Polska ma już dosyć wojny domowej na prawicy
Akcja Wyborcza Solidarność Prawicy, Platforma Obywatelska, partia braci Kaczyńskich i Unia Wolności zawarły porozumienie w sprawie wystawienia wspólnych kandydatów w wyborach do Senatu. Na pierwszy rzut oka można by się z tego tylko cieszyć. Polska ma już dosyć wojny domowej na prawicy, wywołującej paraliż aparatu państwowego i blokującej załatwianie spraw dla obywateli najważniejszych. Jest też oczywiste, że kraj potrzebuje nie tylko silnej lewicy, ale i dobrze zorganizowanej prawicy, mającej przemyślany program i wspólną wizję państwa.
Kłopot polega jednak na tym, że uzgodnieniu przez prawicę wspólnych kandydatów do Senatu nie towarzyszy sformułowanie programu, jaki mają oni realizować. Do jednego wora potencjalnych senatorów wrzucono ludzi o wręcz wykluczających się poglądach. I to nie w jednej czy drugiej sprawie, ale dosłownie w każdej liczącej się kwestii. Nie ma przecież najmniejszej szansy, by związkowiec Stefan Jurczak uzgodnił wspólny pogląd w kwestii nowelizacji kodeksu pracy z takim związkożercą jak Janusz Korwin-Mikke. Równie bezpłodna będzie debata o neutralności światopoglądowej państwa pomiędzy rzeczniczką takiej idei Grażyną Staniszewską a Krystyną Czubą, czołową fundamentalistką. Ta ostatnia w kwestii przystąpienia do Unii Europejskiej prędzej porozumie się ze skrajnymi izolacjonistami niż ze swym partnerem do Senatu Jackiem Saryuszem-Wolskim. Przykłady podobnych karamboli programowych można mnożyć bardzo długo. Wszystkie prowadzą do wniosku, że prawicowe senackie pospolite ruszenie nie ma wspólnych idei i sztandarów. Łączy je wyłącznie wrogość do lewicowej koalicji SLD i Unii Pracy, mającej sporą szansę na zdobycie większości w Senacie. Prawicowi politycy gotowi są na każdą ofiarę, nawet z własnych przekonań, byle tylko zablokować lewicowych konkurentów.
Z takich właśnie powodów prawicowa większość Sejmu przegłosowała w lutym 2001 r. budżet państwa. Tak naprawdę to wtedy zawiązał się sojusz, który obecnie zamierza szturmować Senat. Dzisiaj już wiemy, jak żałosny był efekt owego lutowego współdziałania. Kierując się dążeniem do zablokowania lewicy, prawica przyjęła budżet, w którym już po paru miesiącach pojawiły się dziury większe niż w szwajcarskim serze. Ów budżetowy bubel nie jest dobrą rekomendacją dla senackiego bloku wyborczego. Rodzice, którzy wydali na świat pokraczne dziecko, powinni się powstrzymać przed dalszym płodzeniem potomstwa.
Kłopot polega jednak na tym, że uzgodnieniu przez prawicę wspólnych kandydatów do Senatu nie towarzyszy sformułowanie programu, jaki mają oni realizować. Do jednego wora potencjalnych senatorów wrzucono ludzi o wręcz wykluczających się poglądach. I to nie w jednej czy drugiej sprawie, ale dosłownie w każdej liczącej się kwestii. Nie ma przecież najmniejszej szansy, by związkowiec Stefan Jurczak uzgodnił wspólny pogląd w kwestii nowelizacji kodeksu pracy z takim związkożercą jak Janusz Korwin-Mikke. Równie bezpłodna będzie debata o neutralności światopoglądowej państwa pomiędzy rzeczniczką takiej idei Grażyną Staniszewską a Krystyną Czubą, czołową fundamentalistką. Ta ostatnia w kwestii przystąpienia do Unii Europejskiej prędzej porozumie się ze skrajnymi izolacjonistami niż ze swym partnerem do Senatu Jackiem Saryuszem-Wolskim. Przykłady podobnych karamboli programowych można mnożyć bardzo długo. Wszystkie prowadzą do wniosku, że prawicowe senackie pospolite ruszenie nie ma wspólnych idei i sztandarów. Łączy je wyłącznie wrogość do lewicowej koalicji SLD i Unii Pracy, mającej sporą szansę na zdobycie większości w Senacie. Prawicowi politycy gotowi są na każdą ofiarę, nawet z własnych przekonań, byle tylko zablokować lewicowych konkurentów.
Z takich właśnie powodów prawicowa większość Sejmu przegłosowała w lutym 2001 r. budżet państwa. Tak naprawdę to wtedy zawiązał się sojusz, który obecnie zamierza szturmować Senat. Dzisiaj już wiemy, jak żałosny był efekt owego lutowego współdziałania. Kierując się dążeniem do zablokowania lewicy, prawica przyjęła budżet, w którym już po paru miesiącach pojawiły się dziury większe niż w szwajcarskim serze. Ów budżetowy bubel nie jest dobrą rekomendacją dla senackiego bloku wyborczego. Rodzice, którzy wydali na świat pokraczne dziecko, powinni się powstrzymać przed dalszym płodzeniem potomstwa.
Więcej możesz przeczytać w 29/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.