Kontrowersje wokół zbiórek na chore dzieci. Prof. Raciborska: Bardzo trudny temat

Kontrowersje wokół zbiórek na chore dzieci. Prof. Raciborska: Bardzo trudny temat

Dziewczynka chora na raka, zdjęcie ilustracyjne
Dziewczynka chora na raka, zdjęcie ilustracyjne Źródło: Shutterstock
Pamiętam pacjenta na oddziale, miał kamizelkę, która miała go chronić przed rakiem. Nie chciał jej zdjąć. I w tej kamizelce umarł – mówi dr hab. n. med., prof. nadzw. Anna Raciborska, specjalistka w dziedzinie pediatrii, onkologii i hematologii dziecięcej, kierownik Kliniki Onkologii i Chirurgii Onkologicznej Instytutu Matki i Dziecka w Warszawie. Odnosząc się do zbiórek na leczenie chorych dzieci poza granicami kraju, mówi, że to "bardzo trudny temat". – Najgorzej, jeśli są to wyjazdy do miejsc, które nie oferują medycyny konwencjonalnej – dodaje.
Intencją niniejszej publikacji nie jest uderzanie w rodziców gotowych zrobić wszystko, zebrać każde pieniądze na zorganizowanie leczenia ciężko chorego, czy umierającego dziecka, na drugim końcu świata. Rozmowa jest odpowiedzią na medialną dyskusję o tym, czy wszystkie zagraniczne terapie, na które zbierane są ogromne kwoty, są medycznie uzasadnione. Jest także odpowiedzią na pytanie, dlaczego oprócz konwencjonalnego leczenia chorych dzieci, ich rodzice czasem uciekają się do metod alternatywnych i dlaczego to bywa tak niebezpieczne.

Paulina Socha-Jakubowska, „Wprost”: Czy często zdarza się, że rodzice organizują zbiórki na terapię poza Polską, chociaż państwo-lekarze rekomendujecie kontynuowanie leczenia w kraju?

Prof. Anna Raciborska: Niestety zdarzają się takie sytuacje, choć szczęśliwie – zdarzają się sporadycznie. Najgorzej, jeśli są to wyjazdy do miejsc, które nie oferują medycyny konwencjonalnej, czyli uznanej przez środowiska medyczne. To są sytuacje najtrudniejsze.

My Polacy mamy kompleksy, wciąż uważamy, że wszystko co zagraniczne, jest lepsze.

Kiedyś rozmawiałam o tym z panią profesor Utą Dirksen odpowiedzialną za leczenie mięsaków Ewinga w Europie. Powiedziałam jej: „Wiesz Uta, wszyscy moi pacjenci chcą jechać na leczenie do ciebie”. A ona odpowiedziała: „Nie martw się, wszyscy moi pacjenci chcą jechać do Ameryki. Tak już jest”.

Ale pacjenci z Ameryki nie chcą się leczyć poza granicami, bo mają poczucie swojej wielkości i to jest coś, czego nam brakuje. Nie doceniamy tego, co mamy. Tymczasem w Polsce pracuje wielu specjalistów, którzy często poświęcają prywatne życie, by pacjenci byli zdrowi. Dlatego czasem takie decyzje o wyjazdach na zagraniczne leczenie są dla nas w pewnym sensie krzywdzące.

Czytaj też:
Druzgocący raport o chorych na raka w Polsce. „To niedopuszczalne”

Zastanawiam się, czy rodzice przychodzą do lekarzy i mówią im wprost, że szukają alternatywnych możliwości poza Polską? Jak wyglądają takie rozmowy?

Czasami przychodzą i mówią, że chcą zrezygnować z leczenia, albo leczyć dziecko w innym ośrodku. Wtedy dopytujemy o to, w jakim.

Słyszałam o tym, że najwięcej takich pomysłów pojawia się w grupach skupiających rodziców ciężko chorych dzieci. To w mediach społecznościowych podsyłają sobie informacje o tym, gdzie się leczyć, kto na świecie oferuje jakieś nowatorskie terapie.

Oczywiście pacjent ma prawo wyboru ośrodka, nie zawsze zakładamy, że jest to ośrodek, który w naszej opinii nie pozwala na najskuteczniejsze leczenie chorych. Ale nie zawsze rodzice chcą nam powiedzieć, dokąd planują zabrać dziecko.

Artykuł został opublikowany w 16/2022 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.