Marcin Milczarski z Fundacji Sue Ryder wylicza, że w samej Wielkiej Brytanii fundacja ta prowadzi 450 sklepów. W Polsce ma ich 7. Sześć w stolicy, jeden w Szczecinie. Być może już niebawem w Warszawie otwarty zostanie także pierwszy charytatywny sklep meblowy. Na razie poszukiwana jest przestrzeń użytkowa, która pozwoliłaby uruchomić takie przedsięwzięcie.
– Nie możemy sobie pozwolić na wynajem komercyjny. Musimy bazować na ofertach Zakładów Gospodarowania Nieruchomościami lub podobnych instytucji, które dysponują lokalami na innych warunkach niż czysto rynkowe. To jedyna rzecz, która nas powstrzymuje, bo mebli mamy tyle, że moglibyśmy ruszyć w każdej chwili – zaznacza Milczarski.
Fundacja, dla której pracuje Milczarski, w Polsce została zarejestrowana w 1991 roku przez samą fundatorkę, brytyjską filantropkę i wielbicielkę naszego kraju, Sue Ryder. Pomaga seniorom, tworzy centra aktywności międzypokoleniowej, domy opieki, wspiera hospicja. Robi to dzięki darowiznom, ale środki na działalność uzyskuje także dzięki sklepom charytatywnym. To wypracowywany w nich zysk wspiera później fundacyjne konta. Oczywiście po tym, jak odliczone zostaną koszty wynajmu pomieszczenia (na preferencyjnych warunkach) i pensje pracowników.
– W Wielkiej Brytanii to zupełnie normalne, że jak się idzie do kogoś na imprezę, można wejść do sklepu charytatywnego i coś tej osobie tam kupić. Zatem nie sama liczba sklepów, a to, co ludzie o nich myślą, jak je traktują, jest dla nas ważniejsze. Dziś, mimo że z naszymi siedmioma sklepami jesteśmy największą siecią w Polsce, wciąż jesteśmy na etapie przekonywania, jak dobrym rozwiązaniem są sklepy charytatywne – mówi Milczarski. Jego odwołania do sytuacji na Wyspach nie są przypadkowe.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.