Co roku prawie tysiąc matek w Polsce porzuca nowo narodzone dzieci
Zwolennicy teorii, że miłość macierzyńska jest uczuciem "niezmiennym w swej istocie", uważają, iż macierzyństwo jest "od zawsze" wpisane w naturę kobiety. "Instynkt macierzyński nie jest wrodzony. Miłość do dziecka nie jest w królestwie człowieka normą" - twierdzi tymczasem francuska filozof Elizabeth Badinter.
W 1780 r. namiestnik policji Lenoir stwierdził, że tylko tysiąc z 21 tys. urodzonych w Paryżu dzieci jest karmionych przez matki. Tysiąc innych, uprzywilejowanych, karmią mamki. Reszta została odstawiona od matczynej piersi. Powieści Zoli, Dickensa, Dostojewskiego, Prusa, Zegadłowicza i Dołęgi-Mostowicza przekonują, że porzucanie nowo narodzonych dzieci było nieomal społeczną normą w dziewiętnastowiecznej Francji, wiktoriańskiej Anglii, carskiej Rosji i międzywojennej Polsce, a domy "dla podrzutków" były trwałym fragmentem pejzażu ówczesnych wielkich miast Europy.
Lęk przed niemowlęciem
Święty Augustyn uważał, że zaledwie dziecko przychodzi na świat, już staje się symbolem zła, niedoskonałą istotą obarczoną ciężarem grzechu. Według Kartezjusza, "dzieciństwo to przede wszystkim słabość umysłu, epoka życia, w której władza sądzenia, czyli instrument poznania, pozostaje w całkowitej zależności od ciała". Ten tragiczny obraz dzieciństwa stworzony przez filozofów, teologów i rozpowszechniany przez pedagogów sprawił, że dziecko było uznawane za ciężar. Wielu rodziców nie chciało lub bało się wziąć go na barki.
Pierwsza oznaka odrzucenia dziecka pojawia się wtedy, gdy matka odmawia podania mu piersi. Odmowa taka mogła mieć rozmaite motywacje, ale konsekwencje były te same: trzeba było skorzystać z usług płatnej mamki. W XVIII wieku wysyłanie dzieci do mamek stało się zjawiskiem powszechnym w zamożniejszych warstwach społecznych. Większość dzieci wysyłano poza miejsce ich urodzenia. Również medycyna nie była wrażliwa na potrzeby dziecka. Termin "pediatria" narodził się dopiero w 1872 r. Przedtem leczenie dzieci było domeną znachorek, a lekarze odmawiali odwiedzania chorych maleństw.
W dokumentach historycznych i literaturze znajduje się wiele dowodów na obojętność matek w stosunku do swych nowo narodzonych dzieci. Osesek był kłopotliwy dla osiemnasto- i dziewiętnastowiecznej kobiety, nade wszystko ceniącej spokój i przyjemności. Ówczesna kobieta światowa gra w karty i tańczy do białego rana, a potem lubi "zagłębić się spokojnie we śnie, przerywanym tylko dla rozkoszy" - jak stwierdził Le Prince De Beaumont.
Dramat macierzyństwa
W Polsce istnieje prawna możliwość pozostawienia anonimowo dziecka tuż po urodzeniu w szpitalu. Korzysta z niej coraz więcej matek. W 1995 r. w szpitalu pozostawiono 170 z każdych stu tysięcy noworodków. W 1999 r. już 193. Najwięcej porzuceń odnotowano w województwach śląskim (119) i mazowieckim (105). Uważa się, że takie decyzje kobiety podejmują najczęściej z powodu złych warunków materialnych i braku pracy. Powodem porzucania dzieci jest też zmiana partnera w czasie ciąży. Coraz więcej jest matek małoletnich, które same są bezradne, a ich rodzice nie chcą podjąć ciężaru wychowania wnuka. - Przyjeżdżają do nas młode, niezamężne matki, by urodzić poza miejscem swojego zamieszkania - mówi docent Ewa Helwich z Instytutu Matki i Dziecka. Presja otoczenia, szczególnie małomiasteczkowego, jest niezwykle silna. Porzucane są też dzieci chore i z wadami wrodzonymi. Decydują się na to nawet dobrze sytuowani i wykształceni rodzice. Najczęściej osierocone zostają dzieci z wodogłowiem, porażeniem mózgowym i zespołem Downa.
Dzieci porzucone przez swoje naturalne matki mogą znaleźć rodziny zastępcze. Pomagają w tym ośrodki adop-cyjne, z którymi współpracują szpitale. Po porodzie nie chciane dziecko umieszcza się na oddziale proadopcyjnym. Kiedy noworodek osiągnie wa-gę 3 kg, można go przewieźć do ośrodka adopcyjnego. Matka ma 33 dni na zmianę decyzji. W tym czasie pracownicy socjalni szpitala załatwiają formalności związane z adopcją. W sądzie odbywa się rozprawa, na której matka musi się zrzec praw rodzicielskich, które przyznaje się nowym rodzicom.
Granice adopcji
Wśród porzucających dzieci jest wiele Ukrainek, Bułgarek i Rumunek, trudniących się w Polsce prostytucją. To one są matkami co szóstego noworodka zostawianego w warszawskich szpitalach. Los tych dzieci jest szczególnie tragiczny. Nie mają polskiego obywatelstwa, więc nie można wszcząć postępowania adopcyjnego. Odsyła się je do domów dziecka i tam czekają, aż ich sytuacja prawna zostanie wyjaśniona przez ambasady krajów, których są obywatelami. To jednak nie jest proste. - Przedstawiciele ambasad umywają ręce i kiedy do nich dzwonię, rzucają słuchawką - mówi Beata Banach, pracownik socjalny Instytutu Matki i Dziecka. MSW i MSZ również nie interesują się tym problemem. - Zajmujemy się legalizacją pobytu obcokrajowców w Polsce. Nie obchodzi nas to, co się potem z nimi dzieje - mówi pracownik Departamentu Ochrony Granic, Emigracji i Uchodźstwa MSW.
Adopcja nowo narodzonych obywateli Ukrainy, Bułgarii czy Rumunii jest prawnie możliwa. Regulują to umowy dwustronne. Czasem procedura trwa jednak latami. Naczelnik wydziału konsularnego ambasady rumuńskiej Marian Stan mówi, że porzucone dzieci to często Cyganie, których matki nie podają prawdziwego nazwiska i dlatego trudno jest wyjaśnić ich sytuację prawną. - Organy konsularne podają w wątpliwość ich obywatelstwo i nie zadają sobie trudu wyjaśnienia tej kwestii - przyznaje sędzia Katarzyna Biernacka z Departamentu Współpracy z Zagranicą Ministerstwa Sprawiedliwości.
W 1780 r. namiestnik policji Lenoir stwierdził, że tylko tysiąc z 21 tys. urodzonych w Paryżu dzieci jest karmionych przez matki. Tysiąc innych, uprzywilejowanych, karmią mamki. Reszta została odstawiona od matczynej piersi. Powieści Zoli, Dickensa, Dostojewskiego, Prusa, Zegadłowicza i Dołęgi-Mostowicza przekonują, że porzucanie nowo narodzonych dzieci było nieomal społeczną normą w dziewiętnastowiecznej Francji, wiktoriańskiej Anglii, carskiej Rosji i międzywojennej Polsce, a domy "dla podrzutków" były trwałym fragmentem pejzażu ówczesnych wielkich miast Europy.
Lęk przed niemowlęciem
Święty Augustyn uważał, że zaledwie dziecko przychodzi na świat, już staje się symbolem zła, niedoskonałą istotą obarczoną ciężarem grzechu. Według Kartezjusza, "dzieciństwo to przede wszystkim słabość umysłu, epoka życia, w której władza sądzenia, czyli instrument poznania, pozostaje w całkowitej zależności od ciała". Ten tragiczny obraz dzieciństwa stworzony przez filozofów, teologów i rozpowszechniany przez pedagogów sprawił, że dziecko było uznawane za ciężar. Wielu rodziców nie chciało lub bało się wziąć go na barki.
Pierwsza oznaka odrzucenia dziecka pojawia się wtedy, gdy matka odmawia podania mu piersi. Odmowa taka mogła mieć rozmaite motywacje, ale konsekwencje były te same: trzeba było skorzystać z usług płatnej mamki. W XVIII wieku wysyłanie dzieci do mamek stało się zjawiskiem powszechnym w zamożniejszych warstwach społecznych. Większość dzieci wysyłano poza miejsce ich urodzenia. Również medycyna nie była wrażliwa na potrzeby dziecka. Termin "pediatria" narodził się dopiero w 1872 r. Przedtem leczenie dzieci było domeną znachorek, a lekarze odmawiali odwiedzania chorych maleństw.
W dokumentach historycznych i literaturze znajduje się wiele dowodów na obojętność matek w stosunku do swych nowo narodzonych dzieci. Osesek był kłopotliwy dla osiemnasto- i dziewiętnastowiecznej kobiety, nade wszystko ceniącej spokój i przyjemności. Ówczesna kobieta światowa gra w karty i tańczy do białego rana, a potem lubi "zagłębić się spokojnie we śnie, przerywanym tylko dla rozkoszy" - jak stwierdził Le Prince De Beaumont.
Dramat macierzyństwa
W Polsce istnieje prawna możliwość pozostawienia anonimowo dziecka tuż po urodzeniu w szpitalu. Korzysta z niej coraz więcej matek. W 1995 r. w szpitalu pozostawiono 170 z każdych stu tysięcy noworodków. W 1999 r. już 193. Najwięcej porzuceń odnotowano w województwach śląskim (119) i mazowieckim (105). Uważa się, że takie decyzje kobiety podejmują najczęściej z powodu złych warunków materialnych i braku pracy. Powodem porzucania dzieci jest też zmiana partnera w czasie ciąży. Coraz więcej jest matek małoletnich, które same są bezradne, a ich rodzice nie chcą podjąć ciężaru wychowania wnuka. - Przyjeżdżają do nas młode, niezamężne matki, by urodzić poza miejscem swojego zamieszkania - mówi docent Ewa Helwich z Instytutu Matki i Dziecka. Presja otoczenia, szczególnie małomiasteczkowego, jest niezwykle silna. Porzucane są też dzieci chore i z wadami wrodzonymi. Decydują się na to nawet dobrze sytuowani i wykształceni rodzice. Najczęściej osierocone zostają dzieci z wodogłowiem, porażeniem mózgowym i zespołem Downa.
Dzieci porzucone przez swoje naturalne matki mogą znaleźć rodziny zastępcze. Pomagają w tym ośrodki adop-cyjne, z którymi współpracują szpitale. Po porodzie nie chciane dziecko umieszcza się na oddziale proadopcyjnym. Kiedy noworodek osiągnie wa-gę 3 kg, można go przewieźć do ośrodka adopcyjnego. Matka ma 33 dni na zmianę decyzji. W tym czasie pracownicy socjalni szpitala załatwiają formalności związane z adopcją. W sądzie odbywa się rozprawa, na której matka musi się zrzec praw rodzicielskich, które przyznaje się nowym rodzicom.
Granice adopcji
Wśród porzucających dzieci jest wiele Ukrainek, Bułgarek i Rumunek, trudniących się w Polsce prostytucją. To one są matkami co szóstego noworodka zostawianego w warszawskich szpitalach. Los tych dzieci jest szczególnie tragiczny. Nie mają polskiego obywatelstwa, więc nie można wszcząć postępowania adopcyjnego. Odsyła się je do domów dziecka i tam czekają, aż ich sytuacja prawna zostanie wyjaśniona przez ambasady krajów, których są obywatelami. To jednak nie jest proste. - Przedstawiciele ambasad umywają ręce i kiedy do nich dzwonię, rzucają słuchawką - mówi Beata Banach, pracownik socjalny Instytutu Matki i Dziecka. MSW i MSZ również nie interesują się tym problemem. - Zajmujemy się legalizacją pobytu obcokrajowców w Polsce. Nie obchodzi nas to, co się potem z nimi dzieje - mówi pracownik Departamentu Ochrony Granic, Emigracji i Uchodźstwa MSW.
Adopcja nowo narodzonych obywateli Ukrainy, Bułgarii czy Rumunii jest prawnie możliwa. Regulują to umowy dwustronne. Czasem procedura trwa jednak latami. Naczelnik wydziału konsularnego ambasady rumuńskiej Marian Stan mówi, że porzucone dzieci to często Cyganie, których matki nie podają prawdziwego nazwiska i dlatego trudno jest wyjaśnić ich sytuację prawną. - Organy konsularne podają w wątpliwość ich obywatelstwo i nie zadają sobie trudu wyjaśnienia tej kwestii - przyznaje sędzia Katarzyna Biernacka z Departamentu Współpracy z Zagranicą Ministerstwa Sprawiedliwości.
Więcej możesz przeczytać w 30/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.