Unia Wolności zrobiła wiele dobrego, ale popełniła też niemało błędów
Piszę felieton dwa dni po krajowej konwencji Unii Wolności i tuż po sondażu dającym jej w wyborach 7 proc. poparcia. Jest to najlepszy wynik od kilku miesięcy, być może początek odzyskiwania zaufania wyborców. Kiedy popatrzymy na ogromny obszar od Władywostoku po Odrę, na którym od dwunastu lat trwa gigantyczna i burzliwa przemiana wszystkich dziedzin życia, zauważymy, że przeważają na nim nadal polityczne i ekonomiczne depresje i burze. Jest tylko kilka krajów, w których one minęły, czasem już dawno. To są Węgry, Czechy, maleńkie republiki bałtyckie, jeszcze Słowacja, no i Polska. Polska - kraj większy od wszystkich wymienionych razem, a więc przemiana ustroju politycznego i gospodarczego z tego tylko powodu była tu trudniejsza. To, że po dwunastu latach nadal należymy do czołówki państw wychodzących z komunizmu, jest skutkiem działań wielu środowisk i osób. Jednym z najbardziej znaczących jest środowisko intelektualne i polityczne, które pod kierunkiem Tadeusza Mazowieckiego jako premiera i Bronisława Geremka w Sejmie przejęło w roku 1989 ster państwa. W 1991 r. uformowało się ono w Unię Demokratyczną, a cztery lata później, po połączeniu z KLD, w Unię Wolności.
Dzięki staraniom tego środowiska możliwe stało się w Polsce najbardziej pokojowe odejście od komunizmu i plan Balcerowicza. Unia Demokratyczna - choć w opozycji - wspierała mniejszościowy rząd Krzysztofa Bieleckiego, przyczyniła się do przecięcia politycznych sporów za rządów Jana Olszewskiego, uformowała w skrajnie rozdrobnionym parlamencie rząd Hanny Suchockiej, broniła parlamentu przed próbą jego rozpędzenia przez ówczesnego prezydenta w roku 1995. Unia odgrywała rolę konstruktywnej opozycji w czasach, gdy prawica znalazła się poza parlamentem, przyczyniła się znacząco do uchwalenia konstytucji w 1997 r., a także do wprowadzenia istotnej części reform rządu Jerzego Buzka. Wreszcie w całym dwunastoleciu wielokrotnie i skutecznie przeciwstawiała się pomysłom demagogicznym i "odlotowym", od których parlament nie był wolny, a które mogły wyrządzić szkodę. Unia odgrywała przez ten czas ważną rolę racjonalizującą i trzeźwiącą poczynania parlamentarzystów i z tego powodu, często niesprawiedliwie, obwiniana była o zadufanie. Ale czasami była zadufana.
Unia zrobiła wiele dobrego, ale - szczególnie w ostatnich paru latach - popełniła też sporo błędów. Wywołały one kryzys zaufania wyborców. Unia powinna była wejść w koalicję z AWS, lecz nie powinna - tak mocno, jak to się stało - skupiać się na sprawach gospodarczych, ustępując często z pól - na przykład kultury - które od początku były jej bliskie. Unia nie powinna zapominać o wyborczych zobowiązaniach, a tak bywało (historia z ulgą budowlaną), gdy tylko stawały one w poprzek nowym pomysłom ekonomicznym uznanym za lepsze. Od dawna narastało poczucie brnięcia w ślepą uliczkę, poczucie, że unia zbacza z drogi, że przeobraża się w partię ekonomicznego schematu, że przemawia do ludzi językiem drewnianym, że staje się najbardziej zapalczywym prześladowcą społecznej wrażliwości. Znalazło ono wyraz w przejęciu sterów partii przez Bronisława Geremka, ale prawdziwy wstrząs przyszedł po nieoczekiwanej secesji czołówki liderów dawnego KLD.
Ten wstrząs wywołał lęk i czasami opuszczenie rąk, ale równocześnie powodował też dużą aktywność, odświeżył przywiędłe w ostatnich latach poczucie, że odpowiedzialność za stan i losy partii ponoszą wszyscy unici i że nie wolno się jej wyzbywać. Unia nie wyrzeka się swej metryki, swego przywiązania do wolności, także do wolności gospodarczej, unia nie wędruje na lewo, wraca do środka, tam, gdzie była od swego powstania w 1991 r. i skąd się oddaliła. Unia pojechała w Polskę, na spotkania z wyborcami, bo jeśli się chce ludzkiego zaufania, trzeba poczuć smak codziennego ludzkiego życia w ojczyźnie. Także, a może przede wszystkim, gorzki smak. On unitom nie był zupełnie obcy, ale trochę tak. Unici ciężko pracują. To, co bardzo cieszy, to wielka liczba młodych, świetnych działaczy, którzy dwoją się i troją, by partię odświeżyć. I oby tak się stało, bo unia to mebel z tradycją, solidny i wypróbowany. Bez niego scena polityczna w Polsce byłaby i brzydsza, i mniej użyteczna.
Dzięki staraniom tego środowiska możliwe stało się w Polsce najbardziej pokojowe odejście od komunizmu i plan Balcerowicza. Unia Demokratyczna - choć w opozycji - wspierała mniejszościowy rząd Krzysztofa Bieleckiego, przyczyniła się do przecięcia politycznych sporów za rządów Jana Olszewskiego, uformowała w skrajnie rozdrobnionym parlamencie rząd Hanny Suchockiej, broniła parlamentu przed próbą jego rozpędzenia przez ówczesnego prezydenta w roku 1995. Unia odgrywała rolę konstruktywnej opozycji w czasach, gdy prawica znalazła się poza parlamentem, przyczyniła się znacząco do uchwalenia konstytucji w 1997 r., a także do wprowadzenia istotnej części reform rządu Jerzego Buzka. Wreszcie w całym dwunastoleciu wielokrotnie i skutecznie przeciwstawiała się pomysłom demagogicznym i "odlotowym", od których parlament nie był wolny, a które mogły wyrządzić szkodę. Unia odgrywała przez ten czas ważną rolę racjonalizującą i trzeźwiącą poczynania parlamentarzystów i z tego powodu, często niesprawiedliwie, obwiniana była o zadufanie. Ale czasami była zadufana.
Unia zrobiła wiele dobrego, ale - szczególnie w ostatnich paru latach - popełniła też sporo błędów. Wywołały one kryzys zaufania wyborców. Unia powinna była wejść w koalicję z AWS, lecz nie powinna - tak mocno, jak to się stało - skupiać się na sprawach gospodarczych, ustępując często z pól - na przykład kultury - które od początku były jej bliskie. Unia nie powinna zapominać o wyborczych zobowiązaniach, a tak bywało (historia z ulgą budowlaną), gdy tylko stawały one w poprzek nowym pomysłom ekonomicznym uznanym za lepsze. Od dawna narastało poczucie brnięcia w ślepą uliczkę, poczucie, że unia zbacza z drogi, że przeobraża się w partię ekonomicznego schematu, że przemawia do ludzi językiem drewnianym, że staje się najbardziej zapalczywym prześladowcą społecznej wrażliwości. Znalazło ono wyraz w przejęciu sterów partii przez Bronisława Geremka, ale prawdziwy wstrząs przyszedł po nieoczekiwanej secesji czołówki liderów dawnego KLD.
Ten wstrząs wywołał lęk i czasami opuszczenie rąk, ale równocześnie powodował też dużą aktywność, odświeżył przywiędłe w ostatnich latach poczucie, że odpowiedzialność za stan i losy partii ponoszą wszyscy unici i że nie wolno się jej wyzbywać. Unia nie wyrzeka się swej metryki, swego przywiązania do wolności, także do wolności gospodarczej, unia nie wędruje na lewo, wraca do środka, tam, gdzie była od swego powstania w 1991 r. i skąd się oddaliła. Unia pojechała w Polskę, na spotkania z wyborcami, bo jeśli się chce ludzkiego zaufania, trzeba poczuć smak codziennego ludzkiego życia w ojczyźnie. Także, a może przede wszystkim, gorzki smak. On unitom nie był zupełnie obcy, ale trochę tak. Unici ciężko pracują. To, co bardzo cieszy, to wielka liczba młodych, świetnych działaczy, którzy dwoją się i troją, by partię odświeżyć. I oby tak się stało, bo unia to mebel z tradycją, solidny i wypróbowany. Bez niego scena polityczna w Polsce byłaby i brzydsza, i mniej użyteczna.
Więcej możesz przeczytać w 28/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.