Odpoczynek na luksusowym statku może być niewiele droższy niż w nadmorskim hotelu, a przy okazji zwiedza się kawał świata
Kiedy dowiedziałem się, że mam wziąć udział w dziewiczym rejsie najnowszego i najnowocześniejszego statku pasażerskiego Europy, od razu przed oczami stanął mi "Titanic". Nie to, żebym się bał morza, sztormu albo góry lodowej, ale przecież wtedy też był to ostatni krzyk techniki i wszystko, co "naj": największy, najnowocześniejszy, najelegantszy, najbezpieczniejszy. Jak skończył się tamten dziewiczy rejs, wszyscy wiedzą, a nawet pewnie widzieli to w kinie, dokładnie opowiedziane przez Jamesa Camerona.
Tym razem jednak na trasie miało nie być gór lodowych, pogodę na morzu zapowiadano raczej do opalania, nie do bania się, a statek ciągnął mnie jak magnes. Zobaczyłem go od razu, nadlatując nad port w Genui od strony Alp małym samolotem Saab 2000, którym tak rzucało podczas turbulencji, że przerażone stewardesy na stanowcze żądanie kapitana rzuciły w kąt tace i przypięły się do foteli. W tym samym czasie tam na dole ogromny statek "European Vision" ani drgnął pod wpływem podmuchów wiatru. Stał majestatycznie przy nabrzeżu i pozwalał morzu się oblewać. Woda dotykała go nieśmiało i z zaciekawieniem - takie miałem wrażenie, gdy wdrapywałem się po trapie na pokład. Wtedy jeszcze myślałem, że wchodzę na statek, wkrótce miało się okazać, że nieświadomie wspiąłem się na najbardziej zdumiewającą wieżę Babel współczesnego świata.
Kompania armatorska Festival Cruises to duma zjednoczonej Europy. Jej gwałtowny rozwój (co roku nowy statek!) postrzegany jest jako szansa dla europejskich stoczni, rosnący rynek pracy (na "European Vision" pracuje 711-osobowa załoga) i dowód, że rejsy morskie to najlepiej rozwijający się obecnie rynek turystyczny. To właśnie dlatego Unia Europejska z takim przekonaniem wspiera rozwój floty, a inwestowanie w takie cuda techniki jak "European Vision" traktuje podobnie jak dofinansowywanie konkurującego z amerykańskim Boeingiem europejskiego Airbusa.
Także na morzu trwa walka o turystów prowadzona przez kompanie amerykańskie i europejskie. Te pierwsze mają większe tradycje i obszerniejsze statki. Mniej inwestują, więc stać je na zdumiewające rabaty i okazyjne ceny. Europejczycy szybko jednak zmniejszają dystans - budują jak szaleni, a ich nowe flagowe jednostki zmuszają Amerykanów do zdjęcia czapek z głów. Chcą odzyskać panowanie na europejskich morzach (przede wszystkim Morzu Śródziemnym, ale także na Morzu Północnym i na Bałtyku) i udowodnić mieszkańcom Starego Kontynentu, że odpoczynek na pokładzie luksusowego statku może być lepszy i niewiele droższy niż w nadmorskim hotelu, a przy okazji zwiedza się kawał świata. I Europejczycy skwapliwie z tej zachęty korzystają.
Co tydzień na pokład "European Vision" wchodzi 1566 pasażerów, którzy zamieszkują w 783 dwuosobowych kabinach lub 132 apartamentach z balkonami, jadają w czterech restauracjach, bawią się w kilkunastu barach, dyskotece, teatrze, salach dansingowych. W ciągu dnia mogą zaś korzystać z dwóch odkrytych basenów, dwóch jacuzzi (ech, te masaże wodne!), siłowni, ścianki do wspinaczek, boiska do koszykówki, kortu tenisowego, a nawet pola golfowego. A kogo to nie bawi, może sobie surfować po sieci w najnowocześniejszej kafejce internetowej, jaką kiedykolwiek widziałem, oglądać telewizję lub bezpośrednią transmisję z przebiegu rejsu bądź poddawać się generalnej naprawie na pływającej farmie piękności.
Na każdym kroku do usług są członkowie załogi, mówiący w dziesiątkach języków świata. Każdy z nich ma obowiązek władania przynajmniej trzema! To także odpowiedź na amerykańską konkurencję. Dość dominacji języka angielskiego! By każdy miał możliwość porozmawiania w ojczystym języku, armator dobiera załogantów z różnych krajów. To oni sprawiają, że ten cud morskiej techniki XXI wieku zamienia się w wieżę Babel - mieszankę nacji i tradycji na miarę nowego wieku. Oczywiście, nietrudno z niej wyłowić polskie motywy. Polacy są wśród oficerów i wśród kelnerów. Błyskawicznie rozpoznają "swoich" i stają się ich osobistymi przewodnikami po wielojęzycznym pływającym świecie.
Jedną z pierwszych misji specjalnych "European Vision" będzie podejmowanie oficjalnych delegacji polityków, przybywających w lipcu do Genui na szczyt G8. Statek zamieni się wtedy w luksusowy hotel przez kilka dni przycumowany do nabrzeża. Europejska morska ambicja zostanie efektownie wyeksponowana, a statek zobaczą najbardziej wpływowi ludzie na świecie. Potem wszystko wróci do normy: kabiny wypełnią turyści (zapewne także Polacy), z mostka kapitańskiego padnie komenda "Cała naprzód!" i pływająca wieża Babel znowu rozpocznie swą misję łączenia odpoczynku z wiarą w Europę. Sam się przekonałem, że po kilku dniach takiego rejsu rzeczywiście we wszystko łatwiej uwierzyć.
Tym razem jednak na trasie miało nie być gór lodowych, pogodę na morzu zapowiadano raczej do opalania, nie do bania się, a statek ciągnął mnie jak magnes. Zobaczyłem go od razu, nadlatując nad port w Genui od strony Alp małym samolotem Saab 2000, którym tak rzucało podczas turbulencji, że przerażone stewardesy na stanowcze żądanie kapitana rzuciły w kąt tace i przypięły się do foteli. W tym samym czasie tam na dole ogromny statek "European Vision" ani drgnął pod wpływem podmuchów wiatru. Stał majestatycznie przy nabrzeżu i pozwalał morzu się oblewać. Woda dotykała go nieśmiało i z zaciekawieniem - takie miałem wrażenie, gdy wdrapywałem się po trapie na pokład. Wtedy jeszcze myślałem, że wchodzę na statek, wkrótce miało się okazać, że nieświadomie wspiąłem się na najbardziej zdumiewającą wieżę Babel współczesnego świata.
Kompania armatorska Festival Cruises to duma zjednoczonej Europy. Jej gwałtowny rozwój (co roku nowy statek!) postrzegany jest jako szansa dla europejskich stoczni, rosnący rynek pracy (na "European Vision" pracuje 711-osobowa załoga) i dowód, że rejsy morskie to najlepiej rozwijający się obecnie rynek turystyczny. To właśnie dlatego Unia Europejska z takim przekonaniem wspiera rozwój floty, a inwestowanie w takie cuda techniki jak "European Vision" traktuje podobnie jak dofinansowywanie konkurującego z amerykańskim Boeingiem europejskiego Airbusa.
Także na morzu trwa walka o turystów prowadzona przez kompanie amerykańskie i europejskie. Te pierwsze mają większe tradycje i obszerniejsze statki. Mniej inwestują, więc stać je na zdumiewające rabaty i okazyjne ceny. Europejczycy szybko jednak zmniejszają dystans - budują jak szaleni, a ich nowe flagowe jednostki zmuszają Amerykanów do zdjęcia czapek z głów. Chcą odzyskać panowanie na europejskich morzach (przede wszystkim Morzu Śródziemnym, ale także na Morzu Północnym i na Bałtyku) i udowodnić mieszkańcom Starego Kontynentu, że odpoczynek na pokładzie luksusowego statku może być lepszy i niewiele droższy niż w nadmorskim hotelu, a przy okazji zwiedza się kawał świata. I Europejczycy skwapliwie z tej zachęty korzystają.
Co tydzień na pokład "European Vision" wchodzi 1566 pasażerów, którzy zamieszkują w 783 dwuosobowych kabinach lub 132 apartamentach z balkonami, jadają w czterech restauracjach, bawią się w kilkunastu barach, dyskotece, teatrze, salach dansingowych. W ciągu dnia mogą zaś korzystać z dwóch odkrytych basenów, dwóch jacuzzi (ech, te masaże wodne!), siłowni, ścianki do wspinaczek, boiska do koszykówki, kortu tenisowego, a nawet pola golfowego. A kogo to nie bawi, może sobie surfować po sieci w najnowocześniejszej kafejce internetowej, jaką kiedykolwiek widziałem, oglądać telewizję lub bezpośrednią transmisję z przebiegu rejsu bądź poddawać się generalnej naprawie na pływającej farmie piękności.
Na każdym kroku do usług są członkowie załogi, mówiący w dziesiątkach języków świata. Każdy z nich ma obowiązek władania przynajmniej trzema! To także odpowiedź na amerykańską konkurencję. Dość dominacji języka angielskiego! By każdy miał możliwość porozmawiania w ojczystym języku, armator dobiera załogantów z różnych krajów. To oni sprawiają, że ten cud morskiej techniki XXI wieku zamienia się w wieżę Babel - mieszankę nacji i tradycji na miarę nowego wieku. Oczywiście, nietrudno z niej wyłowić polskie motywy. Polacy są wśród oficerów i wśród kelnerów. Błyskawicznie rozpoznają "swoich" i stają się ich osobistymi przewodnikami po wielojęzycznym pływającym świecie.
Jedną z pierwszych misji specjalnych "European Vision" będzie podejmowanie oficjalnych delegacji polityków, przybywających w lipcu do Genui na szczyt G8. Statek zamieni się wtedy w luksusowy hotel przez kilka dni przycumowany do nabrzeża. Europejska morska ambicja zostanie efektownie wyeksponowana, a statek zobaczą najbardziej wpływowi ludzie na świecie. Potem wszystko wróci do normy: kabiny wypełnią turyści (zapewne także Polacy), z mostka kapitańskiego padnie komenda "Cała naprzód!" i pływająca wieża Babel znowu rozpocznie swą misję łączenia odpoczynku z wiarą w Europę. Sam się przekonałem, że po kilku dniach takiego rejsu rzeczywiście we wszystko łatwiej uwierzyć.
Więcej możesz przeczytać w 28/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.