Spojrzawszy na datę wydania pierwszej płyty Red Hot Chili Peppers można doznać szoku. Funk-rockowy kwartet z Kalifornii nagrywa już od niemal 40 lat. Po czterech dekadach na scenie panowie zyskali status niekwestionowanych mistrzów w swoim fachu i zgromadzili wokół siebie wiernych fanów, dla których nawet ewidentne potknięcia i tak urosną do rangi arcydzieła. Po odsłuchu trzeba jednak odciąć się tego typu ocen i stwierdzić wprost: „Unlimited love” arcydziełem nie jest, choć sięgnąć po ten album warto.
Koniec romansów
Pierwszym z powodów, dla których warto posłuchać tej płyty, jest powrót Johna Frusciante. Piekielnie zdolny gitarzysta rozstał się z grupą w 2009 roku, a w jego miejsce w naturalny sposób wskoczył, zakochany w stylu Frusciante, Josh Klinghoffer. Przez dekadę muzyk pod swoim nazwiskiem i jako Trickfinger eksplorował świat muzyki elektronicznej, nagrywając ambitny i wyjątkowo odległy od brzmienia RHCP materiał. Jego zamiłowanie do syntetyków dawało sporą nadzieję, że nowy album papryczek będzie dla słuchaczy sporym zaskoczeniem.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.