Jestem za szczelną granicą wschodnią i przeciw strażnikom na zachodniej
"O każdej rzeczy można na równi rozprawiać za i przeciw"
Protagoras
Najpierw odrobina samochwalstwa. Ponad trzy lata temu mój szef Jan Kułakowski zlecił mi przejęcie na jakiś czas prac nad słabiutkim wtedy stanowiskiem negocjacyjnym w sprawie rybołówstwa. Musiałem szybko wgłębić się w świat śledzi, szprotów i różnych morskich potworów. Konsultacje z rybakami pozwoliły ustalić, że problemem negocjacyjnym będzie m.in. przekonanie Unii Europejskiej o wolniejszym wzroście śledzi i szprotów w mniej zasolonym południowym Bałtyku niż u wybrzeży szwedzkich. Nasi rybacy łowią szproty krótsze niż 10 cm i śledzie poniżej 16 cm, a naród zajada je nie z powodu skłonności do dzieciobójstwa, lecz z przyrodniczego musu. Po wiekach ta praktyka znalazła bardzo smakowite odzwierciedlenie w polskiej kuchni. Abstrahując od gustów kulinarnych - jasne było, że gra idzie też o przyszłość tysięcy osób związanych z polskim rybołówstwem. Uważałem więc, że właśnie w tej dziedzinie negocjatorzy muszą twardo, skutecznie i wszystkimi sposobami przekonywać partnerów do naszego stanowiska. W celach demonstracyjnych na VI Polskich Spotkaniach Europejskich publicznie wręczyłem Nicolausowi van der Pasowi i Francoise Gaudenzi puszkę szprotek w oleju, zawierającą stworzenia z pewnością krótsze niż 10 cm. Niedawne sygnały wskazują, że "nasze" szprotki zostały chyba obronione. To byłaby dobra wiadomość dla rybaków i smakoszy, a głównej negocjatorce ze strony UE życzę, by jej się nigdy szprotki nie przejadły.
Teraz łyżka dziegciu. Gorzej mają się sprawy z "pakietem", nad którym pieczę sprawuje MSWiA. Zmilczmy już o osiemnastoletnim "szlabanie" na ziemię rolną i pozostańmy przy dwóch kwestiach: uszczelnianiu wschodniej granicy i swobodzie przekraczania przez Polaków naszej granicy zachodniej. Media donoszą, że Komisja Europejska obawia się, iż długo jeszcze nie opanujemy sytuacji na wschodzie Polski i w efekcie tamta granica pozostanie nieszczelna. Ale także sama UE ma problem z niedostatecznie pojemnym systemem informatycznym, który trzeba dostosować do nowego ruchu granicznego. Z tych powodów może się zdarzyć, że mimo wejścia do UE na początku 2004, Polacy nadal będą poddawani kontroli paszportowej na granicy zachodniej. Dla przeciętnego Polaka nie centymetry szprotek, ale właśnie prawo swobodnego przemieszczania się po obszarze UE będzie najbardziej dotykalnym i zauważalnym skutkiem członkostwa. Właśnie ta swoboda jest nam potrzebna do uzyskania pewności, że Polacy nie są już oddzieleni od reszty Europy jakąś nową kurtyną. Mogę więc jedynie apelować do MSWiA, by właśnie w tej sprawie zajęto możliwie najtwardsze stanowisko. Jeśli we wtorek wchodzimy do unii, to od wtorku każdy przekraczający granicę Polski i Niemiec, czyli poruszający się po wewnętrznym terytorium unii, powinien to czynić tak, jakby jechał z Krakowa do Katowic. To oznacza, że należy się domagać przyspieszenia dostosowań ze strony UE. Zarazem jednak oznacza to konieczność faktycznego wzmocnienia naszej granicy wschodniej, co zależy głównie od nas. I nie chodzi o wizy dla Ukraińców, lecz o zdolność pełnego kontrolowania, kto tę granicę przekracza i co z sobą wiezie.
Na koniec przyznaję, że jestem pięknoduchem oraz ignorantem. Tak komentator "Gazety Wyborczej" Zdzisław Ambroziak określił "naiwniaków" nie rozumiejących, do czego służą olimpiady, i krytycznych wobec pomysłu urządzenia igrzysk 2008 w Pekinie. Podobno obecnie (według komentatora) "stawką olimpijskiego przetargu nie są prawa człowieka, tolerancja czy szlachetna rywalizacja młodzieży całego świata, tylko pieniądze". Trudno, pozostanę wyborem Pekinu zbrzydzony nawet za cenę pięknoduchostwa. Ciekawe, czy Chińczycy wystawią sportowców z narządami pobranymi od jeszcze ciepłych skazańców.
Protagoras z pewnością ma rację. Jestem za szczelną granicą wschodnią i przeciw budkom strażników na granicy zachodniej oraz za śledziami i przeciw Pekinowi.
Protagoras
Najpierw odrobina samochwalstwa. Ponad trzy lata temu mój szef Jan Kułakowski zlecił mi przejęcie na jakiś czas prac nad słabiutkim wtedy stanowiskiem negocjacyjnym w sprawie rybołówstwa. Musiałem szybko wgłębić się w świat śledzi, szprotów i różnych morskich potworów. Konsultacje z rybakami pozwoliły ustalić, że problemem negocjacyjnym będzie m.in. przekonanie Unii Europejskiej o wolniejszym wzroście śledzi i szprotów w mniej zasolonym południowym Bałtyku niż u wybrzeży szwedzkich. Nasi rybacy łowią szproty krótsze niż 10 cm i śledzie poniżej 16 cm, a naród zajada je nie z powodu skłonności do dzieciobójstwa, lecz z przyrodniczego musu. Po wiekach ta praktyka znalazła bardzo smakowite odzwierciedlenie w polskiej kuchni. Abstrahując od gustów kulinarnych - jasne było, że gra idzie też o przyszłość tysięcy osób związanych z polskim rybołówstwem. Uważałem więc, że właśnie w tej dziedzinie negocjatorzy muszą twardo, skutecznie i wszystkimi sposobami przekonywać partnerów do naszego stanowiska. W celach demonstracyjnych na VI Polskich Spotkaniach Europejskich publicznie wręczyłem Nicolausowi van der Pasowi i Francoise Gaudenzi puszkę szprotek w oleju, zawierającą stworzenia z pewnością krótsze niż 10 cm. Niedawne sygnały wskazują, że "nasze" szprotki zostały chyba obronione. To byłaby dobra wiadomość dla rybaków i smakoszy, a głównej negocjatorce ze strony UE życzę, by jej się nigdy szprotki nie przejadły.
Teraz łyżka dziegciu. Gorzej mają się sprawy z "pakietem", nad którym pieczę sprawuje MSWiA. Zmilczmy już o osiemnastoletnim "szlabanie" na ziemię rolną i pozostańmy przy dwóch kwestiach: uszczelnianiu wschodniej granicy i swobodzie przekraczania przez Polaków naszej granicy zachodniej. Media donoszą, że Komisja Europejska obawia się, iż długo jeszcze nie opanujemy sytuacji na wschodzie Polski i w efekcie tamta granica pozostanie nieszczelna. Ale także sama UE ma problem z niedostatecznie pojemnym systemem informatycznym, który trzeba dostosować do nowego ruchu granicznego. Z tych powodów może się zdarzyć, że mimo wejścia do UE na początku 2004, Polacy nadal będą poddawani kontroli paszportowej na granicy zachodniej. Dla przeciętnego Polaka nie centymetry szprotek, ale właśnie prawo swobodnego przemieszczania się po obszarze UE będzie najbardziej dotykalnym i zauważalnym skutkiem członkostwa. Właśnie ta swoboda jest nam potrzebna do uzyskania pewności, że Polacy nie są już oddzieleni od reszty Europy jakąś nową kurtyną. Mogę więc jedynie apelować do MSWiA, by właśnie w tej sprawie zajęto możliwie najtwardsze stanowisko. Jeśli we wtorek wchodzimy do unii, to od wtorku każdy przekraczający granicę Polski i Niemiec, czyli poruszający się po wewnętrznym terytorium unii, powinien to czynić tak, jakby jechał z Krakowa do Katowic. To oznacza, że należy się domagać przyspieszenia dostosowań ze strony UE. Zarazem jednak oznacza to konieczność faktycznego wzmocnienia naszej granicy wschodniej, co zależy głównie od nas. I nie chodzi o wizy dla Ukraińców, lecz o zdolność pełnego kontrolowania, kto tę granicę przekracza i co z sobą wiezie.
Na koniec przyznaję, że jestem pięknoduchem oraz ignorantem. Tak komentator "Gazety Wyborczej" Zdzisław Ambroziak określił "naiwniaków" nie rozumiejących, do czego służą olimpiady, i krytycznych wobec pomysłu urządzenia igrzysk 2008 w Pekinie. Podobno obecnie (według komentatora) "stawką olimpijskiego przetargu nie są prawa człowieka, tolerancja czy szlachetna rywalizacja młodzieży całego świata, tylko pieniądze". Trudno, pozostanę wyborem Pekinu zbrzydzony nawet za cenę pięknoduchostwa. Ciekawe, czy Chińczycy wystawią sportowców z narządami pobranymi od jeszcze ciepłych skazańców.
Protagoras z pewnością ma rację. Jestem za szczelną granicą wschodnią i przeciw budkom strażników na granicy zachodniej oraz za śledziami i przeciw Pekinowi.
Więcej możesz przeczytać w 29/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.