Miejsce rzezi dokonywanej przez kilkuletnich treserów, od najmłodszych lat przyuczanych do torturowania zwierząt. To tu każdego dnia w azjatyckiej korridzie uczestniczy kilka, kilkanaście krokodyli. Malutkie popiersia Buddy zawieszone na szyjach małych treserów mają chronić ich przed pokąsaniem przez zwierzęta, dodać odwagi, sprawić, by zadowoleni z przebiegu widowiska bogaci Niemcy, Japończycy oraz Australijczycy wrzucili na arenę marki i jeny.
A krokodyle? Mają doświadczyć tylko jednego - bólu, potęgowanego przez drewniane kołki podobne do baseballowych kijów. Dotychczas nie docierały tu misje Światowej Organizacji Praw Zwierząt, nikt nie podnosił larum.
Obcowanie malców z krokodylami sprowadza się do szybkiego, zwinnego pokonywania czterech kroków. Pierwszym jest sprowokowanie zwierzęcia - kij długości pół metra raz po raz ląduje na jego głowie, doprowadzając je do furii. Często już wówczas obrażenia krokodyla są tak duże, że trzeba go wycofać z pokazu, nierzadko definitywnie. Drugi krok to wyciąganie zwierzęcia na środek areny. Przywykłe do życia w gąszczu szuwarów gady wpadają we wściekłość. Ich furia zwiększa się, gdy znów bite są po głowie kijami. Trzeci krok - z udziałem najbardziej wytrwałych zwierząt - to wtykanie kija do pyska krokodyla. Zwierzę wierzga. Próbując zamknąć pysk, łamie kij. Drzazgi ranią pysk i bardzo delikatną skórę, tak cenioną przez wytwórców luksusowych akcesoriów. Czwarty krok jest wyłącznie triumfem człowieka. Bezsilny, zrezygnowany krokodyl leży na betonie.
Zwierzęta biorą udział w pokazie tylko przez kilka wieczorów, później zastępowane są kolejnymi. Torturowane, skatowane krokodyle są zabijane dla mięsa i skór, z których wyprodukowane zostaną luksusowe torebki, paski do zegarków, gadżety dla znudzonych turystów.
Show must go on.
Zdjęcia:
Tomasz Gudzowaty
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.