Przez półtora roku uciekałam covidowi. Przyjęłam dwie szczepionki i względnie spokojnie czekałam na trzecią dawkę, którą – zgodnie z wytycznymi – mogłam dostać najwcześniej 13. grudnia. I oczywiście bym ją przyjęła, gdyby nie fakt, że 11 grudnia odebrałam wynik testu. Okazało się, że mam COVID-19.
Dreszcze, gorączka, bóle stawów, ból głowy, utrata węchu i smaku. W końcu zatoki. Kilka dni wyjętych z życiorysu. Nie pamiętam, bym w dorosłym życiu przeszła infekcję o choćby podobnej sile rażenia.
Koronawirus w Polsce. Lista absurdów
Test na COVID-19 zleciłam sobie sama (zastanówmy się zatem, ile osób ma to w nosie?!), bo na skierowanie od lekarza POZ, mimo informowania o objawach mogących świadczyć o koronawirusie, musiałabym czekać cztery dni. Właśnie tyle w jednej z warszawskich przychodni czeka się na teleporadę…
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.