrze zarabiających fachowców. Jeśli do tego dodać przeszło milion studentów, w tym zaocznych i weekendowych, którzy chcą wejść do klasy średniej, łącznie ten elektorat oceniam na cztery, pięć milionów osób. Idzie o to, aby ich przyciągnąć do tego centrum.
Więcej możesz przeczytać w 27/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.