Zaczyna się liczyć materiał genetyczny kandydata na ojca, a nie to, czy będzie czytał dziecku bajki na dobranoc
Przeglądając zapiski mojej babci w zeszycie z przepisami, natrafiłam na prostą recepturę na cwibak: należy wziąć pięć jaj i tyle mąki, ile ważą jaja. A tyle, ile ważą cztery jaja, trzeba wziąć cukru itd. Kartkując kolejne strony, na których wykaligrafowano starannie mocno przedwojenne daty, mijając przepisy na szarlotki, serniki i bułki z różą, natrafiłam na zapisaną ołówkiem adnotację: ślady po szmince można usunąć z materiału albo skóry jedynie za pomocą benzylu lub 96-procentowego spirytusu. Czy kiedykolwiek ta porada została wykorzystana przez właścicielkę zeszytu, tego nie wiem, ale uwiodła mnie zwięzłość opisu zalecenia, co to i dla ciała, i w jakimś sensie dla duszy. Podobnie przez całe wieki konstruowano rady dotyczące najlepszego czasu w życiu kobiety na zamążpójście, macierzyństwo i zakrywanie albo odkrywanie ciała. Rady sprawdzone i, jak się wówczas wydawało, niezawodne. Jasno określające, co dla kobiety najodpowiedniejsze.
Było minęło, a teraz nic już nie wydaje się takie oczywiste. Ani jeśli chodzi o małżeństwo, ani o macierzyństwo. Namnożyło się jedynie teorii i porad. Daleko im jednak do niezawodności. Utraciły wartość opartą na doświadczeniu i tradycji, i wynikającej z nich nieomylności. Kiedy i czy w ogóle mieć dziecko? Rodzić pierworodnego w młodym wieku czy później, wybierać kandydata na przyszłego ojca w sposób naturalny czy w banku nasienia? Chociaż i tak to, co dziś w tym względzie nowatorskie, jutro z pewnością stanie się normą. Madonna, która ojca swego pierwszego dziecka potraktowała instrumentalnie, jak reproduktora, znalazła już naśladowczynie. Zaczyna się liczyć materiał genetyczny kandydata na ojca, a nie to, czy będzie czytał dziecku bajki na dobranoc. Ciężarna Demi Moore, która z nagiego obfotografowanego brzucha stworzyła erotyczny totem, zapoczątkowała modę na jego eksponowanie. Jodie Foster, korzystająca bez najmniejszego skrępowania z banku spermy (jest po raz drugi w ciąży), przetarła szlaki tym kobietom, którym zależy na posiadaniu dziecka, ale nie na kontaktach z jego ojcem. Adopcja wśród osób publicznych również staje się coraz częściej wykoncypowaną, a nie uwarunkowaną bezpłodnością formą macierzyństwa. Nasienie można zamrażać już od ponad pięćdziesięciu lat, a embriony - od ponad dwudziestu. Granice, formy i konfiguracje tego, kto z kim, dlaczego i w jakich okolicznościach sprowadza na ten świat dzieciątko, przestają już dziwić.
Chociaż ostatnio udało się to jednej z najwybitniejszych kobiet fotografików - Annie Leibowitz. Ta prawie pięćdziesięcioletnia artystka zdecydowała się wreszcie zostać mamusią. Została zapłodniona in vitro. Swoje nie narodzone jeszcze dziecko chce wychowywać wspólnie z przyjaciółką, wybitną pisarką i filozofką, Susan Sontag. Pikanterii całemu przedsięwzięciu dodaje fakt, że dawcą nasienia jest syn pisarki. I gdy wydawało się, że to na razie wszystko, na co ludzie mogą wpaść w kwestii pomnażania gatunku, włoski naukowiec dr Raffaeli Fabbri zamroził po raz pierwszy (w temperaturze minus 196°C) komórki jajowe. To milowy krok w dziedzinie embriologii. Czy można już prorokować, jakie to medyczne osiągnięcie będzie miało wpływ na scenariusz bycia kobietą? Jak bardzo po raz kolejny uniezależni jej życiowe plany nie tylko od biologicznego kalendarza, ale i od mężczyzny?
Naukowcy na razie się nad tym nie zastanawiają, optymistycznie zapowiadając, że banki zamrożonych komórek jajowych to dla kobiety przede wszystkim gwarancja uniknięcia wielu komplikacji późnej ciąży i porodu. Kobieta w okresie menopauzy będzie mogła urodzić dziecko ze zdrowych i młodych, bo zamrożonych kilkadziesiąt lat wcześniej własnych komórek jajowych. Co stanie się z samą definicją macierzyństwa, gdy będzie je można "zamrozić", czyli najzwyczajniej w świecie odłożyć na później? Na kiedy? Jedno wydaje się pewne - zniknie ten tak wszechogarniający kobiety zbliżające się do czterdziestki lęk, że muszą się spieszyć, że nie zdążą. Zdążą i podobno nie będą już miały wyrzutów sumienia, że oto w jakimś okresie swego życia przedłożyły karierę nad instynkt. Nie muszą także na oślep i w panice szukać kandydata (dawcy nasienia), który nadawałby się na tatusia.
Jednym słowem, jeśli stanie się to wszystko, o czym mowa, kobietom przyjdzie doświadczyć odpowiednika prawie nie limitowanej upływem czasu męskiej jurności. Będą mogły mieć dzieci, kiedy przyjdzie im na to ochota. Cała procedura założenia w banku konta komórek jajowych przy znieczuleniu miejscowym potrwa nie dłużej niż 15 minut. A potem to już hulaj dusza! Pozostaje tylko pytanie, czy takie podejście do życia spodoba się mężczyznom?
Czy jednak młode kobiety pomyślą o sobie w sposób tak racjonalny i wykalkulowany, kiedy jeszcze macierzyństwo nie będzie im w głowie? Czy założą odpowiednie konto? Komórek jajowych, których ma być tyle, ile waży mąka? Nie tyle, ile waży cukier? O rany, wszystko mi się już pomyliło, ale czy tylko mnie?
Było minęło, a teraz nic już nie wydaje się takie oczywiste. Ani jeśli chodzi o małżeństwo, ani o macierzyństwo. Namnożyło się jedynie teorii i porad. Daleko im jednak do niezawodności. Utraciły wartość opartą na doświadczeniu i tradycji, i wynikającej z nich nieomylności. Kiedy i czy w ogóle mieć dziecko? Rodzić pierworodnego w młodym wieku czy później, wybierać kandydata na przyszłego ojca w sposób naturalny czy w banku nasienia? Chociaż i tak to, co dziś w tym względzie nowatorskie, jutro z pewnością stanie się normą. Madonna, która ojca swego pierwszego dziecka potraktowała instrumentalnie, jak reproduktora, znalazła już naśladowczynie. Zaczyna się liczyć materiał genetyczny kandydata na ojca, a nie to, czy będzie czytał dziecku bajki na dobranoc. Ciężarna Demi Moore, która z nagiego obfotografowanego brzucha stworzyła erotyczny totem, zapoczątkowała modę na jego eksponowanie. Jodie Foster, korzystająca bez najmniejszego skrępowania z banku spermy (jest po raz drugi w ciąży), przetarła szlaki tym kobietom, którym zależy na posiadaniu dziecka, ale nie na kontaktach z jego ojcem. Adopcja wśród osób publicznych również staje się coraz częściej wykoncypowaną, a nie uwarunkowaną bezpłodnością formą macierzyństwa. Nasienie można zamrażać już od ponad pięćdziesięciu lat, a embriony - od ponad dwudziestu. Granice, formy i konfiguracje tego, kto z kim, dlaczego i w jakich okolicznościach sprowadza na ten świat dzieciątko, przestają już dziwić.
Chociaż ostatnio udało się to jednej z najwybitniejszych kobiet fotografików - Annie Leibowitz. Ta prawie pięćdziesięcioletnia artystka zdecydowała się wreszcie zostać mamusią. Została zapłodniona in vitro. Swoje nie narodzone jeszcze dziecko chce wychowywać wspólnie z przyjaciółką, wybitną pisarką i filozofką, Susan Sontag. Pikanterii całemu przedsięwzięciu dodaje fakt, że dawcą nasienia jest syn pisarki. I gdy wydawało się, że to na razie wszystko, na co ludzie mogą wpaść w kwestii pomnażania gatunku, włoski naukowiec dr Raffaeli Fabbri zamroził po raz pierwszy (w temperaturze minus 196°C) komórki jajowe. To milowy krok w dziedzinie embriologii. Czy można już prorokować, jakie to medyczne osiągnięcie będzie miało wpływ na scenariusz bycia kobietą? Jak bardzo po raz kolejny uniezależni jej życiowe plany nie tylko od biologicznego kalendarza, ale i od mężczyzny?
Naukowcy na razie się nad tym nie zastanawiają, optymistycznie zapowiadając, że banki zamrożonych komórek jajowych to dla kobiety przede wszystkim gwarancja uniknięcia wielu komplikacji późnej ciąży i porodu. Kobieta w okresie menopauzy będzie mogła urodzić dziecko ze zdrowych i młodych, bo zamrożonych kilkadziesiąt lat wcześniej własnych komórek jajowych. Co stanie się z samą definicją macierzyństwa, gdy będzie je można "zamrozić", czyli najzwyczajniej w świecie odłożyć na później? Na kiedy? Jedno wydaje się pewne - zniknie ten tak wszechogarniający kobiety zbliżające się do czterdziestki lęk, że muszą się spieszyć, że nie zdążą. Zdążą i podobno nie będą już miały wyrzutów sumienia, że oto w jakimś okresie swego życia przedłożyły karierę nad instynkt. Nie muszą także na oślep i w panice szukać kandydata (dawcy nasienia), który nadawałby się na tatusia.
Jednym słowem, jeśli stanie się to wszystko, o czym mowa, kobietom przyjdzie doświadczyć odpowiednika prawie nie limitowanej upływem czasu męskiej jurności. Będą mogły mieć dzieci, kiedy przyjdzie im na to ochota. Cała procedura założenia w banku konta komórek jajowych przy znieczuleniu miejscowym potrwa nie dłużej niż 15 minut. A potem to już hulaj dusza! Pozostaje tylko pytanie, czy takie podejście do życia spodoba się mężczyznom?
Czy jednak młode kobiety pomyślą o sobie w sposób tak racjonalny i wykalkulowany, kiedy jeszcze macierzyństwo nie będzie im w głowie? Czy założą odpowiednie konto? Komórek jajowych, których ma być tyle, ile waży mąka? Nie tyle, ile waży cukier? O rany, wszystko mi się już pomyliło, ale czy tylko mnie?
Więcej możesz przeczytać w 29/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.