– Widzi pan, my podnieśliśmy po pandemii ceny tylko o 5 złotych, chociaż mamy najtańsze w tej okolicy – mówi fryzjerka z salonu w centrum Warszawy. – U nas strzyżenie damskie z modelowaniem kosztuje 95 złotych, a u tych nad nami nawet sześć razy tyle.
Salony fryzjerskie, które przetrwały pandemię koronawirusa, ostro podnoszą ceny, aby się odbić po zapaści spowodowanej lockdownami. Dwukrotnie, wiosną 2020 i wiosną 2021 r. rząd zamykał salony, gdy wskaźniki zakażeń koronawirusem SARS-CoV-2 były najwyższe. Część fryzjerów zeszła wtedy „do podziemia” i oferowała swoje usługi w domach klientów wbrew rządowym zakazom.
Po odwołaniu lockdownu właścicieli salonów fryzjerskich uderzyła nowa rzeczywistość.
Ceny praktycznie wszystkiego – od produktów kosmetycznych, przez czynsze za lokale, po rachunki za wodę i prąd – poszły w górę, choć rządzący o rosnących cenach i inflacji na poziomie 5,5 proc. mówią, że nie są odczuwalne przez Polaków, bo wzrost wynagrodzeń jest jeszcze większy.
Brak rąk do pracy
Ale wzrost kosztów to ten mniejszy problem. Fryzjerzy i właściciele salonów przede wszystkim narzekają, jak teraz ciężko jest im znaleźć nowych pracowników.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.