Co się kryje za ostatnią serią afer?
Dlaczego bomba wypełniona polityczno-gospodarczymi aferami wybuchła akurat tuż przed wyborami parlamentarnymi? Prawdopodobnie zdetonowanie aferalnego ładunku było próbą przeprowadzenia wybuchu kontrolowanego. Niestety, prawicowi saperzy się pomylili. Wybuch najmocniej poraził ich samych. Jakie korzyści mogliby odnieść, gdyby nie popełnili błędów?
Po pierwsze, i najważniejsze, zdetonowanie aferalnego ładunku uniemożliwiłoby dostanie się go w ręce ludzi Leszka Millera. W 1996 r. we Włoszech zwycięska komunistyczno-socjalistyczna koalicja Drzewo Oliwne w ramach akcji "Czyste ręce" uwięziła - niekiedy na podstawie bardzo wątłych przesłanek - prawie 3 tys. polityków oskarżanych o związki z mafią. Tak się złożyło, że byli to na ogół prawicowi politycy, którzy utracili władzę. Większość z nich szybko uniewinniono, lecz prawica długo nie mogła się pozbierać.
"Czyste ręce" po polsku?
Czy tak trudno sobie wyobrazić, że po jesiennych wyborach w Polsce czołówki gazet wypełniają komunikaty: "W sprawie byłych ministrów Sz. i Sz. oraz w sprawie Grzegorza W. ma zostać przesłuchanych kilkudziesięciu czołowych polity-ków prawicy, w tym Jerzy B. i Marian K."? Choć Tomasz Szyszko, zdymisjonowany minister łączności, jest działaczem ZChN, partii wchodzącej w skład AWSP, i choć Romuald Szeremietiew, zdymisjonowany wiceminister obrony narodowej, jest politykiem AWSP, to warto było próbować rozliczyć ich przed końcem kadencji Sejmu. Wybuch kontrolowany mógł zapobiec wybuchowi niszczącemu prawicę.
Po drugie, rzekomo największa z rzekomych afer mogła poważnie zaszkodzić ugrupowaniom konkurującym z koalicją AWSP, której przewodzi premier Jerzy Buzek. Oczywiście nie chodzi tu o zaszkodzenie SLD, gdyż prawica chce już jedynie "dobrze przegrać" w wyborach parlamentarnych. Chodzi o tych konkurentów AWSP, którzy sytuują się w obozie centroprawicy. Sekwencja zdarzeń była charakterystyczna: gdy z rządu odszedł "samotny szeryf" Lech Kaczyński, w sferach rządowych zostały ujawnione bulwersujące sprawy odsłaniające ciemną stronę styku polityki i gospodarki. I kiedy ciekawość publiczności została już mocno rozbudzona zdymisjonowaniem kolejnych członków rządu - Tomasza Szyszki i Romualda Szeremietiewa - Marek Biernacki, minister spraw wewnętrznych i administracji, zapowiedział na naszych łamach "wielką ofensywę policji przeciwko przestępcom w białych kołnierzykach"... Po czym wybuchła największa bomba: policja zatrzymała Grzegorza Wieczerzaka, byłego prezesa PZU Życie, człowieka do niedawna potężniejszego niż większość ministrów. "Chodzi o aferę porównywalną z aferą FOZZ" - szokował opinię publiczną minister Iwanicki.
Ubezpieczyciel polityków
I tak się jakoś złożyło, że Wieczerzak okazał się przy okazji regionalnym wiceprezesem i hojnym mecenasem Stronnictwa Konserwatywno-Ludowego. Patronem politycznym Wieczerzaka był szef małopolskich władz SKL, poseł Zygmunt Berdychowski. Ponieważ SKL jest sprzymierzone z Platformą Obywatelską, liderzy PO muszą się zastanawiać, czy skreślić posła Berdychowskiego z listy kandydatów do Sejmu. Tak się też składa, że jedną z firm, które miały otrzymywać pieniądze z PZU Życie, była firma ASAP, należąca do Marka Budzisza, człowieka związanego z Wiesławem Walendziakiem. A Walendziak jest jednym z czołowych przywódców Przymierza Prawicy, partii ściśle związanej z ugrupowaniem braci Kaczyńskich. Co więcej, Wieczerzak jako prezes PZU Życie wsparł Telewizję Familijną, tworzoną przez ludzi Walendziaka, przyjazną PiS i PP. Ujawnienie tych właśnie "powiązań" mogło się przyczynić do poprawy wizerunku rządu i AWSP kosztem konkurentów z prawej strony sceny politycznej.
Tyle że detonacja wymknęła się spod kontroli i poraziła prawicowych saperów. Okazało się bowiem, że Wojskowe Służby Informacyjne nie dysponują dowodami, które mogłyby być podstawą do oskarżenia Romualda Szeremietiewa przez prokuraturę. Z kolei Grzegorz Wieczerzak na drugi dzień po zatrzymaniu znalazł się na wolności. Indolencja? Nieudolność? Nadmierny pośpiech? Tak czy inaczej, trudno się dziwić, że w tej sytuacji Jan Olszewski postanowił wycofać Ruch Odbudowy Polski z koalicji AWSP. Trudno też być zdumionym, że wśród polityków ZChN i PPChD pojawiły się sugestie, aby porzucić sojusz z RS AWS. Tymczasem kampania wyborcza w toku i na billboardach zawisły pierwsze plakaty. Na łamach "Życia" Lech Kaczyński skarżył się na swój plakatowy wizerunek: "Przypudrowano mnie i dodano lat. Będziemy to zmieniać. Zaangażowaliśmy niby-profesjonalną firmę, ale spieprzyli robotę". I tak na prawicy jest ze wszystkim.
Po pierwsze, i najważniejsze, zdetonowanie aferalnego ładunku uniemożliwiłoby dostanie się go w ręce ludzi Leszka Millera. W 1996 r. we Włoszech zwycięska komunistyczno-socjalistyczna koalicja Drzewo Oliwne w ramach akcji "Czyste ręce" uwięziła - niekiedy na podstawie bardzo wątłych przesłanek - prawie 3 tys. polityków oskarżanych o związki z mafią. Tak się złożyło, że byli to na ogół prawicowi politycy, którzy utracili władzę. Większość z nich szybko uniewinniono, lecz prawica długo nie mogła się pozbierać.
"Czyste ręce" po polsku?
Czy tak trudno sobie wyobrazić, że po jesiennych wyborach w Polsce czołówki gazet wypełniają komunikaty: "W sprawie byłych ministrów Sz. i Sz. oraz w sprawie Grzegorza W. ma zostać przesłuchanych kilkudziesięciu czołowych polity-ków prawicy, w tym Jerzy B. i Marian K."? Choć Tomasz Szyszko, zdymisjonowany minister łączności, jest działaczem ZChN, partii wchodzącej w skład AWSP, i choć Romuald Szeremietiew, zdymisjonowany wiceminister obrony narodowej, jest politykiem AWSP, to warto było próbować rozliczyć ich przed końcem kadencji Sejmu. Wybuch kontrolowany mógł zapobiec wybuchowi niszczącemu prawicę.
Po drugie, rzekomo największa z rzekomych afer mogła poważnie zaszkodzić ugrupowaniom konkurującym z koalicją AWSP, której przewodzi premier Jerzy Buzek. Oczywiście nie chodzi tu o zaszkodzenie SLD, gdyż prawica chce już jedynie "dobrze przegrać" w wyborach parlamentarnych. Chodzi o tych konkurentów AWSP, którzy sytuują się w obozie centroprawicy. Sekwencja zdarzeń była charakterystyczna: gdy z rządu odszedł "samotny szeryf" Lech Kaczyński, w sferach rządowych zostały ujawnione bulwersujące sprawy odsłaniające ciemną stronę styku polityki i gospodarki. I kiedy ciekawość publiczności została już mocno rozbudzona zdymisjonowaniem kolejnych członków rządu - Tomasza Szyszki i Romualda Szeremietiewa - Marek Biernacki, minister spraw wewnętrznych i administracji, zapowiedział na naszych łamach "wielką ofensywę policji przeciwko przestępcom w białych kołnierzykach"... Po czym wybuchła największa bomba: policja zatrzymała Grzegorza Wieczerzaka, byłego prezesa PZU Życie, człowieka do niedawna potężniejszego niż większość ministrów. "Chodzi o aferę porównywalną z aferą FOZZ" - szokował opinię publiczną minister Iwanicki.
Ubezpieczyciel polityków
I tak się jakoś złożyło, że Wieczerzak okazał się przy okazji regionalnym wiceprezesem i hojnym mecenasem Stronnictwa Konserwatywno-Ludowego. Patronem politycznym Wieczerzaka był szef małopolskich władz SKL, poseł Zygmunt Berdychowski. Ponieważ SKL jest sprzymierzone z Platformą Obywatelską, liderzy PO muszą się zastanawiać, czy skreślić posła Berdychowskiego z listy kandydatów do Sejmu. Tak się też składa, że jedną z firm, które miały otrzymywać pieniądze z PZU Życie, była firma ASAP, należąca do Marka Budzisza, człowieka związanego z Wiesławem Walendziakiem. A Walendziak jest jednym z czołowych przywódców Przymierza Prawicy, partii ściśle związanej z ugrupowaniem braci Kaczyńskich. Co więcej, Wieczerzak jako prezes PZU Życie wsparł Telewizję Familijną, tworzoną przez ludzi Walendziaka, przyjazną PiS i PP. Ujawnienie tych właśnie "powiązań" mogło się przyczynić do poprawy wizerunku rządu i AWSP kosztem konkurentów z prawej strony sceny politycznej.
Tyle że detonacja wymknęła się spod kontroli i poraziła prawicowych saperów. Okazało się bowiem, że Wojskowe Służby Informacyjne nie dysponują dowodami, które mogłyby być podstawą do oskarżenia Romualda Szeremietiewa przez prokuraturę. Z kolei Grzegorz Wieczerzak na drugi dzień po zatrzymaniu znalazł się na wolności. Indolencja? Nieudolność? Nadmierny pośpiech? Tak czy inaczej, trudno się dziwić, że w tej sytuacji Jan Olszewski postanowił wycofać Ruch Odbudowy Polski z koalicji AWSP. Trudno też być zdumionym, że wśród polityków ZChN i PPChD pojawiły się sugestie, aby porzucić sojusz z RS AWS. Tymczasem kampania wyborcza w toku i na billboardach zawisły pierwsze plakaty. Na łamach "Życia" Lech Kaczyński skarżył się na swój plakatowy wizerunek: "Przypudrowano mnie i dodano lat. Będziemy to zmieniać. Zaangażowaliśmy niby-profesjonalną firmę, ale spieprzyli robotę". I tak na prawicy jest ze wszystkim.
Więcej możesz przeczytać w 30/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.