Skoro jednoczenie się partiom nie udało, może lepiej konsekwentnie przeprowadzić różnicowanie
1 Po dwunastu latach wracamy do idei wyjściowej: Sejm ich, Senat nasz. Albo: Sejm nasz, Senat ich, zależnie od punktu siedzenia. Mecenas Piesiewicz wierzy w możliwość zwycięstwa, chociaż sondaże na razie dają przewagę Sojuszowi Lewicy Demokratycznej także w wyborach do Senatu. Niemniej jednak senator ma rację, warto spróbować. Wybory do Senatu podlegają bowiem irracjonalnym czynnikom. Czasem wyborca zastanowi się: zaraz, oddałem już głos na tych, którzy ostatnio nie rządzili, to może należy teraz zrównoważyć ten wybór. Gorzej, że nawet w tej ostatniej godzinie nie starczyło opanowania prawej stronie i postanowiła dodatkowo skomplikować listę o niezależnych, ale popieranych przez poszczególne partie kandydatów. Ja mam za to prostszy przepis na zwycięstwo.
2 Opiera się on zresztą na zasadzie sprawiedliwości. Wysiłki włożone w kampanię powinny być mniej więcej równo nagrodzone. Na pewno pamiętają o tym ci, którzy wpisali do konstytucji zasadę sprawiedliwości społecznej. O ile cokolwiek z niej rozumiem, nie polega ona jedynie na tym, że wszyscy mają równe szanse startu w wyborach, ale także na tym, że ci, którzy mają najmniej, powinni być dowartościowani, a tym, którzy mają najwięcej, powinno się uszczknąć nieco z ich zwycięstwa. Z kolei prowadząca obecnie w sondażach formacja liberalna przypomni sobie na pewno o starej zasadzie liberalizmu, iż nie jest ważna większość, ale poszanowanie zróżnicowania i mniejszości. Nikt wszakże nie może zagwarantować, że pogląd najliczniej popierany jest najmądrzejszy. Większość ludzi chce płacić jak najmniejsze podatki, ale chce też mieć za darmo policjanta, który będzie łapał przestępców. Tymczasem za darmo można znaleźć kata, wystarczy jakiś zapalony zwolennik kary śmierci (są tacy nawet wśród profesorów prawa), ale utrzymanie sprawnej policji i sprawnych sądów kosztuje.
3 Dobry Sejm powinien być reprezentatywny dla społeczeństwa. Dobry Sejm powinien więc być możliwie różnorodny, bo to zwiększa szanse na dojście do głosu poglądów rozsądnych. Większość posłów nie zna przecież spraw, których dotyczą uchwalane przez nich ustawy. Za granicą z tego powodu ogranicza się rolę posłów w uchwalaniu ustaw do minimum, ale u nas posłowie rządzą rządem i krajem, więc podobne ograniczenia nie są w ich interesie.
4 Skoro jednoczenie się nie udało, byłoby lepiej konsekwentnie przeprowadzić różnicowanie. Prawica dała przykład. Nie było tygodnia, by jakiś minister nie zakładał własnego ugrupowania. Zdaje się, że jest to dobry sposób na szantażowanie biznesmenów: jak nie dacie pieniędzy na kampanię wyborczą, wasze interesy nie zostaną poparte w przyszłym parlamencie. Szantaż działa, bo widocznie biznesmeni przestraszyli się apelu Jerzego Urbana do przyszłych posłów lewicy o zachowanie uczciwości. Apelował nie do wartości, ale do kieszeni, bo - zdaniem Urbana - nieuczciwość się nie opłaca. Pójdźmy więc dalej. Lewica demokratyczna jest tak trwałym elementem pejzażu politycznego, że mogłaby wreszcie uczciwie pokazać nam, jak się różni wewnętrznie. Na przykład miękka część sojuszu, popierająca kandydaturę prezydentowej Jolanty Kwaśniewskiej na kolejnego prezydenta kraju, i beton męski z Leszkiem Millerem, który nie chce oddać władzy kobietom i lubi się popisywać prawdziwie męskim dowcipem. Czy te dwie formacje muszą naprawdę iść ramię w ramię do wyborów w imię Wielkiego Brata, mydląc wyborcom oczy? Wielu chętnych do parlamentu ma Platforma Obywatelska, ale też byłoby najlepiej mieć od razu dwie platformy. Po co później się denerwować, patrząc, jak po wyborach konserwatyści liberalni SKL oddzielają się od platformy. Teraz starczyłoby może głosów na jednych i na drugich. Wszyscy mówią dzisiaj, że Unia Wolności ma swoje zasługi, przede wszystkim takie, iż przechowała liberałów, bo przedtem to była przecież Unia Demokratyczna. Trochę wprawdzie nie rozumiem, dlaczego redaktor Wołek nazywa te formacje lewicą antykomunistyczną, bo jest to nawet więcej niż sojusz tej lewicy pomarcowej, o której pisze, z antykomunistyczną lewicą katolicką. Tak można jeszcze nazwać odwołujące się kiedyś do mounierowskiego personalizmu środowisko "Więzi", ale czy "Znak" lub "Tygodnik Powszechny" były lewicowe, to już naprawdę trudno powiedzieć. Jeśli odejmie się te środowiska od platformy, zostaje dla nich bardzo potrzebne miejsce, tak jak potrzebna jest bardziej konserwatywna chrześcijańska demokracja. No i wreszcie troszkę ekstremy w różnym kolorze. Lepiej, kiedy mówią w parlamencie, niż gdy tylko wyją na ulicy.
5 Z tego wszystkiego, drodzy państwo, wychodzi mi mniej więcej taki oto sprawiedliwy wynik wyborczy jako wskazany dla kraju: zdecydowanie antykapitalistyczna PPS, taka, jakiej nigdy w tym kraju jeszcze nie mieliśmy - 4,9 proc. głosów, prezydencka koalicja SLD i UP - 7,9 proc., millerowa koalicja SLD i UP - też 7,9 proc. głosów, Unia Wolności - 4,9 proc. głosów, PO bez SKL - 4,9 proc., SKL - 4,9 proc., AWS - 7,9 proc., kontr-AWS - 7,9 proc., PSL z Ryszardem Bugajem, ale bez Poręby - 4,9 proc., PSL z Bogdanem Porębą, ale bez Bugaja - 4,9 proc., PPChD - 4,9 proc., Przymierze Polskich Rodzin - 4,9 proc., PiS Kaczyńskich - 4,9 proc., Alternatywa dla Wszystkiego - 4,9 proc., lewicowa Krajowa Partia Rencistów i Emerytów - 4,9 proc., prawicowa Krajowa Partia Rencistów i Emerytów - 4,9 proc. Lech Wałęsa (który zresztą powinien być dożywotnio senatorem), jeśli już chce podtrzymywać swoją partię, niech się nie łączy z jakimiś palantami, tylko ma swoją partię, a wraz z nią swoje 4,9 proc. Dla Niemców i innych mniejszości narodowych - reszta. Razem 100 proc. głosów. Wybory ważne w świetle prawa, choć nikt, z powodu nieprzekroczenia wyborczego progu, nie wszedł do Sejmu. Marzenie narodu spełnione. Mecenas Piesiewicz z prezydentem od nowa mogliby się zająć budową IV Rzeczypospolitej. Życzę jak najlepiej.
Więcej możesz przeczytać w 30/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.