"Czasami śni mi się ojciec i wtedy wydaję z siebie jakiś tragiczny szloch, którego nie znam z życia na jawie" - pisze Magda Dygat
Kiedy zobaczyłam przed sobą drobne i skulone plecy wychodzącej z pokoju Izabeli, zrozumiałam, że oto raz na zawsze naznaczyłam życie własnej córki. Odtąd z nią samą i z jej życiem nigdy już nie będzie tak jak u innych" - rozpacza Marianna, filmowa bohaterka "Wiarołomnych" wyreżyserowanych przez Liv Ullman. A jak będzie? Wielka niewiadoma. Taką odpowiedzialność zawsze musi wziąć na siebie matka, która decyduje się na wybór między miłością do dziecka, jego ojcem a niespodziewaną falą namiętności do tego trzeciego. Klasyczny trójkąt. Tym razem rozgrywającą jest kobieta. Cena do zapłacenia - i to nie tylko w feministycznej perspektywie - będzie wyższa. Mariannie najzwyczajniej w świecie pęknie serce, a gdyby trzymać się scenariuszowej wersji jej losów, to pewnego dnia się utopi. Tak po prostu.
Puszczając wodze fantazji, można by pospekulować, co stanie się z jej córką Izabelą, gdy pewnego dnia z dziewczynki przeistoczy się w kobietę. Z zakodowanym kompleksem odrzucenia, niepewnością w relacjach z mężczyznami, samotnością w swojej kobiecej walce o lepszy świat. Zatraci się w namiętności, "poświęcając" w jej imię własne dziecko czy też stanie się ortodoksyjną kapłanką domowego ogniska? Wielka niewiadoma, ale i odwieczna pułapka, w którą wpada każdy, kto jest przekonany, że uczuciom można, a wręcz należy się poddawać.
Najwyższą cenę - znowu to samo - zawsze płaci kobieta... Ta, która odchodzi, ta do której się odchodzi i ta, która zostaje porzucona przez matkę albo ojca. Przysłuchiwałam się końcówce rozmowy z Magdą Dygat o jej wspomnieniowej czy raczej rozliczeniowej książce "Rozstania". Zresztą niezależnie od tego, jak ją określimy, to z pewnością książka bardzo osobista, dla wielu - jak było do przewidzenia - zbyt osobista. Bo po co tak o ojcu Stanisławie Dygacie i jego drugiej żonie Kalinie Jędrusik pisać? Ojca ma się przecież jednego i czy ten fakt zdaje się pani Magdy nie przekonywać? - pytają ci, którym tylko wypucowane pomniki się podobają.
Dziennikarz we wspomnianej rozmowie również zwracał autorce uwagę na to, że jak się jest córką wybitnego pisarza, to nie należy się czepiać ojca. Za "niepotrzebną" szczerość dostało się już i Marii Bojarskiej, gdy pisała o Tadeuszu Łomnickim, i Agacie Passent, gdy ujawniła swe relacje z matką, Agnieszką Osiecką. Po co komu to wszystko? Mówiąc górnolotnie: po to, żeby komuś nie pękło serce albo żeby ktoś się niepotrzebnie nie utopił. A bardziej przyziemnie: taka literacka trauma może się przydać każdemu z nas. Mam więc wiele sympatii dla córki pisarza za to, że zdecydowała się nie tylko na opowieść o nim samym, ale też na uczuciowe z ojcem porachunki.
To również o Magdzie Dygat mogłaby filmowa Marianna powiedzieć: odtąd jej życie już nigdy nie było takie samo. Przy czym ona już wie, że wina wcale nie tkwiła w niej samej. Nie w tym, że nie spełniła ojcowskich aspiracji i że niewarta była kochania. Łatwiej było się jej pogodzić z obojętnością matki, znacznie trudniej z tym, że nie była ukochaną córeczką tatusia. A podobno tylko takie kobiety wygrywają los na loterii, szczęście w życiu i miłości. Tylko takim kobietom dane jest w pełni doświadczyć radości z bycia kobietą.
"Wspomnienia o ojcu są jak dobre i złe sny, dobre są te z dzieciństwa, kiedy był innym człowiekiem. Był ojcem. Dawał mi poczucie stałości, bezpieczeństwa i pewności, że nic mi nie grozi. Traktował mnie z szacunkiem. Wpoił mi poczucie godności i pewność siebie. A potem nagle zabrał mi to wszystko. Zostawił mnie bez przygotowania na zewnętrzny świat, który czasami może być zły" - pisze Magda Dygat. I dalej: "Moje życie rodzinne skończyło się wraz z pojawieniem się drugiej żony ojca. Nie stało się to od razu. Od tego momentu datuje się jednak coś, co trudno było mi określić przez wiele lat. Zdziwienie, szok, rozczarowanie, zagubienie, absolutne niedowierzanie, wiele lat konfrontacji z samą sobą, kompleks winy i brak poczucia własnej wartości. Lęk, że każdy, kto wychodzi z domu, może już nie wrócić. Czasami śni mi się ojciec i wtedy wydaję z siebie jakiś tragiczny szloch, którego nie znam z życia na jawie".
To również cena, jaką płaci się za to, że nie jest się ukochaną córeczką tatusia. Nic dziwnego, że patrzymy z zazdrością na siedzące na kolanach ojców córki, na tych spośród nich, którzy kiedyś z taką dumą poprowadzą je do ołtarza. To do takich ojców mogą uciec w nocy, gdy przytrafi się im ugotować za słoną zupę.
"Chociaż Bóg zabrał mego ojca, to ten i tak cały czas czuwa nade mną" - przed kilkoma tygodniami powiedziała w jednym z wywiadów Leila Pahlawi, 31-letnia córka zmarłego szacha Persji. W dniu, w którym prezydent Iranu Khatami ponownie sięgnął po zwycięstwo, popełniła samobójstwo. Od wielu lat cierpiała na depresję i anoreksję. Publicznie pokazywała się rzadko, studiowała literaturę na jednym z amerykańskich uniwersytetów i nie szukała mężczyzny na całe życie.
Co powiedziałaby o niej filmowa Marianna? To było do przewidzenia, to może się zdarzyć w każdej rodzinie? Nie, Marianna z rozpaczą popatrzyłaby na skulone plecy dziewczyny i dostrzegłaby w niej kogoś, kto po utracie ojca nigdy już nie będzie taki sam. Albo pęknie mu serce, albo się utopi.
Puszczając wodze fantazji, można by pospekulować, co stanie się z jej córką Izabelą, gdy pewnego dnia z dziewczynki przeistoczy się w kobietę. Z zakodowanym kompleksem odrzucenia, niepewnością w relacjach z mężczyznami, samotnością w swojej kobiecej walce o lepszy świat. Zatraci się w namiętności, "poświęcając" w jej imię własne dziecko czy też stanie się ortodoksyjną kapłanką domowego ogniska? Wielka niewiadoma, ale i odwieczna pułapka, w którą wpada każdy, kto jest przekonany, że uczuciom można, a wręcz należy się poddawać.
Najwyższą cenę - znowu to samo - zawsze płaci kobieta... Ta, która odchodzi, ta do której się odchodzi i ta, która zostaje porzucona przez matkę albo ojca. Przysłuchiwałam się końcówce rozmowy z Magdą Dygat o jej wspomnieniowej czy raczej rozliczeniowej książce "Rozstania". Zresztą niezależnie od tego, jak ją określimy, to z pewnością książka bardzo osobista, dla wielu - jak było do przewidzenia - zbyt osobista. Bo po co tak o ojcu Stanisławie Dygacie i jego drugiej żonie Kalinie Jędrusik pisać? Ojca ma się przecież jednego i czy ten fakt zdaje się pani Magdy nie przekonywać? - pytają ci, którym tylko wypucowane pomniki się podobają.
Dziennikarz we wspomnianej rozmowie również zwracał autorce uwagę na to, że jak się jest córką wybitnego pisarza, to nie należy się czepiać ojca. Za "niepotrzebną" szczerość dostało się już i Marii Bojarskiej, gdy pisała o Tadeuszu Łomnickim, i Agacie Passent, gdy ujawniła swe relacje z matką, Agnieszką Osiecką. Po co komu to wszystko? Mówiąc górnolotnie: po to, żeby komuś nie pękło serce albo żeby ktoś się niepotrzebnie nie utopił. A bardziej przyziemnie: taka literacka trauma może się przydać każdemu z nas. Mam więc wiele sympatii dla córki pisarza za to, że zdecydowała się nie tylko na opowieść o nim samym, ale też na uczuciowe z ojcem porachunki.
To również o Magdzie Dygat mogłaby filmowa Marianna powiedzieć: odtąd jej życie już nigdy nie było takie samo. Przy czym ona już wie, że wina wcale nie tkwiła w niej samej. Nie w tym, że nie spełniła ojcowskich aspiracji i że niewarta była kochania. Łatwiej było się jej pogodzić z obojętnością matki, znacznie trudniej z tym, że nie była ukochaną córeczką tatusia. A podobno tylko takie kobiety wygrywają los na loterii, szczęście w życiu i miłości. Tylko takim kobietom dane jest w pełni doświadczyć radości z bycia kobietą.
"Wspomnienia o ojcu są jak dobre i złe sny, dobre są te z dzieciństwa, kiedy był innym człowiekiem. Był ojcem. Dawał mi poczucie stałości, bezpieczeństwa i pewności, że nic mi nie grozi. Traktował mnie z szacunkiem. Wpoił mi poczucie godności i pewność siebie. A potem nagle zabrał mi to wszystko. Zostawił mnie bez przygotowania na zewnętrzny świat, który czasami może być zły" - pisze Magda Dygat. I dalej: "Moje życie rodzinne skończyło się wraz z pojawieniem się drugiej żony ojca. Nie stało się to od razu. Od tego momentu datuje się jednak coś, co trudno było mi określić przez wiele lat. Zdziwienie, szok, rozczarowanie, zagubienie, absolutne niedowierzanie, wiele lat konfrontacji z samą sobą, kompleks winy i brak poczucia własnej wartości. Lęk, że każdy, kto wychodzi z domu, może już nie wrócić. Czasami śni mi się ojciec i wtedy wydaję z siebie jakiś tragiczny szloch, którego nie znam z życia na jawie".
To również cena, jaką płaci się za to, że nie jest się ukochaną córeczką tatusia. Nic dziwnego, że patrzymy z zazdrością na siedzące na kolanach ojców córki, na tych spośród nich, którzy kiedyś z taką dumą poprowadzą je do ołtarza. To do takich ojców mogą uciec w nocy, gdy przytrafi się im ugotować za słoną zupę.
"Chociaż Bóg zabrał mego ojca, to ten i tak cały czas czuwa nade mną" - przed kilkoma tygodniami powiedziała w jednym z wywiadów Leila Pahlawi, 31-letnia córka zmarłego szacha Persji. W dniu, w którym prezydent Iranu Khatami ponownie sięgnął po zwycięstwo, popełniła samobójstwo. Od wielu lat cierpiała na depresję i anoreksję. Publicznie pokazywała się rzadko, studiowała literaturę na jednym z amerykańskich uniwersytetów i nie szukała mężczyzny na całe życie.
Co powiedziałaby o niej filmowa Marianna? To było do przewidzenia, to może się zdarzyć w każdej rodzinie? Nie, Marianna z rozpaczą popatrzyłaby na skulone plecy dziewczyny i dostrzegłaby w niej kogoś, kto po utracie ojca nigdy już nie będzie taki sam. Albo pęknie mu serce, albo się utopi.
Więcej możesz przeczytać w 27/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.