Do Przemyśla, oddalonego o 14 kilometrów od przejścia granicznego w Medyce, co pięć godzin przyjeżdżają pociągi z uchodźcami. W ciągu tygodnia, od wybuchu wojny na Ukrainie w mieście pojawiło się sto tysięcy osób, szukających schronienia. Wojciech Bakun, prezydent miasta przyznaje, że rozumie niepokój mieszkańców, ale uspokaja, że Przemyśl nie stanie się miastem policyjnym.
Agnieszka Szczepańska, „Wprost”: Jednego dnia, z prezydenta 60-tysięcznego miasta, stał się pan koordynatorem ogromnego sztabu pomagającemu uchodźcom z Ukrainy. Działa pan całodobowo?
Wojciech Bakun: Zrobiłem ostatnio statystykę i wyszło, że przez tydzień, czyli od początku inwazji na Ukrainę, spałem 16 godzin. Kładę się o trzeciej, a wstaję o piątej. Dziś po raz pierwszy dotarłem do domu przed północą, to cud. Ale już trochę mniej osób przyjeżdża i lepiej to wszystko funkcjonuje logistycznie.
Jak wygląda pana dzień?
Co pięć godzin przyjeżdża nowy pociąg z Ukrainy, każdy po dwa tysiące osób. Jak obrobimy się z jednym, pracujemy nad dostawami, rozpakowujemy paczki, czekamy na następny pociąg. I tak w kółko.
Pod każdym pana wpisem w internecie, pojawia się mnóstwo komentarzy. Jedni pana chwalą za świetną organizację i pomoc uchodźcom, inni piszą, że Przemyśl nie jest już miastem bezpiecznym i boją się posyłać dzieci do szkół.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.