Populiści mogą zdobyć władzę na Słowacji
Premier Mikulas Dzurinda powinien mieć powody do zadowolenia. W ciągu trzech lat sprawowania władzy przez jego pięciopartyjną koalicję udało się poprawić wizerunek Słowacji, wprowadzić kraj na drogę integracji europejskiej i rozpocząć trudne reformy wewnętrzne. Słowacy, którzy w 1998 r. oczekiwali cudownej odmiany z dnia na dzień, są jednak rozczarowani. Coraz chętniej słuchają cudotwórców, którzy obiecują proste i łatwe rozwiązania. Przede wszystkim Vladimira Meciara, ukazującego nową twarz tolerancyjnego i nowoczesnego Europejczyka. Już prawie co trzeci Słowak gotowy jest wybaczyć "ojcu niepodległości" autorytarne rządy i uwierzyć w metamorfozę byłego boksera.
Scheda po Meciarze
Eklektyczna pięciopartyjna koalicja, która wygrała wybory w roku 1998, przejęła kraj pogrążony w kryzysie. Po rządach mecziarowskiego Ruchu na rzecz Demokratycznej Słowacji (HZDS) pozostały afery polityczne, konflikty etniczne i międzynarodowa izolacja. Słowację pominięto w pierwszej fazie rozszerzania NATO, w martwym punkcie utkwiły też rozmowy o wejściu do UE. Gospodarka znalazła się na skraju zapaści.
- Premier Dzurinda musiał zrobić to, co Balcerowicz w Polsce - mówi wicepremier Pál Csáky. Sprzątanie słowackiej stajni Augiasza zaczęło się od rozbicia tworzonych przez polityków poprzedniego gabinetu sitw i ich niejasnych powiązań z tajnymi służbami, a nawet przestępczym półświatkiem. Zakończyła się "polityczna prywatyzacja", a właściwie grabież prywatyzowanego majątku, którą redaktor ekonomiczny dziennika "Sme" Juraj Javorsky uznaje za najgorsze zjawisko rządów Meciara.
Słowacy nie są jednak pamiętliwi, a rząd ma powody, by nie zadrażniać sytuacji. "Dokonania" epoki Meciara odchodzą więc w zapomnienie, choć wiele ówczesnych afer nie doczekało się rozliczenia. - Dzisiaj system polityczny Słowacji nie różni się znacząco od tego, co widzimy u sąsiadów, a kraj rozwija się całkiem normalnie, biorąc pod uwagę sytuację, w jakiej uzyskał niezależność - uważa prof. Sona Szomolányi z katedry politologii bratysławskiego Uniwersytetu im. Komenskiego. - Skala konfliktów jest mniejsza niż kilka lat temu, jednak elity wciąż dzieli stosunek do przeszłości.
Kierunek Bruksela
Rządząca dziś koalicja z trudem daje sobie radę z natłokiem problemów. Tym bardziej że efekty uboczne mozolnego rozwiązywania spraw z przeszłości odbierane bywają jako nieudolność rządu. To przykład karania posłańca przynoszącego złe wieści - uważają słowaccy politolodzy. Tak było, kiedy rząd premiera Dzurindy musiał ujawnić prawdę o sytuacji ekonomicznej kraju. Później uwolniono sztucznie zaniżane ceny, a jednocześnie prywatyzowane firmy rozpoczęły redukcję zatrudnienia, co doprowadziło do wzrostu bezrobocia sięgającego dziś 19 proc. Mimo to "wyprzedaży majątku narodowego" sprzeciwiają się jedynie najbardziej nieprzejednani narodowcy. Większość Słowaków zdaje sobie sprawę, że na przykład koszyckie zakłady metalurgiczne przed upadkiem uratowało tylko przejęcie przez Amerykanów. Dziś US Steel jest obok Volkswagena i Deutsche Telekom największym zagranicznym inwestorem na Słowacji. W ostatnich trzech latach sprywatyzowano duże zakłady przemysłowe i telekomunikację, a obecnie trwają przygotowania do sprzedaży firmy SPP zajmującej się tranzytem rosyjskiego gazu na Zachód.
- Słowacja nie jest już tym samym krajem, którym była do 1998 r. Wyszliśmy z międzynarodowej izolacji, mamy gospodarkę rynkową, zostaliśmy członkiem OECD - mówi główny negocjator Słowacji w rokowaniach z UE Jan Figel. - Teraz naszym najważniejszym celem jest integracja euroatlantycka. Poparcie starań o wejście do unii sięga 70 proc. Nieco mniej jest zwolenników wstąpienia do NATO, ale zagraniczni obserwatorzy zauważają, że podczas akcji w Kosowie Słowacy udostępnili swój obszar powietrzny samolotom sojuszu, znacznie mniej się przy tym ociągając niż Czesi.
Koniec mitu węgierskiej piątej kolumny
- Naszym największym sukcesem jest to, że znormalizowaliśmy stosunki polityczne w kraju i rozwialiśmy wątpliwości, które pojawiły się w latach 1993-1997 - mówi wicepremier Csáky, unikając wymienienia nazwiska głównego sprawcy pojawienia się owych wątpliwości. Obecność w rządzie Csákyego polityków reprezentujących półmilionową mniejszość węgierską dowodzi, że zgrała się już karta etniczna wykorzystywana w pierwszych latach istnienia niepodległej Słowacji przez Meciara i wspierających go nacjonalistów ze Słowackiej Partii Narodowej. Paradoksalnie Węgrzy uznawani są dziś za najbardziej lojalnych i pragmatycznych członków koalicji rządzącej, a większość Słowaków nie daje już posłuchu nacjonalistom straszących ich węgierską piątą kolumną. Do załagodzenia konfliktów na tle etnicznym przyczyniła się zwłaszcza ratyfikacja przez parlament słowacki Europejskiej Karty Praw Mniejszości. Wszystko to doprowadziło do poprawy stosunków Bratysławy z Budapesztem, czego symbolem stała się niedawno odbudowa nieczynnego od wojny mostu na Dunaju w Sturovie.
Dzisiaj wygodniejszym celem ataków są Romowie, którzy w opinii wielu Słowaków żerują na społeczeństwie, nadmiernie korzystając z opieki społecznej. Problem romskiej mniejszości nakłada się na problemy wynikające z nierównomiernego rozwoju kraju. Przedstawiciele rządu chwalą się, że region Bratysławy "osiąga 99 proc. średniego poziomu rozwoju w Unii Europejskiej". Tymczasem na wschodzie Słowacji jest on trzykrotnie niższy, a w niektórych miejscowościach bez pracy pozostaje połowa mieszkańców.
Tęsknota za porządkiem
Za granicą dokonania rządu Dzurindy ocenia się na ogół pozytywnie, ale Słowacy są sceptyczni. Nie do końca rozumieją potrzebę zastosowania terapii szokowej, są zirytowani złą sytuacją szkolnictwa, służby zdrowia i opieki społecznej. Tymczasem wskaźniki makroekonomiczne nie odbiegają znacząco od średniej państw grupy wyszehradzkiej, a infrastruktura kraju jest w dość dobrym stanie. Problemem jest jednak to, że społeczeństwo, powierzając ster władzy dawnej opozycji, oczekiwało cudownej odmiany, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Dziś chce rozliczać polityków, choć efekty reform pojawią się dopiero po kilku latach.
Słowaków drażnią też ciągłe przetasowania w koalicji rządowej. Niedawno burzę wywołało odkrycie malwersacji Rolanda Tótha, odpowiedzialnego za rozdział funduszy pomocowych z Unii Europejskiej. Afera nadwerężyła zaufanie Brukseli do rządu w Bratysławie, dlatego razem z Tóthem ustąpić musiał jego zwierzchnik, wicepremier Pavol Hamzik. Kilka tygodni temu z fotelem pożegnał się minister spraw wewnętrznych Ladislav Pittner. W oczach Słowaków zmiany personalne sprawiają jednak wrażenie "bałaganu na górze". Ludzie zdają się zapominać na czym polegał "porządek" za czasów Meciara.
Trudno jednak zaprzeczyć, że prawica słowacka jest rozdrobniona i podatna na konflikty wewnętrzne. Tymczasem w odróżnieniu od Polski, Czech i Węgier przeciwwagą dla prawicy nie potrafią być "cywilizowani" postkomuniści - wedle najnowszych sondaży Partia Demokratycznej Lewicy może nawet nie przekroczyć progu wyborczego. Dlatego największe pole do popisu pozostaje tym, którzy nie wymagają od Słowaków przeprowadzania zbyt trudnych analiz.
Parada populistów
Pierwszym uzdrowicielem, który objawił się po trzech latach "hibernacji", jest Vladimir Meciar. Jest wciąż zbyt energiczny i zbyt żądny władzy, by dać się raz na zawsze odsunąć w cień. Ma przy tym niewątpliwy talent polityczny i charyzmę, której brakuje prawicowym "technokratom". - Vladimir Meciar, który umiejętnie wykreował swój wizerunek ojca niepodległości, przywłaszczył sobie w oczach wielu Słowaków prawo do identyfikacji z niezależnością państwa - mówi prof. Sona Szomolányi. Meciar - mimo że zepsuł gospodarkę i sprawił, że Słowacja zyskała opinię państwa autorytarnego - dla jednej trzeciej społeczeństwa pozostaje autorytetem. Popularność byłego premiera w sondażach znów sięga 25-29 proc.
Meciar nie jest jedynym słowackim mesjaszem. Coraz większą popularnością cieszy się założyciel partii Smer (Kierunek) - 37-letni Robert Fico. W 1998 r. wspierał antymecziarowską koalicję, ale później obraził się na Dzurindę. Dziś uważa się za pragmatyka, co w jego rozumieniu oznacza mówienie ludziom tego, co chcą słyszeć. Fico opowiada się przeciw prywatyzacji i przestępczości, przeciw aspołecznym elementom (w domyśle: Cyganom). Węgrów wolałby nie oglądać w rządzie. W 1999 r. protestował przeciw akcji NATO w Jugosławii, dziś jednak wspiera kierunek euroatlantycki. Elastycznym poglądom przewodniczącego i jego talentowi politycznemu Smer zawdzięcza piętnasto-, dwudziestoprocentowe poparcie.
Kolejnym "pragmatykiem" okazał się Pavol Rusko, szef najpopularniejszej na Słowacji prywatnej telewizji Markiza. Wiosną tego roku założył partię Sojusz Nowego Obywatela (ANO, co po słowacku oznacza "tak"). Jego zwolennicy uważają, że Rusko jest człowiekiem wolnym od powiązań z "brudną" polityką. Nie przeszkadza im fakt, że słowacki Berlusconi otacza się ukraińskimi ochroniarzami, a pochodzenie pieniędzy na uruchomienie jego telewizji nie jest jasne.
Model austriacki
Nikt nie robi sobie nadziei, że w przyszłym roku uda się zbudować nowy rząd bez udziału któregoś z "proroków". Którego jednak wybrać? Najbliżej do prawicy jest dziś Meciarowi, lecz nikt rozsądny nie zamierza z nim współpracować. - Może udałoby się zrealizować model austriacki? Może dałoby się pozyskać HZDS, ale bez Meciara? - zastanawia się prof. Szomolányi. Problemem jest zarówno pamięć o fatalnych rządach Meciara, jak i perspektywa braku akceptacji jakiejkolwiek koalicji z jego udziałem w Brukseli i Waszyngtonie. Miesiąc temu sekretarzowi generalnemu NATO lordowi Robertsonowi wyrwało się zdanie, że "uszanujemy każdy wynik wyborów na Słowacji", co opacznie odczytano jako brak obiekcji Zachodu wobec ewentualnego zwycięstwa "Vlado" w przyszłorocznych wyborach. Sygnał przesłany z Warszawy po wizycie Georgea Busha rozwiał jednak złudzenia: Amerykanie nie poprą przyjęcia Słowacji do NATO, "jeśli w rządzie znajdą się osoby skompromitowane w poprzednim okresie".
Scheda po Meciarze
Eklektyczna pięciopartyjna koalicja, która wygrała wybory w roku 1998, przejęła kraj pogrążony w kryzysie. Po rządach mecziarowskiego Ruchu na rzecz Demokratycznej Słowacji (HZDS) pozostały afery polityczne, konflikty etniczne i międzynarodowa izolacja. Słowację pominięto w pierwszej fazie rozszerzania NATO, w martwym punkcie utkwiły też rozmowy o wejściu do UE. Gospodarka znalazła się na skraju zapaści.
- Premier Dzurinda musiał zrobić to, co Balcerowicz w Polsce - mówi wicepremier Pál Csáky. Sprzątanie słowackiej stajni Augiasza zaczęło się od rozbicia tworzonych przez polityków poprzedniego gabinetu sitw i ich niejasnych powiązań z tajnymi służbami, a nawet przestępczym półświatkiem. Zakończyła się "polityczna prywatyzacja", a właściwie grabież prywatyzowanego majątku, którą redaktor ekonomiczny dziennika "Sme" Juraj Javorsky uznaje za najgorsze zjawisko rządów Meciara.
Słowacy nie są jednak pamiętliwi, a rząd ma powody, by nie zadrażniać sytuacji. "Dokonania" epoki Meciara odchodzą więc w zapomnienie, choć wiele ówczesnych afer nie doczekało się rozliczenia. - Dzisiaj system polityczny Słowacji nie różni się znacząco od tego, co widzimy u sąsiadów, a kraj rozwija się całkiem normalnie, biorąc pod uwagę sytuację, w jakiej uzyskał niezależność - uważa prof. Sona Szomolányi z katedry politologii bratysławskiego Uniwersytetu im. Komenskiego. - Skala konfliktów jest mniejsza niż kilka lat temu, jednak elity wciąż dzieli stosunek do przeszłości.
Kierunek Bruksela
Rządząca dziś koalicja z trudem daje sobie radę z natłokiem problemów. Tym bardziej że efekty uboczne mozolnego rozwiązywania spraw z przeszłości odbierane bywają jako nieudolność rządu. To przykład karania posłańca przynoszącego złe wieści - uważają słowaccy politolodzy. Tak było, kiedy rząd premiera Dzurindy musiał ujawnić prawdę o sytuacji ekonomicznej kraju. Później uwolniono sztucznie zaniżane ceny, a jednocześnie prywatyzowane firmy rozpoczęły redukcję zatrudnienia, co doprowadziło do wzrostu bezrobocia sięgającego dziś 19 proc. Mimo to "wyprzedaży majątku narodowego" sprzeciwiają się jedynie najbardziej nieprzejednani narodowcy. Większość Słowaków zdaje sobie sprawę, że na przykład koszyckie zakłady metalurgiczne przed upadkiem uratowało tylko przejęcie przez Amerykanów. Dziś US Steel jest obok Volkswagena i Deutsche Telekom największym zagranicznym inwestorem na Słowacji. W ostatnich trzech latach sprywatyzowano duże zakłady przemysłowe i telekomunikację, a obecnie trwają przygotowania do sprzedaży firmy SPP zajmującej się tranzytem rosyjskiego gazu na Zachód.
- Słowacja nie jest już tym samym krajem, którym była do 1998 r. Wyszliśmy z międzynarodowej izolacji, mamy gospodarkę rynkową, zostaliśmy członkiem OECD - mówi główny negocjator Słowacji w rokowaniach z UE Jan Figel. - Teraz naszym najważniejszym celem jest integracja euroatlantycka. Poparcie starań o wejście do unii sięga 70 proc. Nieco mniej jest zwolenników wstąpienia do NATO, ale zagraniczni obserwatorzy zauważają, że podczas akcji w Kosowie Słowacy udostępnili swój obszar powietrzny samolotom sojuszu, znacznie mniej się przy tym ociągając niż Czesi.
Koniec mitu węgierskiej piątej kolumny
- Naszym największym sukcesem jest to, że znormalizowaliśmy stosunki polityczne w kraju i rozwialiśmy wątpliwości, które pojawiły się w latach 1993-1997 - mówi wicepremier Csáky, unikając wymienienia nazwiska głównego sprawcy pojawienia się owych wątpliwości. Obecność w rządzie Csákyego polityków reprezentujących półmilionową mniejszość węgierską dowodzi, że zgrała się już karta etniczna wykorzystywana w pierwszych latach istnienia niepodległej Słowacji przez Meciara i wspierających go nacjonalistów ze Słowackiej Partii Narodowej. Paradoksalnie Węgrzy uznawani są dziś za najbardziej lojalnych i pragmatycznych członków koalicji rządzącej, a większość Słowaków nie daje już posłuchu nacjonalistom straszących ich węgierską piątą kolumną. Do załagodzenia konfliktów na tle etnicznym przyczyniła się zwłaszcza ratyfikacja przez parlament słowacki Europejskiej Karty Praw Mniejszości. Wszystko to doprowadziło do poprawy stosunków Bratysławy z Budapesztem, czego symbolem stała się niedawno odbudowa nieczynnego od wojny mostu na Dunaju w Sturovie.
Dzisiaj wygodniejszym celem ataków są Romowie, którzy w opinii wielu Słowaków żerują na społeczeństwie, nadmiernie korzystając z opieki społecznej. Problem romskiej mniejszości nakłada się na problemy wynikające z nierównomiernego rozwoju kraju. Przedstawiciele rządu chwalą się, że region Bratysławy "osiąga 99 proc. średniego poziomu rozwoju w Unii Europejskiej". Tymczasem na wschodzie Słowacji jest on trzykrotnie niższy, a w niektórych miejscowościach bez pracy pozostaje połowa mieszkańców.
Tęsknota za porządkiem
Za granicą dokonania rządu Dzurindy ocenia się na ogół pozytywnie, ale Słowacy są sceptyczni. Nie do końca rozumieją potrzebę zastosowania terapii szokowej, są zirytowani złą sytuacją szkolnictwa, służby zdrowia i opieki społecznej. Tymczasem wskaźniki makroekonomiczne nie odbiegają znacząco od średniej państw grupy wyszehradzkiej, a infrastruktura kraju jest w dość dobrym stanie. Problemem jest jednak to, że społeczeństwo, powierzając ster władzy dawnej opozycji, oczekiwało cudownej odmiany, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Dziś chce rozliczać polityków, choć efekty reform pojawią się dopiero po kilku latach.
Słowaków drażnią też ciągłe przetasowania w koalicji rządowej. Niedawno burzę wywołało odkrycie malwersacji Rolanda Tótha, odpowiedzialnego za rozdział funduszy pomocowych z Unii Europejskiej. Afera nadwerężyła zaufanie Brukseli do rządu w Bratysławie, dlatego razem z Tóthem ustąpić musiał jego zwierzchnik, wicepremier Pavol Hamzik. Kilka tygodni temu z fotelem pożegnał się minister spraw wewnętrznych Ladislav Pittner. W oczach Słowaków zmiany personalne sprawiają jednak wrażenie "bałaganu na górze". Ludzie zdają się zapominać na czym polegał "porządek" za czasów Meciara.
Trudno jednak zaprzeczyć, że prawica słowacka jest rozdrobniona i podatna na konflikty wewnętrzne. Tymczasem w odróżnieniu od Polski, Czech i Węgier przeciwwagą dla prawicy nie potrafią być "cywilizowani" postkomuniści - wedle najnowszych sondaży Partia Demokratycznej Lewicy może nawet nie przekroczyć progu wyborczego. Dlatego największe pole do popisu pozostaje tym, którzy nie wymagają od Słowaków przeprowadzania zbyt trudnych analiz.
Parada populistów
Pierwszym uzdrowicielem, który objawił się po trzech latach "hibernacji", jest Vladimir Meciar. Jest wciąż zbyt energiczny i zbyt żądny władzy, by dać się raz na zawsze odsunąć w cień. Ma przy tym niewątpliwy talent polityczny i charyzmę, której brakuje prawicowym "technokratom". - Vladimir Meciar, który umiejętnie wykreował swój wizerunek ojca niepodległości, przywłaszczył sobie w oczach wielu Słowaków prawo do identyfikacji z niezależnością państwa - mówi prof. Sona Szomolányi. Meciar - mimo że zepsuł gospodarkę i sprawił, że Słowacja zyskała opinię państwa autorytarnego - dla jednej trzeciej społeczeństwa pozostaje autorytetem. Popularność byłego premiera w sondażach znów sięga 25-29 proc.
Meciar nie jest jedynym słowackim mesjaszem. Coraz większą popularnością cieszy się założyciel partii Smer (Kierunek) - 37-letni Robert Fico. W 1998 r. wspierał antymecziarowską koalicję, ale później obraził się na Dzurindę. Dziś uważa się za pragmatyka, co w jego rozumieniu oznacza mówienie ludziom tego, co chcą słyszeć. Fico opowiada się przeciw prywatyzacji i przestępczości, przeciw aspołecznym elementom (w domyśle: Cyganom). Węgrów wolałby nie oglądać w rządzie. W 1999 r. protestował przeciw akcji NATO w Jugosławii, dziś jednak wspiera kierunek euroatlantycki. Elastycznym poglądom przewodniczącego i jego talentowi politycznemu Smer zawdzięcza piętnasto-, dwudziestoprocentowe poparcie.
Kolejnym "pragmatykiem" okazał się Pavol Rusko, szef najpopularniejszej na Słowacji prywatnej telewizji Markiza. Wiosną tego roku założył partię Sojusz Nowego Obywatela (ANO, co po słowacku oznacza "tak"). Jego zwolennicy uważają, że Rusko jest człowiekiem wolnym od powiązań z "brudną" polityką. Nie przeszkadza im fakt, że słowacki Berlusconi otacza się ukraińskimi ochroniarzami, a pochodzenie pieniędzy na uruchomienie jego telewizji nie jest jasne.
Model austriacki
Nikt nie robi sobie nadziei, że w przyszłym roku uda się zbudować nowy rząd bez udziału któregoś z "proroków". Którego jednak wybrać? Najbliżej do prawicy jest dziś Meciarowi, lecz nikt rozsądny nie zamierza z nim współpracować. - Może udałoby się zrealizować model austriacki? Może dałoby się pozyskać HZDS, ale bez Meciara? - zastanawia się prof. Szomolányi. Problemem jest zarówno pamięć o fatalnych rządach Meciara, jak i perspektywa braku akceptacji jakiejkolwiek koalicji z jego udziałem w Brukseli i Waszyngtonie. Miesiąc temu sekretarzowi generalnemu NATO lordowi Robertsonowi wyrwało się zdanie, że "uszanujemy każdy wynik wyborów na Słowacji", co opacznie odczytano jako brak obiekcji Zachodu wobec ewentualnego zwycięstwa "Vlado" w przyszłorocznych wyborach. Sygnał przesłany z Warszawy po wizycie Georgea Busha rozwiał jednak złudzenia: Amerykanie nie poprą przyjęcia Słowacji do NATO, "jeśli w rządzie znajdą się osoby skompromitowane w poprzednim okresie".
Więcej możesz przeczytać w 27/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.