Dlaczego premier urlopował ministra Tomasza Szyszkę?
Pierwsi ("Wprost", nr 1/2001) pisaliśmy o niezwykle kontrowersyjnym przebiegu przetargu na koncesje UMTS - telefonii trzeciej generacji, i roli, jaką odegrał w nim Jan Łuczak, do niedawna doradca przymusowo urlopowanego przed kilkoma dniami ministra łączności Tomasza Szyszki. "Mieliśmy nadzieję, że uda się wprowadzić na nasz rynek nowych, liczących się na świecie operatorów. To się nie udało. A przecież zostali starzy, sprawdzeni" - bronił się wówczas na naszych łamach minister.
Spóźnione rewelacje
W Ministerstwie Łączności funkcjonuje mechanizm korupcyjny - twierdzi dziś (cokolwiek późno) Jacek Uczkiewicz, wiceprezes NIK. Polega on na tym, że firmy telekomunikacyjne w zamian za uzyskanie "przychylności ministerstwa" mają odprowadzać na konto pewnej spółki w Świdnicy "stosowne kwoty". Tymczasem z naszych ustaleń już sprzed pół roku wynikało, że chodzi o spółkę Synte Applied Science, której prezesem był Jan Łuczak.
Mocno spóźnione wydają się też wątpliwości NIK dotyczące rzetelności przeprowadzenia przetargu na koncesje UMTS. Przypomnijmy: przetarg unieważniono, a koncesje otrzymali trzej obecni już na rynku operatorzy GSM - Era, Plus i Centertel. Jak to było możliwe? Jan Łuczak i sam minister Szyszko w przeszłości prowadzili interesy - jako udziałowcy firmy Pro Invest - z Polsko-Amerykańskim Funduszem Przedsiębiorczości, zarządzanym wówczas przez Barbarę Lundberg, która w trakcie przetargu na UMTS kierowała Elektrimem, udziałowcem Ery GSM. Urząd Ochrony Państwa ustalił też, że jeszcze w trakcie przetargu Jan Łuczak prowadził poufne negocjacje z firmami KGHM Polska Miedź i Elektrim, a więc udziałowcami największych sieci telefonii GSM - Plusa i Ery, które na unieważnieniu przetargu na UMTS zyskały najwięcej. Wedle naszych informacji, miano mu obiecać stanowisko prezesa i akcje nowej firmy, mającej powstać z połączenia Telefonii Lokalnej i El-Netu. Ich właścicielami są właśnie KGHM i Elektrim.
Ministrowi Szyszce w mianowaniu Łuczaka swoim doradcą i powierzeniu mu spraw związanych z przetargiem na UMTS nie przeszkodziły kłopoty tego ostatniego z wymiarem sprawiedliwości. Prokuratura w Świdnicy zarzuciła Łuczakowi działanie na szkodę Borowskich Kopalni Granitu, którymi kierował kilka lat temu. Proces w tej sprawie trwa. Tuż przed podjęciem pracy w ministerstwie Łuczak był też prezesem wspomnianej świdnickiej firmy Synte Applied Science. Z rozliczenia sztabu Mariana Krzaklewskiego wynika, że na finansowanie kampanii kandydata AWS firma ta przeznaczyła 70 tys. zł. Władze spółki twierdzą, że pieniądze przekazano już po odejściu Łuczaka do ministerstwa.
- Pan Łuczak nie ma już żadnego wpływu na naszą działalność - zapewnia Ewa Rękawiecka, prezes SAS.
Zaskakujący awans
Szef ówczesnej komisji przetargowej, Mirosław Marcinkiewicz, stracił poprzednią posadę - stanowisko dyrektora generalnego Urzędu Wojewódzkiego w Gorzowie Wielkopolskim - bo poważne zastrzeżenia budziła jego działalność w radzie nadzorczej gorzowskiego Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Chodziło o "wyprowadzenie" z funduszu majątku wartego prawie milion złotych do prywatnego stowarzyszenia. "Gdyby powodem zwolnienia Mirosława Marcinkiewicza były jakiekolwiek nieprawidłowości, nikt nie podjąłby ryzyka jego obecności w ministerstwie" - bronił swojego współpracownika minister Szyszko w wywiadzie dla "Wprost". Innego zdania jest Janusz Tomaszewski, były wicepremier i minister spraw wewnętrznych i administracji, który podjął decyzję o odwołaniu Marcinkiewicza. - Materiały dotyczące działań Marcinkiewicza w WFOŚiGW przekazał wojewoda. Ich prawdziwość potwierdził dział kontroli MSWiA. Po ich analizie uznałem, że należy go odwołać - mówi Tomaszewski. Słuszność jego decyzji potwierdzili kontrolerzy z Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.
Dwa tygodnie później Marcinkiewicz został jednak dyrektorem generalnym w Ministerstwie Łączności, a wkrótce potem szefem komisji przetargowej w sprawie UMTS. - Byłem bardzo zdziwiony, że po odwołaniu wynikającym z podejrzeń o poważne naruszanie prawa Mirosław Marcinkiewicz awansował tak wysoko - mówi Tomaszewski. Nas, w przeciwieństwie do NIK i organów ścigania, dziwiło to już na początku tego roku.
Spóźnione rewelacje
W Ministerstwie Łączności funkcjonuje mechanizm korupcyjny - twierdzi dziś (cokolwiek późno) Jacek Uczkiewicz, wiceprezes NIK. Polega on na tym, że firmy telekomunikacyjne w zamian za uzyskanie "przychylności ministerstwa" mają odprowadzać na konto pewnej spółki w Świdnicy "stosowne kwoty". Tymczasem z naszych ustaleń już sprzed pół roku wynikało, że chodzi o spółkę Synte Applied Science, której prezesem był Jan Łuczak.
Mocno spóźnione wydają się też wątpliwości NIK dotyczące rzetelności przeprowadzenia przetargu na koncesje UMTS. Przypomnijmy: przetarg unieważniono, a koncesje otrzymali trzej obecni już na rynku operatorzy GSM - Era, Plus i Centertel. Jak to było możliwe? Jan Łuczak i sam minister Szyszko w przeszłości prowadzili interesy - jako udziałowcy firmy Pro Invest - z Polsko-Amerykańskim Funduszem Przedsiębiorczości, zarządzanym wówczas przez Barbarę Lundberg, która w trakcie przetargu na UMTS kierowała Elektrimem, udziałowcem Ery GSM. Urząd Ochrony Państwa ustalił też, że jeszcze w trakcie przetargu Jan Łuczak prowadził poufne negocjacje z firmami KGHM Polska Miedź i Elektrim, a więc udziałowcami największych sieci telefonii GSM - Plusa i Ery, które na unieważnieniu przetargu na UMTS zyskały najwięcej. Wedle naszych informacji, miano mu obiecać stanowisko prezesa i akcje nowej firmy, mającej powstać z połączenia Telefonii Lokalnej i El-Netu. Ich właścicielami są właśnie KGHM i Elektrim.
Ministrowi Szyszce w mianowaniu Łuczaka swoim doradcą i powierzeniu mu spraw związanych z przetargiem na UMTS nie przeszkodziły kłopoty tego ostatniego z wymiarem sprawiedliwości. Prokuratura w Świdnicy zarzuciła Łuczakowi działanie na szkodę Borowskich Kopalni Granitu, którymi kierował kilka lat temu. Proces w tej sprawie trwa. Tuż przed podjęciem pracy w ministerstwie Łuczak był też prezesem wspomnianej świdnickiej firmy Synte Applied Science. Z rozliczenia sztabu Mariana Krzaklewskiego wynika, że na finansowanie kampanii kandydata AWS firma ta przeznaczyła 70 tys. zł. Władze spółki twierdzą, że pieniądze przekazano już po odejściu Łuczaka do ministerstwa.
- Pan Łuczak nie ma już żadnego wpływu na naszą działalność - zapewnia Ewa Rękawiecka, prezes SAS.
Zaskakujący awans
Szef ówczesnej komisji przetargowej, Mirosław Marcinkiewicz, stracił poprzednią posadę - stanowisko dyrektora generalnego Urzędu Wojewódzkiego w Gorzowie Wielkopolskim - bo poważne zastrzeżenia budziła jego działalność w radzie nadzorczej gorzowskiego Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Chodziło o "wyprowadzenie" z funduszu majątku wartego prawie milion złotych do prywatnego stowarzyszenia. "Gdyby powodem zwolnienia Mirosława Marcinkiewicza były jakiekolwiek nieprawidłowości, nikt nie podjąłby ryzyka jego obecności w ministerstwie" - bronił swojego współpracownika minister Szyszko w wywiadzie dla "Wprost". Innego zdania jest Janusz Tomaszewski, były wicepremier i minister spraw wewnętrznych i administracji, który podjął decyzję o odwołaniu Marcinkiewicza. - Materiały dotyczące działań Marcinkiewicza w WFOŚiGW przekazał wojewoda. Ich prawdziwość potwierdził dział kontroli MSWiA. Po ich analizie uznałem, że należy go odwołać - mówi Tomaszewski. Słuszność jego decyzji potwierdzili kontrolerzy z Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.
Dwa tygodnie później Marcinkiewicz został jednak dyrektorem generalnym w Ministerstwie Łączności, a wkrótce potem szefem komisji przetargowej w sprawie UMTS. - Byłem bardzo zdziwiony, że po odwołaniu wynikającym z podejrzeń o poważne naruszanie prawa Mirosław Marcinkiewicz awansował tak wysoko - mówi Tomaszewski. Nas, w przeciwieństwie do NIK i organów ścigania, dziwiło to już na początku tego roku.
Więcej możesz przeczytać w 29/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.