Jako uchodźczyni, ale od lat mieszkająca w Polsce, spogląda pani na granicę polsko-białoruską i co sobie myśli?
Wiem, że Białorusini nigdy nie pomogą w rozwiązaniu tej sytuacji. Dlatego sądzę, że dziś trzeba tym ludziom zapewnić dach nad głową, stworzyć tymczasowy obóz i dopiero, gdy będą bezpieczni, objęci pomocą medyczną, sprawdzać, komu potrzebna jest pomoc, a komu nie. Potem można deportować tych, którzy pomocy nie potrzebują. Bo bezpieczeństwo też jest ważne. Ludziom, którzy za nie odpowiadają, też trzeba ufać. Wiem, co mówię. Przeżyłam wojnę. Chcę móc dalej cieszyć się tym, że wieczorem, zupełnie bezpieczna, mogę wyjść na ulicę. Poza tym, gdy myślę o Polsce, myślę o demokracji, „Solidarności”, o państwie prawa. I nie chcę brać udziału w tym dzieleniu na lewicę i prawicę.
Ale nie wszyscy z „prawicy” są za pomaganiem uchodźcom.
Przecież Polska mogła mi nie pomóc, nic by się nie stało, byłoby o jedną kobietę mniej, nikt by nawet nie zauważył. Ale dostałam pomoc.
Dzisiaj na granicy dochodzi do dramatów, do sytuacji, kiedy matki rozdzielane są z dziećmi. Ludzie umierają w lasach.
Ci ludzie zostali wykorzystani. Ja też przekraczałam kiedyś białoruską granicę, wiem, jak tam sytuacja może wyglądać.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.