Gdy Gierek uchylił wrota PRL, mały fiat wyładowany prowiantem i dziećmi stał się dobrze znanym widokiem w Berlinie Zachodnim i Wiedniu. Na własne oczy zobaczyli ci młodzi ludzie okropność kapitalistycznego Zachodu - i raczej im się spodobała" - pisał w wydanej w 1983 r. książce "Polska rewolucja - Solidarność" Timothy Garton Ash. Spodobała się, i to bardzo, choć na to, by paszport mieć w zasięgu ręki, trzeba było jeszcze poczekać kilka lat. W 1990 r., pierwszym roku otwartych granic, Polacy przekroczyli je 22 mln razy, w 2000 r. - ponad 56 mln razy. Według CBOS, przed ośmiu laty za granicę wyjeżdżało 50 proc. Polaków, obecnie - 61 proc. Stale rośnie liczba wypoczywających i zwiedzających. W 1996 r. na rekreacyjne wojaże zdecydowało się 36 proc. rodaków udających się poza kraj, w 2000 r. już 46 proc. W tym roku - wedle prognoz - wyjedzie 55 proc. Po raz kolejny PLL LOT zwiększą w tym roku liczbę lotów czarterowych. Kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt tysięcy więcej polskich turystów przetransportują na południe przewoźnicy z Grecji, Turcji, Egiptu, Tunezji i Włoch. Jedno jest pewne: tegoroczne lato to przełom w turystyce zagranicznej, bite są wszelkie dotychczasowe rekordy, kto żyw - jeżeli zaoszczędził trochę gotówki bądź zna drogę do banku - ucieka z Polski.
Zastaw się, a wyjedź za granicę
W 2000 r. do Grecji, Hiszpanii i Chorwacji wyjechało, a częściej wyleciało, prawie dwukrotnie więcej rodaków niż rok wcześniej. Milion Polaków wybrało się w zeszłym roku poza Europę. 100 tys. odwiedziło Turcję, 200 tys. - Tunezję, 70 tys. - Egipt, 60 tys. - Izrael, 50 tys. - Meksyk i inne kraje Ameryki Środkowej, 20 tys. - Tajlandię i Chiny, 5 tys. - Kubę. Te zakątki świata będą jeszcze tłumniej - jak twierdzą przedstawiciele biur podróży - odwiedzane w tym roku. Wedle tych samych prognoz, do Chorwacji, Grecji, Italii, na Cypr i do Hiszpanii wyruszy dwa-, a nawet trzykrotnie więcej Polaków niż w 2000 r. Znaczy to, że do ciepłych krajów wybrać się może, według ostrożnych szacunków, około 5 mln osób, czyli więcej niż co ósmy obywatel RP. O wiele mniej jest podróżujących Niemców (62 mln wyjazdów o charakterze turystycznym w 2000 r., ale przy dwunastokrotnie większych dochodach mierzonych PKB na osobę niż u nas). Ponadto - co znamienne - w Europie (poza Niemcami) i Ameryce narasta tendencja do skracania letniego wypoczynku poza ojczyzną, a u nas jest odwrotnie. W 2000 r. aż 60 proc. wyjeżdżających za granicę rodaków wypoczywało od 8 do 14 dni (w 1995 r. - 46 proc.).
Dr Karl Gretzky, socjolog współpracujący ze Światową Organizacją Turystyki (WTO), w opracowaniu "Kierunki rozwoju europejskiej turystyki 2000-2005" pisze wręcz o "polskim fenomenie", konstatując ze zdziwieniem: "Polacy już teraz stanowią godną uwagi, dość zasobną klientelę touroperatorów. Liczba przeznaczających coraz więcej pieniędzy na zagraniczne wyjazdy będzie prawdopodobnie rosła nieproporcjonalnie do wzrostu zamożności tego postkomunistycznego kraju". - Może mamy we krwi potrzebę poznawania świata, koczowania i wyjazdów? - zastanawia się Olgierd Budrewicz, podróżnik. - Nawet w najtrudniejszych czasach PRL, gdy granice były zamknięte, wszędzie było nas pełno. Polskich turystów spotykałem w najbardziej egzotycznych miejscach, na wszystkich kontynentach - w Afryce Środkowej, brazylijskiej dżungli, na Madagaskarze, w Papui-Nowej Gwinei, Indonezji i Australii - zauważa.
Banki doskonale wyczuły koniunkturę i niemal wszystkie udzielają kredytów wakacyjnych. Oferowany przez PKO SA kredyt Dookoła Świata (połączony z promocją wycieczek Orbisu), według rzecznika PKO SA Sebastiana Łuczaka, sprzedaje się doskonale. Podobnie jak kredyt Lato z PBK, który w ubiegłym roku zaciągnęło 17 tys. osób. W tym roku, jak szacują prognostycy z PBK, chętnych może być kilka razy więcej. Średnia wysokość udzielanych na rok pożyczek (przy oprocentowaniu 18,5 proc.) wynosi 2000 zł. Spłata po niespełna 200 zł miesięcznie nie jest specjalnie kłopotliwa nawet dla osób o przeciętnych dochodach. To potwierdza tylko dane ośrodków demoskopijnych, że latem "emigrują" ludzie coraz mniej zamożni.
- Wyjeżdżają dziś przedstawiciele właściwie wszystkich grup społecznych i zawodów, niezależnie od statusu materialnego - potwierdza Maciej Grelowski, prezes Orbisu SA. - Gorzej uposażeni wychodzą z założenia, że lepiej wypocząć raz, a dobrze niż nawet kilka razy w Polsce, gdzie jest dziś stosunkowo drogo i nie można liczyć na słoneczną pogodę.
Pragnienia większości naszych niezbyt zasobnych globtroterów nie są specjalnie wyszukane. Dwóch z trzech ankietowanych przez Pentor otwarcie przyznało, że zamierza się wylegiwać na plaży. Zaledwie 23 proc. chce to i owo zwiedzić - unikając jednak dużych miast - a uprawianie letnich sportów ma znaczenie tylko dla co setnego wypoczywającego.
W samo południe
Niski kurs złotego na początku lata spowodował spore obniżki cen w biurach podróży, zwłaszcza w działających w Polsce filiach europejskich gigantów. Urlop we Włoszech, Chorwacji czy Turcji jeszcze nigdy nie był tak dostępny dla przeciętnie zarabiającego Polaka. Nawet nie uwzględniające zniżek oferty biur podróży są wyjątkowo zachęcające. 12 dni w Grecji można spędzić już za 1600 zł, 7 dni na Majorce za 1400 zł, a 10 dni w Turcji za 1800 zł. Staniały też oferty bardziej ekskluzywne: za dwa tygodnie na Dominikanie (all inclusive) zapłacimy 3000 zł, a za dwa tygodnie w czterogwiazdkowym hotelu w Egipcie - 2500 zł.
Można wypocząć jeszcze taniej. Tydzień w Grecji, jeśli pojedziemy własnym autem, a kwatery zarezerwujemy (np. przez Internet) odpowiednio wcześniej, łącznie z wydatkami na miejscu będzie kosztował 1,5 tys. zł. Tyle samo, co tygodniowy wypad do Kołobrzegu albo Łeby. Jedynie połowę tej sumy wydamy na tygodniowy urlop na polu namiotowym w Molunat nad chorwackim Adriatykiem, jeśli autem pojadą cztery osoby. Coraz więcej Polaków, szczególnie młodych, znających języki obce, kalkuluje koszty urlopu właśnie w ten sposób. Aż 25 proc. z nas organizuje sobie wakacje w krajach basenu Morza Śródziemnego na własną rękę. - Zatarcie różnic w cenach wypoczynku między Polską a Europą zostało błyskawicznie dostrzeżone i wykorzystane - komentuje dr Krzysztof Łopaciński z Instytutu Turystyki.
Opłaca się też czarter jachtów na chorwackim lub greckim wybrzeżu, gdzie często nie trzeba się legitymować patentem sternika morskiego i można się porozumieć po polsku. Wynajęcie na wyspach Rodos lub Korfu najnowszego, 13-metrowego jachtu typu Bavaria 40 (sześć koi) kosztuje 7-9 tys. zł tygodniowo. Za dziesięcioletni jacht Gib Sea 352, który może pomieścić osiem osób, wczesną jesienią zapłacimy od 3 tys. zł do 4 tys. zł. Na Mazurach tygodniowy czarter ośmiometrowego jachtu dla 5-6 żeglarzy kosztuje 3,5 tys. zł. Taniej, ale nie na tyle tanio, by się nie skusić na ofertę zagraniczną. Zwłaszcza że pełnomorskie jachty dostępne w Chorwacji lub Grecji mają znacznie bogatsze wyposażenie.
Polska dla bogatych i niewybrednych
Wraz z letnim odwrotem Polaków od Polski maleją przychody naszego przemysłu turystycznego. W ubiegłym roku wyniosły one 6 mld USD (w połowie minionej dekady sięgały 8 mld USD).
W ubiegłym roku spadła też prawie o 800 tys. (10 proc.) - w porównaniu z 1999 r.
- liczba wypoczywających w kraju. Burmistrzowie najpopularniejszych kurortów nad polskim Bałtykiem, w Tatrach, Sudetach i na Mazurach zaczynają bić na alarm. Piotr Jakubowski, burmistrz Mikołajek, ocenia, że tego lata odwiedzi miasto nawet o 30 proc. mniej wczasowiczów niż przed rokiem.
Wakacje w Polsce, jeżeli są tańsze od zagranicznych, to najwyżej o 200-300 zł tygodniowo. Wykupienie siedmiodniowych wczasów w dwugwiazdkowym hotelu w Łebie, Kołobrzegu, Świnoujściu, Mikołajkach lub Krynicy kosztuje 1,2-1,5 tys. zł za dwie osoby z wyżywieniem (ostatnio coraz częściej... obowiązkowym). O 700 zł droższy jest tygodniowy pobyt dwóch osób w Grecji. - W Polsce nie ma praktycznie bazy niedrogich hoteli dwu- i trzygwiazdkowych, a istniejące zwykle nie oferują nic poza noclegiem - ocenia Włodzimierz Sukiennik, przez wiele lat prezes Polskiej Izby Turystyki. Turystom pozostają kempingi lub luksusowe hotele.
Na polu namiotowym Rafael w Łebie zapłacimy od 9 zł do 11 zł od osoby za dobę oraz 8 zł za dwuosobowy namiot, 8 zł za parkowanie samochodu i 1,1 zł za osobę opłaty miejscowej. Kemping Wagabunda w Mikołajkach liczy sobie 8 zł od osoby za dobę i 8-11 zł za rozstawienie namiotu. Za wynajęcie domku trzeba zapłacić od 100 zł (bez żadnych wygód) do 240 zł (z kuchnią i łazienką). Na kempingu Na Skarpie w Jastrzębiej Górze nocleg kosztuje 12 zł, a opłata za rozstawienie namiotu i parkowanie samochodu wynosi 9 zł. To drożej niż w Chorwacji i Grecji.
W hotelu Jurata jednoosobowy pokój ze śniadaniem kosztuje 195 zł za dobę, a dwuosobowy - 290 zł. W Gołębiewskim w Mikołajkach za dwójkę w sezonie płaci się 200 zł (od osoby), w Amber Baltic w Międzyzdrojach - 230 zł. Koszt tygodniowego urlopu z atrakcjami może sięgnąć tam 4-5 tys. zł od osoby. Za tę sumę można spędzić dwutygodniowe wakacje na Lazurowym Wybrzeżu, w Meksyku, a nawet zafundować sobie safari w Afryce. Ewa Szymańska, kierownik marketingu Amber Baltic, przekonuje, że ceny nie mogą być niższe, gdyż hotel "ma własną plażę i leżaki za darmo, wszystkie pokoje z widokiem na morze, a poza tym jest jedyny o tym standardzie w okolicy".
- Polska oferta jest oparta na nadziei, że krajowa klientela nie zmieni wieloletnich przyzwyczajeń. Polscy turyści zaczęli jednak kalkulować i analizować. I doszło do tego, do czego musiało dojść: przestajemy jeździć do Łeby, Ustki i na Hel nie tylko z powodu kapryśnej pogody, ale także z przyczyn czysto ekonomicznych - twierdzi Janusz Lewandowski z Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową.
Błędne koło
To właśnie gwarancja słonecznej pogody sprawia, że Polacy wybierają zagranicę - twierdzi Marta Rotta z biura promocji urzędu miejskiego w Jastarni. - Nad Bałtykiem przyzwoity standard oznacza wyłącznie czystość i dob-re jedzenie - zauważa dla odmiany Mariusz Chyrzyński z Glob Travel.
- Tymczasem na południu to norma. Tam turyści w razie niepogody mają do dyspozycji basen, sprzęt sportowy i wycieczki po okolicy. A nad polskim morzem są dwa kryte baseny publiczne. I nie możemy się wiecznie usprawied-liwiać, że jesteśmy zbyt biedni, by się porównywać z Grecją czy Portugalią. Na prysznice na plażach też nas nie stać? - pyta retorycznie.
Inwestycji w infrastrukturę turystyczną nawet się u nas nie planuje. Właściciele ośrodków tłumaczą to drogimi kredytami. - Osobom, które chciałyby inwestować, nie oferuje się żadnych ulg, a wciąż nakładane są nowe opłaty - mówi Gerhard Elwart, właściciel hotelu Merlin w Międzyzdrojach. - Nie potrafimy dobrze się promować - dodaje burmistrz Łeby Andrzej Cyranowicz.
Czy jednak mamy co promować? Niemiecka Rugia, duński Bornholm i Jutlandia leżą nad tym samym zimnym Bałtykiem, ale kaprysy pogody nie oznaczają tam klęski. Obfitość atrakcji turystycznych (parki etnograficzne, wodne miasteczka, pola golfowe, korty, muzea, ścieżki rowerowe, skanseny, festyny) sprawia, że sezon turystyczny trwa tam o wiele dłużej niż w Polsce. Inaczej wówczas - choć i wschodnim Niemcom oraz Duńczykom się nie przelewa - wygląda kalkulacja zysków.
U nas taka kalkulacja przypomina błędne koło: wczasowicze omijają nasze kurorty, zatem nie ma zysków, a skoro nie ma zysków, nie ma pieniędzy na inwestycje, a skoro się nie inwestuje, nie można zwabić wczasowiczów. - Polska nie jest atrakcyjna dla turystów. Jest drogo, nie ma infrastruktury i bazy hotelowej dla przeciętnie zarabiających - z tymi prawdami nie da się polemizować - mówi Maciej Grelowski. - Bez zdecydowanie większego wzrostu gospodarczego i szybszego bogacenia się społeczeństwa nie można jednak liczyć na poprawę sytuacji.
- Państwo nie stwarza korzystnych warunków do rozwoju branży turystycznej - dodaje Włodzimierz Sukiennik. I ma zapewne rację, ale trudno założyć, by państwo, zwłaszcza przy obecnym stanie finansów, zechciało nagle wspomóc na przykład prywatnych hotelarzy. "Turystyka, obok telekomunikacji i technologii informatycznych, należy do najzyskowniejszych i najszybciej rozwijających się dziedzin w skali globalnej. Nawet w krajach z pozoru mało atrakcyjnych inwestycje w turystykę zwracają się w dwójnasób już po kilku latach. Potrzeba tylko wyobraźni decydentów" - konkluduje w opracowaniu "Kierunki rozwoju europejskiej turystyki 2000-2005" cytowany wyżej Karl Gretzky. Czy tej wyobraźni wystarczy kolejnym ekipom rządzącym? To już na pewno nie jest zmartwienie wczasowiczów. Ci ostatni wreszcie nie muszą szukać skrawka wolnej plaży w Pobierowie bądź tłoczyć się nad Morskim Okiem. Mają wybór, mogą spędzać urlopy, jak chcą - albo drogo, zimno i nudno w kraju, albo tanio, gorąco i egzotycznie poza jego granicami. W ubiegłym roku polscy turyści zostawili za granicą ponad 4 mld USD. Ile zostawimy w tym roku?
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.