Przyzwyczaiłem się do myślenia o pewnych sprawach Miłoszem
Wiersze Czesława Miłosza winny być na tratwie ratującej nas z topieli czasów lekturą obowiązkową. Nie piszę tak tylko dlatego, że poeta ukończył właśnie dziewięćdziesiąt lat, ale i z przyzwyczajenia do myślenia o pewnych sprawach Miłoszem. Jakież to sprawy? Niebagatelne: nieprzenikniona tajemnica istnienia wszystkiego, co istnieje, piękno tej sytuacji i nasza uparta dążność, żeby tę tajemniczość albo opisać, albo namalować, albo wyśpiewać, aby przebić się przez nią myślą, objąć jak istotę ukochaną. Proszę bardzo - oto sam spoetyczniałem, co na kilka chwil wszystkim czytelnikom polecam. Pożytecznie jest również w chwili spoetycznienia wesprzeć naszą wyobraźnię jakimś wierszem. Niekoniecznie należy go samemu napisać, bo może cały urok naszego nastroju prysnąć jak grafomańska bańka z szarego mydła. Szukajmy wierszy, które znamy, albo tych, które po przeczytaniu stają się nam bliskie.
W czasie niedawnego jubileuszu Czesława Miłosza pisano i mówiono o wielu jego utworach, co ciekawe, podchodzących z wczesnych tomów "Ocalenie" i "Światło dzienne", a także niedawno wydanego "TO". Moim pierwszym źródłem "miłoszowania" również było "Ocalenie" z roku 1945, a potem już wszystko, co się ukazało drukiem. Jednak obecni profesorowie, krytycy, łasownicy jubileuszowi (od łasić się do Jubilata) nie wspominają o mym wierszu najukochańszym, o "Równinie". Oto, jak on się zaczyna:
"Od lat, od lat, ta sama, niepojęta,
Choćbym za zrozumienie
całe życie dał,
Równina pod chmurami
niskimi rozpięta
Smugami pyłów i zbożowych fałd".
I oto proszę teraz pomyśleć, kto z nas, nawet żyjąc na Kujawach lub Mazowszu, spojrzawszy przed siebie na równiny, pomyśli, że jest w nich coś tajemnego i niepojętego. A jest, i wobec zwykłej polskiej równiny z kępkami sadów i rzędami wierzb (tych doryckich kolumienek północnych krajów) stajemy, oddając się przez całe życie szukaniu sensu tej ni to metafory, ni to po prostu dużej powierzchni gruntów rolnych. To prawda, że poeta w kolejnych zwrotkach maluje na równinie rozmaite sceny historyczne, narodziny i kres wielkich miast, niemniej poemko kończy się tak:
"Na twardej ścieżce
przewrócony pług
Zajęczym śladem rysowana rosa.
I tęcza wzbija się,
przebity ptakiem łuk.
Z nieznanej ziemi
w nieznane niebiosa".
Cała twórczość Pana Czesława w mych oczach szaraczkowego czytelnika jest ową tęczą biegnącą z nieznanej ziemi w nieznane niebiosa. I ziemię, i niebo poznać - to za wiele dla każdego z nas.
Prawdą jest również, że mieszkając w krakowsko-podkrakowskim terenie górzystym, dziwną rzeczą jest roztkliwiać się nad równiną. Być może jednak dziedziczy się po ulubionych autorach ich wrażliwość na krajobrazy. Wychowywałem się wśród równin i ich szopenowska melancholia oraz miłoszowska metafizyka zapadły w moją pamięć na trwałe. Kto jednak będzie się dziś zastanawiał nad problemami, które ujawniłem przed szanowną i szeroką publicznością. Można czytać, co się chce i co się podoba, ale nie zapominałbym również o ostrzeżeniu w jednym z powojennych wierszy Miłosza "W Warszawie":
"Zostawcie/ Poetom chwilę radości/ Bo zginie wasz świat".
Tę linijkę powtarzam najczęściej, kiedy zapędzają mnie w domu do odkurzania. Kiedy dostrzegam natomiast w naszym życiu publicznym kompletny zanik "pięknego myślenia" pod wpływem tak zwanej szarej rzeczywistości, recytuję inną jeszcze zwrotkę poety:
"Oto zwycięża ludzkość,
zacięta i płodna.
Która nie pragnąc tajemnicy
mnoży się i trwa.
Ja, wbrew jej woli, chciałem
sięgnąć do dna,
Chociaż ona ma słuszność -
bo tak tylko
Dosięga się dna".
("Stanisław Ignacy Witkiewicz")
Więcej możesz przeczytać w 28/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.